Są mecze, o których wolelibyśmy nie pisać. Nie dlatego, że wynik nie przypadł nam do gustu albo że skomplikowały historię układającą się tak ładnie, jak marsz menedżerskiego Matuzalema po potrójną koronę. Nie dlatego również, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wróżyły bezbramkowy remis. Głównie dlatego, że pisząc o takich meczach trudno pominąć wydarzenia najbardziej kontrowersyjne, a zdecydowanie wykraczające poza czysty futbol – w przypadku derbów Manchesteru byłaby to czerwona kartka dla Paula Scholesa i awantura między Balotellim a Ferdinandem już po ostatnim gwizdku, a w meczu Arsenalu z Liverpoolem incydent między dwoma menedżerami także po zakończeniu spotkania, rozgrywanym dwanaście minut dłużej niż planowano mimo iż formalnie sędzia doliczył minut osiem.
Spróbujmy jednak przywrócić hierarchie. W przypadku tego pierwszego meczu napisać coś o pojedynku dwóch trzyosobowych formacji w środku pola i o fałszywym skrzydłowym MC Davidzie Silvie, wyciągającym za sobą O’Shea i robiącym w ten sposób po lewej stronie miejsce Kolarowowi. O nieruchawym w gruncie rzeczy Berbatowie w ataku MU (ach, jakże w pierwszej połowie brakowało pracowitego Hernandeza; problem w tym, że kiedy Meksykanin wszedł na boisko, zaraz wyleciał z niego Scholes i koncepcja gry dwójką napastników wzięła w łeb – żeby Anderson mógł załatać dziurę w pomocy, musiał zejść Berbatow…). O odwadze Roberto Manciniego, który tym razem nie ustawiał drużyny ultradefensywnie – i to mimo lania, które zebrał w poniedziałek na Anfield Road. Nade wszystko jednak: o kosztownej, choć spodziewanej nieobecności zdyskwalifikowanego Rooneya, i równie kosztownej, choć niespodziewanej nieobecności Giggsa. Ci, którzy byli architektami ostatnich triumfów MU, wczoraj nie wystąpili: efekt, niestety, widać od razu (a przecież City nie mogło skorzystać z kontuzjowanego Teveza…).
Wypada, niestety, napisać, że Alex Ferguson wie, co robi, zostawiając w meczach o wielką stawkę Dymitara Berbatowa na ławce (a może odwrotnie: gdyby Bułgar w spotkaniach tej rangi był konsekwentnie obdarzany zaufaniem, nie spudłowałby dwukrotnie w pierwszej połowie?). Wypada także zmartwić się momentem gapiostwa świetnego ostatnio Carricka. To z perspektywy MU, bo z perspektywy MC nie sposób nie zauważyć, że zwycięstwo było zasłużone, surowość kary dla Scholesa niekwestionowana itd., itp. „Hałaśliwi sąsiedzi” z Pucharem Anglii i miejscem w pierwszej czwórce, jeśli ostatecznie je zdobędą, staną się jeszcze głośniejsi, a Roberto Mancini, kto wie, może zdoła obronić swoją posadę także na następny sezon – w końcu to nie byle co, wywalić z pucharu i popsuć zabawę największemu rywalowi. Piłkarzy Włoch już ma znakomitych: od Harta, przez niedocenianego Kompany’ego (moim zdaniem spokojnie mieści się w najlepszej jedenastce sezonu, tworząc parę stoperów z Vidiciem), po Yaya Toure, Davida Silvę, Teveza oczywiście (ale wczoraj także Balotelli grał dobrze).
Są mecze, o których wolelibyśmy nie pisać… Pierwsze zdanie tekstu jako żywo stosuje się także do zakończonego przed chwilą spotkania Arsenalu z Liverpoolem. Bo nawet jeśli przejdziemy do porządku dziennego nad starciem Wenger-Dalglish i nad późniejszym, doprawdy zabawnym, uporem menedżera Arsenalu, że Eboue nie faulował Lucasa, trudno zmilczeć fakt, że przez ponad sto minut (tyle trwał mecz po dramatycznej kontuzji Carraghera) Kanonierzy potwierdzali wszystkie najbardziej zużyte stereotypy na swój temat.
Owszem, grali pięknie dla oka. Owszem, piłka zgrabnie krążyła dookoła pola karnego Liverpoolu. Owszem, kilka zagrań z pierwszej piłki o mało co nie zmyliło obrońców gości. Rzecz jednak w tym „o mało co”: nie odbierając defensywie piłkarzy Dalglisha koncentracji i determinacji (z Walcottem i Nasrim radzili sobie nastolatkowie: Robinson i Flanagan; kolejni nastolatkowie, Spearing i Shelvey, grali w końcówce w drugiej linii), trzeba zauważyć, że Fabregas znów wyglądał na niezainteresowanego, a w związku z tym Arsenal atakował schematycznie i bez prawdziwej penetracji pola karnego Reiny. Nawet Bendtner po wejściu na boisko został ustawiony na prawym skrzydle zamiast w szesnastce Liverpoolu… Kiedy zaś w końcu piłkarzom Arsenalu się udało i w siódmej minucie doliczonego czasu gry objęli prowadzenie, to zamiast na te ostatnie kilkadziesiąt sekund porządnie się skoncentrować, popełnili dwa błędy, z których ten drugi okazał się straszliwie kosztowny. Czy jest jakaś druga drużyna, która potrafi objąć prowadzenie w 98. minucie meczu, żeby następnie dać sobie odebrać zwycięstwo?
Trudno zrozumieć zachowanie Eboue: powalił Lucasa na ziemię w sytuacji kompletnie niegroźnej, kiedy obaj gonili piłkę odchodzącą w bok, poza pole karne, i kiedy sędzia trzymał już w ustach gwizdek, by dmuchnąć w niego po raz ostatni. Z pewnością Eboue wypełniał kwestionariusz Crevoisiera, w którym sto siedemnaście (!) pytań miało przybliżyć do uzyskania jednej w gruncie rzeczy odpowiedzi: czy ta grupa ludzi MENTALNIE jest w stanie poradzić sobie z presją, czy chce, umie, potrafi zwyciężać…
Kwestii takiej raczej nie podnoszą w Liverpoolu. Po stracie Fabio Aurelio, upiornie wyglądającej kontuzji Carraghera i zejściu z boiska mającego kłopoty z kolanem i kostką Carrolla, Dalglish trzykrotnie musiał przebudować zespół, za każdym razem w sposób nieplanowany. Owszem, momentami wyglądało to na parkowanie autobusu: dziesięciu broniących na ośmiu atakujących stłoczonych na jednej tylko połowie. Ale były przecież także groźne kontry, które kto wie, jak by się skończyły, gdyby nie słabszy dzień Suareza. I była drużyna złożona, jak się rzekło, w połowie z dzieciaków, walczących jak lwy. Złośliwość końcową powtarzam tylko dlatego, że pochodzi z bloga kibiców Arsenalu: miliarder Kroenke wraca do Denver pocieszając się, że został właścicielem 62 proc. Eboue.
Jeszcze zanim RVP wykonał rzut karny, napisałem na twitterze, że Arsenal taką grą nie zasługuje na te kilka dni nadziei na tytuł. Dobrze, że Eboue ich tej nadziei pozbawił. Następne, co mi się nasunęło, to jak dobrym reprezentantem dzisiejszego Arsenalu jest Eboue – dynamiczny, szybki, świetnie wyszkolony technicznie, potrafiący chwilami ośmieszać najlepszych, a jednocześnie mający „to coś”, co odróżnia go od… prawdziwych mistrzów. Dalglish nie filozofował, zagrał tak, jak gra się z Barceloną – głęboko, ciasno, uważnie, nie przejmując się tym, że to rywal gra w piłkę. Różnica jest taka, że Barcelona tak nastawiony Liverpool połknęłaby bez popijania, a Arsenal bił głową w mur.
Zastanawia mnie geneza zjawiska powracającego jak wierny psiak do swego pana czyli podejmowania dyskusji (bo sa ludzie z cyklicznie powracająca wiara) na temat dorosłości mentalnej tej drużyny. Pisałem mnóstwo razy i każdy (choć wielu gdyby miało moje zdjęcie rzucało by w nie rzutkami) je zna, arsenalu pokonać się nie da, oni pokonują sie sami, nie dają ci nawet szansy.Medialna szopka tej drużynie przeszkadza, oni sobie z tym nie radzą, no i rośnie mydlana bańka, trochę, choć oczywiście na mniejszą skale, jak z reprezentacja anglii przed wielka imprezą. No i jest bum i jest rozczarowanie. Chwila ciszy i spokoju i znowu będzie to samo, zobaczycie, tylke zaczną sie prognozy przed sezonowe i mamy dziennikarze wróca do tekstów sprzed roku, kopiuj wklej, zmiana daty i jazda to samo. Najpierw trzeba udowodnić zmianę, pokazać że takowa miała miejsce, potem można dyskutować, tymczasem z wiarą jest tak że nie opiera sie na logice, opiera się głębokiej chęci.Eboue tak bardzo chciał zabrac piłke, że az za bardzo, tak chciał mieć bezpieczna sytuacje bezpiecznym, ze aż wpadł na lucasa gdy tamten nie mógł nic zrobić, ani myślał zagrozić bramce. Wciąż jednak 6 pkt, potencjalne porażki z arsenalem czy chelsea, albo remisy na wyjazdach, to da się zrobić, ale coś mi się wydaje że drugie miejsce zajmie chelsea, nie wiem czy wenger pozbiera ta drużynę na te 6 kolejek, w środę kolejny mecz, muszą wygrać bo moga spaść na 3 miejsce.Co do United, nie wierzyłem w potrójna korone, śmiałem sie z tych którzy o niej pisali (Panie Michale i Pana poniosło, proszę przeczytać swoje teksty wytykające wady tej drużyny, nagle sytuacja aż tak diametralnie się zmieniła? Wyzbyli się ich? Nie), dziennikarze, jak chorągiewki na wietrze. Alex Ferguson (w przeciwieństwie to wengera), nie chciał nawet podnosić tematu trofeów, „to wy to piszecie” mówił, miał racje. Ja wierze i wierzyłem w tytuł mistrzowski, na szczęście moja wiara jest wsparta logiką. Byc może, a znając historie meczów z Niemcami taki pewny nie jestem, zagramy w finale LM, w którym faworytem nie będziemy (choć ja tam uważam ze real sie pokona), i sezon uznam za bardzo udany.PS. Co do tej tarczy z rzutkami, wystarczy poprosić 😀
Formalnie pan Okoński ma rację, ale tak naprawdę MU po prostu zabrakło chęci, by to wygrać. Gdzieś w necie przyuważyłem komentarz: tak właśnie wygląda różnica między walką o pierwsze od niepamiętnych czasów trofeum w ogóle, a błyszczącą gdzieś w oddali potrójną koroną. MC musiał to wygrać, MU tylko mógł – żeby ewentualnie sprawić sobie wisienkę na torcie. I to było widać na boisku, niezależnie od wszelkich przedmeczowych zapowiedzi, jak to piłkarze są zmobilizowani itp.itd. Jak widać, nawet wyjątkowy rywal nie był w stanie ich dostatecznie zmobilizować. Cóż, z innego komentarza: dla MC to był najważniejszy mecz od 35 lat, dla MU nie był najważniejszy nawet w tym tygodniu. I to właściwie tyle na ten temat. Byłem wściekły i rozgoryczony wczoraj, dzisiaj trochę mi przeszło. Coś takiego jak „potrójna korona” i tak realnie nie istnieje. Słusznie SAF traktuje to jak dziennikarsko-statystyczny wymysł. Realnie istnieje natomiast puchar Premier League – waży 25 kg, ma 76 cm wysokości i 43 cm szerokości. Na nim teraz trzeba się skoncentrować. Co do Arsenalu – drużyna z Van Persiem i Fabregasem, wspomaganymi grupą bardzo dobrych piłkarzy nie może nie walczyć o najwyższe cele. Na zdrowy rozum po prostu nie da się zrozumieć, dlaczego tak uparcie nie mogą niczego wygrać. Naturalne jest więc szukanie przyczyn innych niż czysto umiejętnościowe, bo pod względem umiejętności niczego im nie brakuje.
Johnny, całkiem niezły comment odnośnie gry Manów. Znaczy się z jednej strony kiwam głową, bo ciężko zarzucić ci braku rozsądku w tej wypowiedzi, a z drugiej …. Może i to kogoś oburzyło co napisałem poprzednio, ale wiesz – z kim jak z kim, ale z nimi …. Szkoda mi trochę tej przegranej, bo chyba można było od razu grać Hernandezem który by latał i za siebie i za Wayne’a. Odnośnie gry Berby spróbuję się powstrzymać (nie chce mi się przerzucać argumentami z alaszem) ale powiem króciutko – tak jak mnie przedwczoraj wpienił, no to po prostu rekord świata. A jak młodą, to nawet nie wspomnę…
„Z kim jak z kim, ale z nimi” – no tak, tak, ale moim zdaniem (już mi się zresztą za tą opinię dostało od niektórych współfanów) sobotni mecz pokazał, że całe to „derby thing” podnieca bardziej kibiców niż zawodników. Podkreślam: nie wiem, jak jest naprawdę, mówię jedynie, jak w moich oczach to wyglądało. Nie chcę też powiedzieć, że MU w ogóle nie chcieli wygrać, skądże, pewnie chcieli, ale z całą pewnością nie za wszelką cenę, nie tak, jak choćby z Chelsea we wtorek. Właściwie do prawdziwego ataku rzucili się dopiero pod koniec, chyba dopiero wtedy do nich dotarło, co się dzieje – akurat gdy już było za późno. Zgadzam się co do Hernandeza, z tym, że decyzję SAFa rozumiem o tyle, iż Chicharito miał prawo być wyczerpany po przeprawie z Chelsea (nie chcę już dodawać: „a stawka jednak nie ta..”, żeby nie przesadzić ze złośliwościami). Z drugiej strony – jak w takim razie wytłumaczyć wystawienie Parka? Dlaczego po meczu nagle wszystkie media zaczęły przypominać, że przecież tyle już razy mogliśmy się przekonać, iż Berbatow nie do końca sprawdza się jako „lone striker”? Ale, jak mówiłem, nie chciałbym się rozwodzić nad tego rodzaju kwestiami, bo, moim zdaniem, nie one zdecydowały o porażce.No proszę, a postanowiłem sobie, że zapominamy o sobocie i nie wracamy do tego. Teraz już naprawdę!
Ciężko jest zachować obiektywizm wypowiadając się na temat Największego Rywala…cóż,kilka lat temu powiedziałem,że 90% Arsenalu stanowi…system Wengera.Autorski system.Dodałem też,że w tym systemie nawet średniak potrafi błyszczeć,a wziąwszy pod uwagę reputację i autorytet Francuza możemy być pewni,że piłkarze dadzą z siebie wszystko i „zacznie żreć” momentalnie(podobnie jak w MU-porównajmy choćby postawę Hernandeza i Arszawina w debiutanckich sezonach) .I to jest dla mnie cały Arsenal-ładnie grający dla oka zespół,pozbawiony piłkarzy zdolnych do osiągania sukcesów(prawie jak…Spurs).Wystarczy popatrzeć do jakich klubów odchodzą ich zawodnicy w ostatnich latach-czy o tych piłkarzy bije się europejski TOP? Czy Barca,Real,Inter,MU,Chelsea zastawiają sidła na Wilshere’a,Songa lub Eboue?Jedynym wyjątkiem jest Adebayor,natomiast przemilczę pozostałe transfery „dzieci”.Powtarzam:90% Arsenalu to ofensywna taktyka Wengera i szczerze mówiąc jestem już znudzony tymi zachwytami nad ich grą skoro ZAWSZE zawodzą w najważniejszych momentach.To nie jest 'nearly team’-to jest '90% Wenger’s…Mind’.Pozdrawiam:)
Bale zostal pilkarzem roku, Wilshere mlodym pilkarzem roku. Z tym drugim moge sie zgodzic, poniewaz pomimo, ze w tym roku sporo mlodych chlopakow pokazalo nam swoj talent, to mimo wszystko Wilshere chyba najbardziej zasluzyl na ten tytul.Niestety z Balem juz tak fajnie nie jest – sadze, ze to raczej efekt rozkreconej spirali marketingowej w okol tego sympatycznego chlopaka. Jest przynajmniej 3-4 pilkarzy w lidze, ktorzy bardziej zasluzyli na te nagrode niz Gareth. Fajny gosc z niego i obserwuje rozwoj jego kariery odkad byl pilkarzem Southamptonu (ktory jest na dobrej drodze do powrotu do the championship, ha!), ale moim zdaniem ta nagroda jest przedwczesna niestety.
Jednemu i drugiemu pomógł dziki szum wokół ich osób, o ile jeszcze wilshare rozumiem o tyle bale nie zasłużył, nie był najlepszym i najrówniejszym w tym sezonie, co do tego nie mam wątpliwości.
Gdyby Wilshere był do wzięcia, to ja tam bym się o niego bił..
To nagroda za JEDEN mecz, nie za cały sezon. Mam na myśli Bale’a. Szkoda.
Odnośnie meczu MC-MU, patrząc z dystansu na tą przegraną, pociesza mnie fakt, że dla MC to był najważniejszy mecz od 30 lat. Dla nas nie był to nawet najważniejszy mecz tygodnia.
Rooney dostał bana na 2 mecze za wulgarny język, ciekawe czy FA w stosunku do Dalglish będzie konsekwentna ? :)http://www.youtube.com/watch?v=MWt9JEGkoTA&feature=player_embedded
PFA Team of the Year2011Goalkeeper: Edwin van der Sar Defenders: Bacary Sagna; Vincent Kompany; Nemanja Vidic; Ashley Cole Midfielders: Samir Nasri; Jack Wilshere; Nani; Gareth Bale Forwards: Carlos Tevez; Dimitar BerbatovNiezly team, tylko zamiast Bale’a dalbym Modrica, a zamiast Berbatova – Rooneya. Taka ekipa moznaby lomotac Barcelone 😉
Inna sprawa co tu robi A. Cole…
Ale dlaczego nie pisać o tych meczach? Potwierdziły w najbardziej emocjonujący sposób, że sport to przede wszystkim umiejętność wygrywania ze sobą i unikania błędów. Dzięki Bogu, dwa wielkie pojedynki i ani złego słowa o sędziach, którzy mieli odwagę podjąć trudne, ale słuszne decyzje (nie liczę Wengera, bo każda matka broni swoich dzieci). Berba nie pokonał siebie i zagrał tak, jak od dawna twierdził Alex, czyli w ważnym meczu nijako. Pomoc Arsenalu nie była w stanie wygrać ze swoimi nawykami i nie przypomniała sobie prawdy, że bez strzału nie ma goli. Eboue i Scholes zawalili. Bywa… Ale właśnie po to siedzimy na trybunach i oglądamy mecz. Choćby to już była 112 minuta gry 🙂
Pytanie kluczowe pozostaje niezmienne czy nawet w razie udzielenia poprawnych odpowiedzi na 117 pytań (przy czym poprawne znaczy zadowalające… Wengera chyba, prawda?), zawodnik da radę wytrzymać presję kilkudziesięciu tysięcy na stadionie? Teoria a praktyka, więc ja wątpię.
Nie ma takiego testu (w rozumieniu pytań i odpowiedzi), który pozwoliłby przewidzieć, czy Eboue popełni głupi faul w 112 minucie, czy nie. W przypadku Eboue odpowiedź na to pytanie była oczywista od dawna, Wenger też zna go i wie, że nie należy on do ludzi opanowanych i zimnokrwistych. Moim zdaniem AW po prostu ma skrupuły i dlatego Eboue, Denilson, Bendtner i Rosicki wciąż jeszcze są w składzie.Wyzbycie się tych skrupułów będzie rewolucją. Pisałem u Michała miesiąc temu, że AW mówił o obecnym Arsenalu jako o projekcie. Mam nadzieję, że ogłosi jego fiasko po sezonie i w/w rewolucję rozpocznie. 6-7 graczy out, 6-7 in. Dla mnie to może wystarczyć.
Pytanie, czy jest do tego skłonny, skoro niedawno zarzekał się, że dla niego sukcesem jest coroczna gra w Lidze Mistrzów, a nie jakieś tam puchary.
Nigdy nie powiedział, że puchary się dla niego nie liczą. Jeśli tak zrozumiałeś jego wypowiedź, to źle ją zrozumiałeś.Naprawdę wierzę w to, że przyzna się do swojej porażki w kwestii kilku zawodników i ich wymieni. Co sezon miał argument za tym, żeby spróbować z nimi jeszcze rok. Teraz nie widzę żadnego logicznego argumentu, trwanie przy tym, co ma, nie byłoby konsekwencją ani uporem. Byłoby głupotą, a Wenger wbrew pozorom głupi nie jest.
http://www.thisislondon.co.uk/standard-sport/football/article-23939933-we-dont-need-a-trophy-says-arsene-wenger.doOczywiście, wprost tego nie powiedział. Pytanie też, na ile jest to robienie dobrej miny do złej gry. Ale mimo wszystko chyba coś jest na rzeczy. Zresztą inaczej po prostu trudno to wytłumaczyć. Czy władze np. Realu Madryt byłyby usatysfakcjonowane tłumaczeniem w stylu: „ok, może niczego nie wygrywamy, ale przecież trzeba docenić to, jacy jesteśmy wspaniali”? To, że są wspaniali, to jest oczywiste i mniejsza z tym, natomiast czekamy na puchary. A jak ich nie ma, to robimy wszystko, żeby były. Nie wiem jak ty, ale ja częściej ze strony fanów Arsenalu zauważam irytację i zrezygnowanie kolejną porażką (choćby nawet chodziło zaledwie o Carling Cup), niż zachwyt jego wspaniałością. Czy Wenger myśli tak samo?
W zalinkowanym tekście nie ma nic, co choćby przypominało „puchary nie są ważne”. Ja Ci nie wmawiam, że Wenger przestanie być Wengerem (co to w ogóle za przykład z tym Realem? Dalej odejść od filozofii Arsenalu chyba nie mogłeś). Twierdzę, że nie jest głupi i nie ma w tym sezonie argumentów, które usprawiedliwiały go w ostatnich sezonach, przynajmniej w kwestii podstawowej jedenastki. Dlatego sądzę, że zmiany tym razem są prawdopodobne. Możemy rozmawiać o Arsenalu i Wengerze, jeśli będziesz pamiętał, o kim rozmawiamy.
To i ja sie podłącze, moje zdanie jest bardzo bliskie zdaniu Rafała Steca, Wenger stał sie niegroźnym ekscentrykiem. Wenger umniejszał znaczenie pucharów, takich jak puchar ligi, przed finałem w zeszłym roku pytał czy to można nazwać trofeum, po czym mówi ze większym prestiżem jest zajęcie miejsca w top 4, co jest prawdą bo o to miejsce ciężej, jednak jak go obserwuje to zauważam sprzeczność, oto człowiek który cały czas umniejsza (johnny dął jeden z wielu przykładów) znaczenie czegoś czego obsesyjnie pragnie-jakiegokolwiek triumfu w czymkolwiek. Wenger jest pod wielka presją, nie tam zarządu, czy fanów, jest pod wielką presją swoich ambicji i kolejnych porażek, on sam sobie narzucił wysokie standardy, które go przerastają.Nie wydaj emi sie by ten człowiek był wstanie przyjąć porażkę, wyciągnąć wnioski i dokonać zmiany, on chce po swojemu, uparcie, a jak nie idzie wszystko winne tylko nie złota myśl. Jest więźniem swoich ambicji. Choć może to on jest ostatnim który nie zwariował w środowisku które całkowicie postradało zmysły i właśnie na ich tle wygląda na świra.
A ja, jak zwykle w przypadku domorosłych psychologów, odpowiem tylko: whatever. To, nad czym się tak dogłębnie zastanawiasz, w ogóle nie wydaje mi się interesujące. Wolę składać do kupy to, co wiadomo na pewno, zamiast wchodzić komuś do głowy w poszukiwaniu demonów, czy ukrytych intencji. To, co widać jak na dłoni, jest wystarczająco ciekawe i warte dyskusji.
A żeby nie było tak ostro (jakieś fakty jednak opisałeś), się zobaczy. Twoim zdaniem odleciał, moim zdaniem nie bardziej niż 5 lat temu.
Nie napisałem że odleciał, napisałem że na tle swojego środowiska, które być może postradało zmysły, jest świrem. Jednak być świrem wśród wariatów to chyba dobra sprawa :DInaczej mówiąc w świecie szalonych pieniędzy i kolejnych horrendalnych transakcji piłkarskich, jego metody zdają sie szalone, tyle że właśnie, to tło jest niedorzeczne.Podzieliłem sie swoimi przemyśleniami na temat osoby która często obserwuje, ja nie lubie sie ograniczać tylko pewnikami, tak sobie publicznie myśle, nie uważam tego za absolut.
Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek wiedział, co chodzi po głowie Wengera (oprócz samego Francuza) więc Twój wywód jest z gruntu nietrafiony. To, co u Ciebie jest wadą Wengera, bardzo łatwo można przekształcić w zalety. Przecież słowa o zadowoleniu z drugiego miejsca można odczytać także jako dążenie do zdjęcia presji z drużyny. Arsenal w tym sezonie prezentuje sie lepiej, zwłasza w środku pola, gdzie eksplozja Wilshere’a i lepsza gra Songa mają (miały) widoczny wpływ na grę całości. Prawda, nadal nie jest to DM jak Keane czy Veira, ale jest lepiej. W obronie przydałby się im jeszcze ktoś lepszy niż Sebastian S. no i pewny bramkarz (może Wojtkowi się uda?)Ściągnięcie do klubu Lehmana było… ciekawe, czym Wenger go przekonał, bo wydaje mi się że Niemiec rozstawał się z klubem w nienalepszej atmosferze…
„This team is 23. When we played against Barcelona, they were 27 and a half. It is time people understand what our job is about. It is important we realise this team is absolutely amazing for what they do at their age. One day people will understand that.”Czy kibicow Barcelony obchodzi, ze srednia wieku zespolu to 27.5? Mysle, ze niekoniecznie. Czy mnie obchodzi w jakikolwiek sposob, ze Giggs ma niemal 38 lat a VDS ponad 40? Tez nie. Poki daja zwyciestwa i puchary, te cyferki sie nie licza. Jest to istotne podczas transferu, bo po co placic gruba kase za 30latka. I wiadomo, fajnie jest wykreowac nastolatka, ktory jest naprawde wspanialym zawodnikiem (Wilshere), i ludzie to rozumieja. Ale to nie moze byc celem samym w sobie. Zawodowa pilka polega na wygrywaniu. Przykro mi Arsene, za kilka lat ludzie nie beda myslec o tym, jak Twoj mlody sklad swietnie sobie radzil z Barca (do czasu), tylko o tym, ze postrzegany byl jako „nerly-team”.I nie zrozumcie mnie zle, ja bardzo szanuje Wengera, czasem mam wrazenie, ze brakuje mu jednego elementu, zeby powrocic do ery Invinvibles. Ale od kilku lat ciagle czegos brak, a teraz jeszcze mowi o wieku pilkarzy. „As long as you are second in the league, I am ready to sign for the next 20 years and stand up for that”. Wyobrazacie sobie, zeby Ferguson albo Ancelotti powiedzial cos takiego? Takie zdanie to moze rzucic Redknapp a nie Wenger. To nie jest zdejmowanie presji, to pogodzenie sie z wiecznym byciem drugim (w pilce to de facto najwiekszy przegrany). Manager ma motywowac do zwyciezania, a nie poklepac po porazce po ramieniu, i powiedziec „sluchajcie, nie martwcie sie, jestescie o 3 lata mlodsi, oni co prawda wygrali, ale srednia wieku maja 27,5”. „How old is Wilshere? It looks like in England you cannot play without him. How old is Fabregas? How old is Nasri? We have to trust these players and not listen to some opinions of people who have not worked in football.”Ja sie zgadzam ze to wspaniali pilkarze, tylko po co on gada o tym wieku. Przeciez nikt nie mowi, ze trzeba sprzedac Nasriego i Wilhere’a i kupic lepszych, starszych zawodnikow. Gracze ktorych on wymienia sa internaszynal lewel, nikt nie polemizuje. Ale Arsenal to nie szkolka pilkarska, tu chodzi o trofea. Jak ma 17 lat i wygrywa to ok, jak ma 27 i wygrywa to tez ok. Wiek nie ma znaczenia. Z tego wywiadu wynika, ze Wenger mysli, ze ludzie nie doceniaja Arsenalu, a on tak dobrze sobie radzi, tak mlodymi graczami (az drugie miejsce). Ludzi nie doceniaja Arsenalu, bo ten nie wygral nic od 5 lat. Arsene, wygraj tymi chlopakami cos, to wystarczy, zebys udowodnil, ze twoj zamysl mial sens. Bo poki co, to jest sztuka dla sztuki. Przyznaje, podziwiam, ze mozna zbudowac tak dobry sklad za tak male pieniadze, ale futbol to nie konkurs „Maly Przedsiebiorca”. Scholes w ostanim wywiadzie spytany, ktory tytul ceni najbardziej, powiedzial ze bez roznicy, kazdy jest tak samo piekny. Nie ma znaczenia czy wygrywajac masz 20 czy 30 lat, po prostu fajnie jest podniesc taki puchar.
Ciekawy artykuł Henry’ego Wintera nt Arsenalu i porównanie w nim do United. Warto przeczytać.http://www.telegraph.co.uk/sport/football/teams/arsenal/8459663/Henry-Winter-Arsenal-manager-Arsene-Wenger-must-open-his-eyes-and-make-his-team-accept-responsiblity.html
Czy ja wiem czy taki ciekawy? Trochę oczywistości, trochę Alaszowego włażenia do głowy, do tego kilka tez moim zdaniem bzdurnych.
Które tezy uwarzasz za bzdurne? Konkretnie.
Pamiętaj, że powiedziałem „moim zdaniem bzdurnych” – np twierdzenie, że Wenger nie wini za karnego Eboue, tylko sędziego. Oczywiście to wymaga wchodzenia do głowy, czego wole nie robić, ale uważam za naiwność branie za prawdę wszystkiego, co trener mówi dziennikarzom po meczu, skoro nie wiemy co mówił samym piłkarzom. A o stosunku AW do Eboue mam nadzieję niedługo się przekonamy 🙂
Ja wiem że twoje zdanie, byłem ciekaw. Za teza ze wini sędziego przemawia fakt ze poszedł do arbitra z pretensjami jeszcze nim ten opuścił murawę, wiec w jakims tam stopni go obarcza winą. Co do Eboue to faktycznie, przekonamy się,choć jesli opuści emirates to przecież nie przez tego karnego.
Czerwononosy znalazł najprostszą drogę po tytuł: zremisować wszystko 0-0 do końca i majster sam do nich przyjdzie. Proste. Genialnie proste.
E tam – jaja sobie chyba robisz i tyle. W komentarzu do wczorajszego show przeciwko Newcastle jedyne co można powiedzieć, to zacytować Majkela – są mecze o których lepiej nie pisać. Tak jak w sobotę błyszczał Berba, tak wczoraj za nic nie chciała wpaść Hernandezowi, Rooneyowi a na końcu Giggsowi. No i co zrobić, no kicha. Tak sobie myślę tylko, czy życzyć dzisiaj sukcesu Arsenalowi? Zmniejszenie dystansu do 4 punktów dodałoby sporo pieprzu do finiszu, czyż nie?
Z tym ostatnim zdaniem tym razem TY chyba sobie robisz jaja …; 3 pkt.; dziś; Arsenal; nie, nie, to nie możliwe … Ale wracając do poprzedniego wątku to wątpię by druga drużyna na finiszu miała więcej niż 75 pkt.
Z takim tempem, to dobrze pójdzie jak mistrz będzie miał tyle punktów 😉
Właśnie dlatego pisałem o genialnym planie SAF-a, że drugi team nie zdoła zgromadzić więcej niż 75 pkt., więc wystarczy pozostałe mecze remisować 0-0, a siły mobilizować na LM. A jeśli taki plan byłby zagrożony, to zawsze można Mandarynkom w doliczonym czasie gry coś psim swędem strzelić, wtedy na pewno wystarczy. Proste.
Jakie ???? Nie co ???? Nie możliwe? W futbolu, panie kolego, to jest wszystko możliwe, bo futbol jest okrutny i rządzi się swoimi prawami. Możesz zaklinać tabelę i po cichutku liczyć na taki czy inny wynik, ale jaki będzie przekonamy się dzisiaj o 22 30. I taka jest prawda. A że kunktatorstwo czasami średnio popłaca, to chyba nie muszę cię przekonywać? Mało masz przykładów z historii, łącznie z MU?I żeby nie było – nie przestawiłem się na Gunnersów. Oglądam i szanuję, ale to wszystko. Zauważam tylko przytomnie, że w dwóch ostatnich meczach nie strzeliliśmy gola i mi to średnio pasuje. A że patrzenie w tabelę uważam za rozsądne i racjonalne w fazie grupowej LM, to inna sprawa.
Widzę, że kolega nie zna się na żartach (choć byłoby miło gdyby 3 pkt zostały na Lane). Zdaję sobie sprawę, jak pisze DZIAAM, że ze względu na impotencję strzelecką Spurs raczej większe szanse mają niestety Armatki.
już dzisiaj chelsea prawdopodobnie przeskoczy arsenal
szczególnie jeśli spursi rąbną dzisiaj arsenal. mam nadzieję, że przeskoczą city, bo należy im się kolejna szansa w LM – w tegorocznej kampanii zaprezentowali się znakomicie i chętnie zobaczyłbym chłopców harrego w przyszłorocznych zmaganiach.poza tym, to chyba najbardziej brytyjska z czołowych drużyn angielskich.nie wiem, czy czytaliście, co fabregas wygaduje w mediach?:http://www.goal.com/en/news/9/england/2011/04/19/2448682/arsenal-captain-cesc-fabregas-we-must-decide-whether-we-wantod dawna powtarzam, że jedynym materiałem na kapitana w arsenalu jest van persie. fabregas to nie jest gość, któremu należy się opaska kapitańska.kapitan powinien mobilizować swoimi wypowiedziami kolegów, a nie demotywować ich w kuminacyjnym punkcie kampanii, szczególnie, że sam w tym sezonie prezentuje się co najwyżej kiepsko.uważam, że wenger powinien spieniężyć fabregasa, póki może z barcelony wycisnąć w miarę przyzwoitą kasę. za 35-40mln €, można spokojnie kupić dwóch obytych na europejskich salonach graczy z charakterem, z których transferu arsenal będzie miał większą sumaryczną korzyść, niż z pozostania fabregasa.a już szczególnie, że w arsenalu jest co wzmacniać i chyba wszyscy to widzą…
No rzeczywiście, chyba już przegląda loty do hiszpanii. W BBC też już o tym trąbią http://news.bbc.co.uk/sport2/hi/football/13137122.stm . Normalnie gość się pakować zaczął …
Szanse Spurs na pojechanie dziś Arsenalu oceniam raczej nisko, wbrew pozorom. Nie żebym jakoś specjalnie tego pragnął, im szybciej rozwieją się szanse na tytuł, tym lepiej. Arsenal powinien to wygrać, o ile nie zdarzy się jakaś mega eksplozja Tottenhamu.
a ja bym jeszcze zwrócił uwagę na to jak everton sobie radzi – ostatnie 5 meczów bez porażki, a w dodatku 4 z nich to zwycięstwa.7 miejsce w tabeli i tylko 2p straty do liverpoolu – po 1 połowie sezonu, po której niebieska część liverpoolu myślała bardziej o spokojnym utrzymaniu się w lidze, niż o europejskich pucharach to naprawdę spore osiągnięcie.i jestem pełen podziwu dla moysa – znowu pokazał jak świetnym managerem jest, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że stracił na rzecz spursów jednego ze swoich najlepszych graczy w okienku zimowym.
Przy zajęciu 6tego miejsca mają gwarantowany występ w Lidze Europejskiej, tak ?
Nie mają. Jedno miejsce bierze Birmingham, jedno Stoke, jedno klub który zajmie 5 miejsce.
Też lubię Moyesa, ale to on prowadził Everton również w pierwszej części sezonu, prawda?
owszem, ale przy tak wąskiej kadrze i tak skromnym budżecie na transfery, jak również i naprawdę sporej liczbie kontuzji w 1 części sezonu david moyes wyczynia cuda w evertonie,zresztą nie pierwszy sezon już…
I to właśnie pokazuje jak wielkim menadżerem jest – coś dla Carla nie idzie przezwyciężenie kryzysu w Chelsea, a dla Moyes’a przezwyciężanie kryzysów to nic nowego i za każdym razem wychodzi z nich obronną ręką
Właśnie wracam do domu, meczu nie widziałem i końcówki oglądać nie będę, ale patrze na wynik i kieruje pytanie: Czy ominął mnie jeden z meczy sezonu?
Czy mecz sezonu?? to sie okaże jeszcze ale do tego „tytułu” śmiało może kandydować. Pierwsza połowa oszałamiająca, druga może nieco słabsza zwłaszcza w wykonaniu Arsenalu (brakło sił nieco??taktyka??). Faktem jest, że remis jak najbardziej sprawiedliwy. Po obu stronach mnóstwo świetnych akcji, udanych interwencji bramkarzy i obrońców, heroizmu ( Gallas!!!). Naprawdę świetny mecz. 5 kolejek do końca a tu Chelsea już przed Arsenalem:( Emocje będą na pewno jeszcze. a ja wciąż wierzę w Arsenal…