10.00. Obawy jamnika
No to mamy wreszcie, najważniejszy dzień we współczesnej historii Tottenhamu. Właściwie powinienem napisać: na to mamy znów najważniejszy dzień, po wyjeździe do Mediolanu sprzed dwóch tygodni, a jakby tak cofnąć się dalej, to należałoby wymienić i oba mecze z Interem w fazie grupowej, i potyczkę z Young Boys w fazie eliminacyjnej, i kwietniowy mecz na City of Manchester Stadium, dzięki któremu w ogóle udało się trafić do Ligi Mistrzów. Przewijam sobie w pamięci te wszystkie zdarzenia cudowne i nadzwyczajne z narastającą świadomością, że ten sen nie będzie trwał wiecznie, że nawet jeżeli nie zakończy się dzisiaj, to zakończy się bardzo niedługo. Że ten fantastyczny, niezapomniany sezon, w którym Gareth Bale zadziwił całą Europę, a Rafael van der Vaart całą Anglię; sezon, w którym wygrywało się z Interem i Milanem, i z Arsenalem na wyjeździe, owszem – wystarczy na lata pięknych wspomnień, ale zarazem pozostanie w historii klubu epizodem wyjątkowym i długo nie powtórzonym.
Wiem, jestem jamnikiem wychowanym pod szafą. Wiem, to typowe dla kibica Tottenhamu – martwić się o przyszłość przed takim świętem. Ale nie mogę nie myśleć o punktach zgubionych z Blackpool i Wolves, i o zwiększającym się w związku z tym dystansie do Chelsea i Manchesteru City (z obiema drużynami jeszcze mamy zagrać, i to na wyjazdach). Na razie jest początek marca, na razie mamy wielkie szanse na ćwierćfinał Ligi Mistrzów, ale w maju może się okazać, że do tej Ligi Mistrzów nie wracamy, Bale i Modrić dochodzą do wniosku, iż wolą słuchać Handlowskiego „Zadok the priest” na boisku, a nie przed telewizorem, a więc rozglądają się za klubem, który im to zaoferuje. I że nieprzekraczalną barierą rozwoju klubu jest pojemność stadionu: olimpijskiego nie udało się przejąć, a przebudowa White Hart Lane na razie jest zbyt kosztowna…
10.43 Incredi-Bale
Najważniejsze pytanie włoskiej prasy, a w ślad za nią prasy angielskiej i tak zwanych niezaangażowanych: czy zagra Gareth Bale. Zanim padnie odpowiedź, wypada więc wrócić do zjawiska Balemanii i przypomnieć króciutko, że jeszcze kilkanaście miesięcy temu z nazwiskiem Walijczyka wiązała się klątwa długiej serii meczów niewygrywanych przez Tottenham, kiedy Bale wychodził na boisko. Menedżerowie są przesądni; to Alex Ferguson wydzwaniał do Harry’ego Redknappa z dobrymi radami typu „Na twoim miejscu bym go nie wystawiał” (a może, cholerny makiawel, chciał chłopaka podkupić?). Potem była kontuzja Assou-Ekotto i szansa, którą Bale złapał obiema rękami, nie oddając miejsca w wyjściowej jedenastce. I gole w wiosennych meczach z Chelsea i Arsenalem. Kandydatka do bramki roku, w sierpniowym meczu ze Stoke. I wreszcie dwumecz z Interem, po którym Fabio Capello mówił już po prostu: najlepszy piłkarz świata…
A więc: czy zagra Bale? Redknapp nie ściemnia: z plecami wszystko ok, ale po meczu z Wolverhampton Walijczyk jest poobijany, miał 6 tygodni przerwy, więc trzeba uważać. Zapewne będzie w składzie, kwestią otwartą jest, czy pojawi się na boisku od pierwszej minuty. Pomysł wpuszczenia go w drugiej połowie, na podmęczoną już drużynę Milanu, wydaje się zresztą całkiem niezły.
12.50 Kłopot z van der Vaartem
Owszem, Harry Redknapp ma kłopot, jeden i prawdziwy. Nie nazywa się on Heurelho Gomes, mecze wybitne przeplatający z fatalnymi. Nie nazywa się on Alan Hutton (szkocki prawy obrońca został obwiniony za niedawną wpadkę w Pucharze Anglii z Fulham, potem miał wejść w pyskówkę z Redknappem na treningu, a w niedzielę spowodował karnego w meczu z Wolves – ale Vedran Czorluka dopiero co wznowił treningi, więc jego występ będzie dużym ryzykiem). Nazywa się on… Rafael van der Vaart, i co przenikliwsi mówili o nim już kiedy Holender przychodził na White Hart Lane.
Nie da się, po prostu się nie da wystawić w jednej drużynie Lennona, Modricia, Bale’a, van der Vaarta, Croucha i Defoe’a. Co najmniej jeden, a najlepiej dwóch z tej szóstki powinno zrobić miejsce dla pomocnika o mocniejszym instynkcie defensywnym. A ponieważ Holender gra przede wszystkim między linią pomocy i wysuniętym napastnikiem, ofiarą – nie po raz pierwszy zresztą w karierze w Tottenhamie – pada Jermain Defoe. Przez parę miesiący napastnik reprezentacji Anglii leczył poważną kontuzję, ale teraz jest zdrowy i w formie, o czym świadczą choćby dwie bramki z niedzieli. Defoe już mówi, że nie chce siedzieć na ławce i że w styczniu zastanawiał się nad odejściem. Raz już odszedł, kiedy miejsca w wyjściowej jedenastce zajęli Keane z Berbatowem. Byłoby szkoda.
W tym konkretnym meczu pozycja jednego piłkarza w tej kombinacji wydaje się niepodważalna: Petera Croucha. O ile obrońcy Premier League nauczyli się już grać przeciwko niemu, w Europie wciąż jest nie do zatrzymania. W tym kontekście całkiem prawdopodobna kombinacja na Milan to Crouch i Defoe w ataku, Lennon na lewym skrzydle, van der Vaart na prawym, i Bale na ławce. W sensie, by tak rzec, systemowym, problem jednak pozostaje…
13.30. Kasa, Misiu…
Liga Mistrzów wiąże się z pieniędzmi, zgoda. Ale – co już tu zasygnalizowałem – żeby naprawdę rywalizować z największymi, potrzebne jest coś więcej niż dochody z Ligi Mistrzów. Tottenham dogania najlepszych w kwestii dochodów z reklamy na koszulkach (pionierski pomysł dwóch umów, osobnej na mecze ligowe, osobnej na pucharowe) i umowy z firmą te koszulki produkującą (znów pionierska umowa: wczoraj poinformowano, że od 2012 r. Pumę ma zastąpić wchodząca na rynek brytyjski amerykańska Under Armour; pieniądze mają być porównywalne z tymi, jakie za sezon dostają Arsenal czy Chelsea). Ale jest jeden punkt nie do przeskoczenia: dochody z biletów. Wypełnione po brzegi White Hart Lane (36 tys. widzów, na całoroczny karnet zapisanych jest 25 tys. chętnych) przynosi 36,8 miliona funtów rocznie, 60-tysięczne Emirates – 93,9 miliona. Wniosek: trzeba budować stadion, bo szansa dogonienia najlepszych odpłynie.
14.20 Rewanże
Z dzisiejszej prasówki wybieram tekst o powrocie Robinho, mającym Anglikom niewątpliwie coś do udowodnienia. Inny mający coś do udowodnienia, nie tyle nawet Anglikom, bo w Portsmouth zdążył zabłysnąć, co Tottenhamowi, gdzie nie dano mu szansy, to Kevin Prince-Boateng – pytanie tylko, czy zdążył wyzdrowieć. Kiedy mówimy o starzejącej się, dostojnej drugiej linii Milanu, energia młodego pomocnika z Ghany jest nie do przecenienia. Angielski trop – i rywalizacja z Tottenhamem – to także pamiętany z Arsenalu Flamini. Nie przepadam za wyciąganiem na pierwszy plan swojego pisania tzw. podtekstów, ale mecz z pewnością upłynie pod znakiem buczenia na pomocnika Milanu, nie tylko zresztą za to, że grał za miedzą, ale także za to, że o mały włos nie złamał nogi Czorluce. Całe szczęście, że Gattuso został w Mediolanie.
PS A w kwestii „najlepszego piłkarza świata” (żeby było jasne: dla mnie to wciąż brzmi mocno ironicznie), dzielę się linkiem, otrzymanym od zaprzyjaźnionego kibica Arsenalu. Żeby tak dzisiaj…
15.10 Zlatan i inni
Jak zaatakuje Milan? Michael Cox zastanawia się, kto oprócz Ibrahimovicia wystąpi w przedniej formacji gości, stawiając – jeśli dobrze rozumiem – na Boatenga i Robinho. Siły i szybkości pierwszego boję się zdecydowanie bardziej niż rutyny Seedorfa. Jeśli ktoś miałby udowodnić, że Milan nie jest wypalony, to zawodnik właśnie rozpoczynający światową karierę, nie zaś mający zaliczyć nie wiadomo który, ale z pewnością jeden z ostatnich, zryw. Jest także Pato, po którego wejściu (w miejsce Seedorfa właśnie) piłkarze Allegriego zaczęli grać zdecydowanie lepiej w pierwszym spotkaniu. Tam jednak Tottenham bronił się dwójką środkowych pomocników, ustawionych przed własnym polem karnym, dziś deklaruje gotowość przejęcia inicjatywy. Paradoksalnie obie drużyny mogą w ten sposób zostawić rywalom więcej miejsca na atakowanie i mecz będzie bardziej otwarty niż przed dwoma tygodniami. Ale to chyba dobrze…
15.35 Kwestia sędziowania
Pod moim wczorajszym wpisem, i pod wieloma poprzednimi, dyskutuje się kwestię sędziowskich pomyłek, a jeśli nie pomyłek, to po prostu kontrowersyjnych decyzji. Wywołany do tablicy, chciałbym powiedzieć trzy zdania w gruncie rzeczy arcybanalne. Pierwsze: pomyłka sędziego jest wpisana w ten sport tak samo jak pomyłka bramkarza czy napastnika. Trzeba robić wszystko, żeby było ich jak najmniej, ale bez złudzeń: one będą, trzeba się z tym pogodzić. Drugie: patrząc w perspektywie dłuższej niż tydzień na szczęście jest tak, że pomyłki sędziów jakoś się równoważą. Wczoraj nas skrzywdzili, za tydzień pomogą… Przed dwoma tygodniami piłkarze Barcelony mieli prawo czuć się przez sędziego skrzywdzeni, wczoraj mogli mieć poczucie, że sędzia im pomógł.
W kwestii kartki dla van Persiego zostaję oczywiście przy swoim: Busacca miał psi obowiązek ją pokazać, sekunda to cholernie dużo czasu (w ciągu tej sekundy po gwizdku Holender zdążył piłkę przyjąć, zrobić parę kroków, a następnie uderzyć).
A trzecie arcybanalne zdanie brzmi: sama pomoc sędziego nie wystarczy. Patrz również pod wczorajszy mecz, w którym przewaga Barcelony była gigantyczna.
Dziś sędziuje Frank de Bleeckere z Belgii.
19.05. Luka
Przepraszam, myślałem, że obowiązki pozapiłkarskie zabiorą mi mniej czasu…
Dwa najgłośniejsze nazwiska w Tottenhamie już padły: Bale i van der Vaart. Ale jest jeszcze ten trzeci, o którym mówi się, że wzmocniłby nawet Barcelonę, a którego chcą też w Interze: Luka Modrić. Z punktu widzenia wymagań Premier League piłkarz kompletny, co to i wślizgu się nie boi, i przebiec z piłką potrafi, i genialnie zagrać do kolegi; może jedyna wada mikrego Chorwata to zbyt mała skuteczność. Strzela, owszem, często, ale o ile podaje z centymetrową wręcz precyzją, to jego strzały lądują często ponad i poza bramką. Wklejam tabelkę z „Daily Mail”, ze statystykami jego dryblingów i podań:
Owszem, fachowcy zasypują go komplementami, owszem, podpytuje o niego Alex Ferguson, ale mam wrażenie, że media i kibice wciąż nie nauczyli się doceniać go w stopniu wystarczającym. Czy dziś będzie jego dzień?
Przy okazji odpowiadam na pytanie o powrót do zdrowia Toma Huddlestone’a (ach, jakże go brakuje…). Dziś napisał na twitterze, że wznawia treningi najprawdopodobniej za tydzień, czyli grać zacznie pewnie na początku kwietnia. Lepiej późno niż wcale.
19.15 Nieabsolutny faworyt
Mając w pamięci wczorajsze ryzyko Wengera z nie do końca zdrowym Fabregasem, wolałbym, żeby Bale został na ławce. Skład poznamy pewnie za 20 minut. Na razie pozostaje raz jeszcze przejrzeć gazety i skonstatować, że większość ekspertów spodziewa się zwycięstwa Tottenhamu. Co samo w sobie jest miarą postępu tego klubu w ciągu ostatnich dwóch lat. Wydaje się tak dawno, kiedy Redknapp przychodził ratować klub przed niemal pewnym spadkiem z Premier League, a to zaledwie dwa sezony i niemal ci sami piłkarze… Mam oczywiście w pamięci to, co napisał przy okazji bodajże meczu z Interem Rafał Stec, że nigdy nie potrafi Tottenhamu uznać za absolutnego faworyta (ale też nigdy nie umie całkiem go skreślić). Ale pomijając oczywistości, czyli atmosferę stadionu, psychologiczną przewagę wygranej na boisku rywala etc., zostają jeszcze kwestie, z którymi naprawdę trudno będzie się Milanowi uporać: wzrost Croucha i piekielna szybkość skrzydłowych. Kluczowe pojedynki odbędą się zapewne właśnie przy linii, między bocznymi obrońcami Milanu a Lennonem i, prędzej czy później, Balem.
19.40 Bale na ławce, Sandro na boisku
Skład Tottenhamu: Gomes – Corluka, Gallas, Dawson, Assou-Ekotto – Lennon, Sandro, Modric, Pienaar – Van der Vaart – Crouch. Na ławce m.in. Bale, King i Defoe.
W myśl poprzedniego wpisu decyzja o nienarażaniu Bale’a od pierwszej minuty wydaje mi się słuszna. Pienaar będzie pracował też w defensywie. Wielka, największa z pewnością, odpowiedzialność przed Sandro, którego zadaniem będzie asekurowanie obrońców. Palacios niby potrafi to robić lepiej, ale Brazylijczyk z kolei sensowniej wyprowadza ataki, celniej podaje, nie wdaje się w głupie dryblingu. To kolejny dżoker Redknappa: nie znają go nawet na Wyspach, o Europie nie wspominając, ale pamiętajmy, że w ubiegłym roku zdobywał Copa Libertadores. Z pewnością nie będzie stremowany.
19.50 Milan stawia na atak
Przynajmniej sądząc z zestawu nazwisk, Allegri podejmuje wyzwanie: Abbiati – Abate, Nesta, Thiago Silva, Jankulovski – Boateng, Flamini, Seedorf – Pato, Ibrahimovic, Robinho. Z trójki pomocników i Boateng, i Seedorf będą się pchać do przodu. Wolałbym oczywiście Gattuso od Boatenga.
20.20 Aglio, olio e peperoncino
Muszę kiedyś napisać tekst o przedmeczowym menu. W przypadku piłkarzy to proste: ryby, białe mięsa, makarony, na dobrych parę godzin przed. W przypadku kibica pracującego, przywiązanego wszak do trzymania poziomu: lista potraw, których przygotowanie trwa zasadniczo tyle, ile czas gotowania wody na kluski.
Rozgrzewka zakończona, talerz uprzątnięty. Czekamy na wielki mecz. Odezwę się po.
21.30 Niepokój
Zepchnięci. I chyba jednak z minuty na minutę coraz bardziej stremowani. Szczęśliwie, z jedną desperacką interwencją Gallasa, wybijającego piłkę z linii bramkowej po błędzie Gomesa, bezbramkowo remisują, co oznacza, że wciąż są jedną nogą w ćwierćfinale. Oprócz Gallasa świetny Sandro. Nieistniejące skrzydła, a raczej skrzydła zepchnięte do defensywy przez bardzo ofensywnych bocznych obrońców Milanu. Włosi bardziej żwawi, bardziej zdecydowani, z przewagą jednego piłkarza w środku, co zmusza jeszcze van der Vaarta do schodzenia coraz dalej od bramki Abiattiego, zwłaszcza że w jego strefie znajduje się świetnie podający z głębi pola Seedorf. Jest nadzieja na wejście Bale’a i Defoe’a (choć rozgrzewają się Bale i Jenas): potrzeba więcej ruchu i szybkości.
22.35 Spokój
W północnym Londynie to będzie długa noc. No, może nie w całym. I może nie tylko tam. W debiutanckim sezonie występów w Lidze Mistrzów Tottenham Hotspur ćwierćfinalistą. Jak by powiedział Dariusz Szpakowski, nacieszmy się tym…
22.40 Sędzia
Prawda, że nie będzie o nim ani słowa w żadnej relacji? Znaczy się, był znakomity. Zagranie po gwizdku Croucha przy spalonym w 20. minucie, o które pytano w dyskusji pod wpisem, miało jednak miejsce ułamek sekundy po gwizdku, nie sekundę. Przepraszam, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy naprawdę wolałbym, żeby van Persie wczoraj nie wyleciał, a Arsenal awansował do ćwierćfinału. Nie chciałbym wylosować Barcelony (skoro już wracam do tego wątku: zemściło się niewygranie grupy przez Arsenal)…
23.00 Alto Adige Pinot Nero (Muri Gries)
Klasyku nie było. Była walka, najpierw ze wskazaniem na Milan, potem zdecydowanie bardziej wyrównana. Z niewielką liczbą okazji pod obiema bramkami, z praktycznie bezrobotnym bramkarzem Milanu i stosunkowo rzadko zatrudnianym Gomesem. To ostatnie było po części zasługą – napiszę to chyba pierwszy raz w tym sezonie – znakomicie grającego bloku defensywnego, wspieranego przez najlepszego chyba na boisku Sandro (jeśli Gallas był lepszy, to minimalnie, niewiele ustępował im Dawson).
Że się powtórzę z tekstu sprzed dwóch tygodni (nie wszyscy muszą czytać, zwłaszcza uważnie…), młody Brazylijczyk to wciąż największa niespodzianka w składzie. Po transferze z Internacionale Redknapp długo na niego nie stawiał, twierdząc, że musi upłynąć sporo czasu, zanim chłopak nauczy się angielskiej piłki. Później Sandro niby dostawał szanse, ale ciągle działo się jakoś tak, że w meczu, w którym wychodził od pierwszej minuty ktoś dostawał czerwoną kartkę albo Tottenham zaczął zbierać bęcki, i trzeba było na gwałt zmieniać ustawienie: Brazylijczyk schodził po dwudziestu paru minutach. Miarą bycia piątym kołem u wozu jest scena sprzed wyjazdu na mecz z Young Boys, w rundzie kwalifikacyjnej Champions League, kiedy chłopaka odesłano z lotniska do domu, bo nikt w klubie mu nie powiedział, że nie został zgłoszony do pierwszej fazy rozgrywek. Zdrowy Tom Huddlestone nie może już być, moim zdaniem, pewny miejsca w podstawowym składzie, a Palacios trafi w wakacje na listę transferową…
Za transfer Sandro brawa należą się prezesowi Levy’emu, który kilka razy osobiście pofatygował się za ocean, by sprawę doprowadzić do końca. Za awans w dzisiejszym meczu pochwały musi zebrać Harry Redknapp: bo w przerwie potrafił zmienić grę Tottenhamu, który podkręcił tempo, zepchnął bocznych obrońców Milanu na własną połowę, a w końcówce wzorowo grał pressingiem. Owszem, Milan miał okazje, ale jeśli dobrze policzyłem – trzy w ciągu całego meczu, i to nie z gatunku stuprocentowych.
23.20 Harry Ostrożny
Zapowiadał atak od pierwszej minuty, tymczasem od pierwszej minuty oglądał, jak jego piłkarze umiejętnie się bronią. Dokonał dobrych zmian, kończąc de facto piątką w drugiej linii. Wszystko to nie w jego stylu i wszystko to dobrze wróży na przyszłość, być może także przyszłość reprezentacji Anglii. Jest pierwszym Anglikiem, który doprowadził drużynę do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, choć wcześniej w europejskich pucharach grał bodaj raz z Portsmouth (w pierwszym sezonie na stanowisku menedżera Tottenhamu prowadził zespół w Lidze Europejskiej, ale wystawiał w niej juniorów i rezerwy, skupiony na walce o utrzymanie w Premier League)… Absolutny debiutant, który ogrywa Inter i Milan, który imponuje wszechstronnością – naprawdę czas zacząć traktować go serio.
Nie uwziąłem się na Arsenal, ale tej obserwacji nie mogę sobie odmówić: William Gallas, jeden z tych, którzy byli ojcami dzisiejszego sukcesu, równie dobrze mógł wczoraj występować na Nou Camp. Zaprzyjaźnieni Kanonierzy zapowiadali, że Francuz będzie psuł atmosferę w drużynie, ja z kolei spodziewałem się, że będzie grzał ławę. I oni, i ja się myliłem. Cóż to za świetny transfer (skoro chwalimy Redknappa, wypada dodać, że uparł się na podpisanie tego kontraktu – tu akurat prezes Levy był przeciw).
23.40 Pochwała koncentracji
Wiem, to był tylko bezbramkowy remis. Wiem, tak zwani kibce neutralni wynudzili się, czekając na jakąkolwiek składną akcję (jeśli jakieś oglądali, to raczej w wykonaniu Milanu, z dziarskim Boatengiem i fajnymi piłkami rzucanymi za plecy obrońców Tottenhamu). Wiem, chwalę swoich nie za kawaleryjską fantazję, a za odporność psychiczną, koncentrację i zminimalizowanie błędów (o takich cechach, jak zaangażowanie i waleczność nie mówię, w końcu na Wyspach to normalka). Ten zespół dojrzewa, jeśli nie zostanie rozkupiony po sezonie, to kto wie, jak daleko może zajść.