A poza tym sądzę, że piłkarska reprezentacja Polski nadal potrzebuje trenera z zagranicy. Mój kłopot z tekstem Rafała Steca, opublikowanym w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej”, na tym właśnie polega: niby zastrzeżenia mam wyłącznie do pierwszej połowy drugiego zdania, ale jest to fragment fundamentalny, bo na nim opiera się cała dalsza konstrukcja. Autor „A jednak się kręci” pisze (to zdanie otwierające), że „Reprezentację powinien prowadzić najlepszy trener, na jakiego nas stać”. I dalej (podkreślenie ode mnie): „Jeśli jednak darmozjady z PZPN upierają się przy Polaku, naturalnym kandydatem powinien być Franciszek Smuda”.
Jasne, że Smuda lepszy niż Majewski – problem polega na zbyt szybkim odpuszczeniu przez publicystę największego polskiego dziennika kwestii zatrudnienia kolejnego trenera, który nie uczył się na podręcznikach Jerzego Talagi. Z cytowanej przez Steca wypowiedzi Grzegorza Laty do dziennikarzy po wyborze Beenhakkera („Macie, co chcieliście, a teraz będziemy was jeb…!”) wynika, że media są w stanie wywrzeć pewien wpływ nawet na nasze ostatnie KC, jak nazywa PZPN Marek Bieńczyk. A skoro tak, to odpuszczać nie można: trzeba domagać się kolejnego trenera z Zachodu, który nie pogodzi się zbyt łatwo z mentalnością swoich podopiecznych i będzie umiał ignorować układ łączący teoretycznych zwierzchników. Młodszego, będącego bardziej na bieżąco, o manierach nieco mniej belferskich niż Beenhakker, otwartego na współpracę z polskimi trenerami-asystentami, Ulatowskim czy Urbanem, ale, na Boga, nie stąd.
Tak, wiem… Takie rzeczy możliwe byłyby przy „światowcach” Listkiewiczu czy Bońku, nie zaś przy Grzegorzu Lacie i jego otoczeniu, których horyzont rozciąga się od Miodowej, przez Mielec i Wronki, po siedzibę wrocławskiej prokuratury. Stec jest realistą i stara się minimalizować straty (jeśli już Polak, to chociaż najlepszy). A jednak wolałbym, żeby on, podobnie jak inni publicyści zajmujący się piłką, powtarzał ceterum censeo o konieczności ściągnięcia kolejnego fachowca z zagranicy. Kto wie, może przy w miarę jednolitym froncie mediów, w ślad za dziennikarzami poszliby politycy (kolejna kampania wyborcza nadejdzie prawie tak szybko jak mundial: i rząd, i opozycja, pilnie mediów słuchają…) i po rozmowach z udziałem prezydenta czy premiera udałoby się skruszyć beton jeszcze raz?
To nie jest kwestia kompleksu zaścianka, bijącego pokłony przed byle przyjezdnym. Raczej realizmu, który w podobnej sytuacji nakazał działaczom angielskiej FA zwrócenie się z propozycją pracy do Fabio Capello, i który wśród zalet większości polskich szkoleniowców widzi co najwyżej cwaniactwo i pasję. Pełna zgoda: reprezentację powinien prowadzić najlepszy trener, na jakiego nas stać. Kompleksów mieć nie musimy, proponując przyzwoity kontrakt w dużym europejskim kraju. To na szczęście – tu nie zgodzę się z puentą komentarza innego dziennikarza „Gazety”, Michała Szadkowskiego – może złagodzić niepokój niejednego kandydata.
Wieczorny PS: Widzę jednak z kolejnego wpisu Rafała, a także z tekstu Michała Pola, że ludzie „Gazety” nie godzą się z tym, co ponoć nieuniknione. Trochę mi ulżyło.

