I pomyśleć, że gdyby polskiej reprezentacji lepiej poszło na mundialu w Niemczech, historia mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Paul Jewell, który był wówczas menedżerem Wigan, oglądał mecz Polski z Ekwadorem, licząc na znalezienie jakiegoś niekosztownego piłkarza, najlepiej skrzydłowego. Obstawiam, że polecano mu Ebiego Smolarka, zwłaszcza że jako obywatel UE Polak nie wymagał kłopotliwych zabiegów o pozwolenie na pracę w Wlk. Brytanii. Po tym jednak, co pokazał zespół Pawła Janasa, do notesu Jewella trafiło zupełnie inne nazwisko: Antonio Valencia.
Pewnie zdążyliście się już zorientować, że oceniając poszczególnych piłkarzy mam tendencję do deprecjonowania gwiazd i przeceniania zawodników jeszcze niewykreowanych (podobnie z drużynami: w gruncie rzeczy najchętniej śledziłbym postępy Hull czy Wigan, tak jak przed kilkoma laty Charltonu Alana Curbishleya). Pisząc więc o Cristiano Ronaldo i Antonio Valencii muszę być ostrożny – szczęśliwie do porządku przywołuje mnie wygłaszający elegię na odejście Portugalczyka Alex Ferguson. Poza tym Valencia to nie Ronaldo.
Zdanie Phila McNulty’ego, przypominające frazę Jules Micheleta rozpoczynającego serię wykładów o historii Anglii („Panowie, Anglia jest wyspą”), pozornie tylko zakrawa na banał. Valencia to nie Ronaldo w tym przede wszystkim sensie, że sprowadzając Ekwadorczyka Ferguson nie zamierza łatać dziury po Portugalczyku, tylko zaczyna budować potęgę Manchesteru United po raz kolejny. Będzie nowe ustawienie, prawdopodobnie znów z dwójką napastników i z dwójką tak lubianych przez sir Alexa klasycznych skrzydłowych. Ci, którzy oglądają angielską piłkę, wiedzą: Valencia, w odróżnieniu od Ronaldo, raczej nie wykańcza akcji – jego rajdy prawą stroną kończą się zwykle dośrodkowaniem, które na bramkę zamienia napastnik (Emile Heskey mógłby coś na ten temat powiedzieć…) albo wchodzący z drugiej linii ofensywny pomocnik. A że wszyscy eksperci są zgodni co do powrotu Rooneya do ataku MU, na lewym skrzydle wyjściowej jedenastki Czerwonych Diabłów w przyszłym sezonie również robi się wolne miejsce. Czy załata je Franck Ribery? Zakupem numer trzy powinien być wtedy lubiący ofensywne wejścia prawy obrońca…
Valencia to nie Ronaldo z jednego jeszcze powodu. Technika i szybkość idą w jego przypadku w parze z ciężką pracą dla zespołu – także podczas rozbijania ataków rywala, czego od Ronaldo w przeszłości bezskutecznie się domagaliśmy. I kolejna różnica: przychodząc do MU Ekwadorczyk umie prawdopodobnie więcej niż potrafił przychodzący tu Portugalczyk. Pytanie, oczywiście, czy rozwinie swój talent w sposób równie niebywały…
PS Gdybym jednak miał kiedyś zacząć korzystać z twittera, próbowałbym napisać w 140 znakach o mającym się odbyć 1 sierpnia meczu towarzyskim Juventusu z maleńkim West Auckland Town. 100 lat temu oba zespoły spotkały się w Sir Thomas Lipton Trophy, określanym później jako pierwsze mistrzostwa świata; górnicy z hrabstwa Durham wygrali 6:1. Do dziś pozostaje niewyjaśnione, czemu Anglię w turnieju tej rangi reprezentowali nikomu nieznani słabeusze (jedna z teorii mówi, że sir Lipton chciał zaprosić Woolwich Arsenal, ale użył tylko skrótu WA, omyłkowo rozszyfrowanego przez współpracowników jako West Auckland), faktem jest, że poradzili sobie fantastycznie. Football Association wysupłała 10 tys. funtów na włoską wyprawę ich następców, pamiętajcie więc o ściskaniu kciuków za miesiąc, a jeśli ktoś będzie akurat w okolicach Piemontu mógłby właściwie zobaczyć romantyczną twarz futbolu na własne oczy.