Dwudziestego siódmego stycznia, w Międzynarodowym Dniu Pamięci o Ofiarach Holokaustu, londyński klub piłkarski Chelsea zamieścił na Twitterze pewien film.
 Pokazując wypełnione po brzegi trybuny stadionu Stamford Bridge, na 
którym rozgrywa swoje mecze, stawiał pytanie, co by było, gdyby wszyscy 
ci ludzie świetnie bawiący się tam ludzie nagle… zniknęli. I co by było,
 gdyby nagle zniknęła cała ludność Londynu. Klubowe gwiazdy – zarówno z 
drużyny męskiej, jak żeńskiej, czarnoskórzy na równi z białymi, Anglik 
tak samo jak włoska legenda klubu, będący obecnie asystentem trenera 
Gianfranco Zola – w najprostszych na świecie słowach tłumaczyły, że w 
czasie Holokaustu zamordowano sześć milionów niewinnych ludzi. Mężczyzn,
 kobiet i dzieci. Rodzin, takich jak moja i twoja. Mówili także – każdy w
 swoim języku – że różnorodność jest czymś, co wzbogaca i czyni nas 
silniejszymi. Że nie ma wśród nas (w naszej wspólnocie, w naszym 
społeczeństwie) miejsca na dyskryminację. Że trzeba powiedzieć „nie” 
antysemityzmowi.
Chelsea – wypada dodać, choć fani angielskiej
 piłki wiedzą to nie od dziś – jest klubem, którego część kibiców ma z 
antysemityzmem problem. Na którego stadionie (albo w metrze, podczas 
drogi na stadion) zdarza się słyszeć piosenki o tym, jak lokalny rywal 
Tottenham jedzie sobie do Auschwitz, gdzie Hitler go zagazuje. Nie są to
 oczywiście pieśni śpiewane przez pracowników klubu, nie skandują ich 
ani nie promują w mediach społecznościowych piłkarze, a i większość 
fanów Chelsea podobne zachowania potępia – jednak trudno ich nie 
usłyszeć, i klub nie udaje, że ich nie słyszy. Przed każdym meczem z 
Tottenhamem na stronie internetowej Chelsea albo w sprzedawanych na 
stadionie programach pojawiają się przypomnienia, że hasła podżegające 
do nienawiści na tle rasowym nie są i nie będą przez klub tolerowane. 
Jeśli do antysemickiego ekscesu mimo to dojdzie, potępienia są ostre i 
jednoznaczne, a kary (z dożywotnim zakazem stadionowym włącznie) surowe.
Grający
 przez wiele lat na Stamford Bridge jeden z symboli drużyny Frank 
Lampard już w 2011 roku stał się twarzą antydyskryminacyjnego filmu 
skierowanego do kibiców – przygotowanego zresztą przez również 
poczuwającego się do związków z Chelsea satyryka, Davida Baddiela. W 
zeszłym roku z wielką pompą zainaugurowano z kolei kampanię „Say no to 
antisemitism”, w której komitecie honorowym, kierowanym przez prezesa 
Chelsea, zasiedli Ronald Lauder, a także przedstawiciele Światowego 
Kongresu Żydów, muzeów żydowskich oraz organizacji upamiętniających 
ofiary Holokaustu i zajmujących się walką z dyskryminacją. Jeden z 
ocalałych z Zagłady, Harry Spiro, odwiedził klubowy ośrodek treningowy, 
by opowiedzieć piłkarzom i sztabowi szkoleniowemu o swoich przeżyciach, 
inna ocalała, Mala Tribich (podobnie jak Spiro przeszła m.in. przez 
getto w Piotrkowie) spotkała się z grupą kibiców. Listę wydarzeń 
związanych z utrwalaniem pamięci o Zagładzie i walką z antysemityzmem, w
 które zaangażowani są piłkarze i działacze Chelsea, mógłbym mnożyć.
Dlaczego
 o tym piszę? Nie tylko dlatego, że natrafiłem wczoraj na wiadomość, iż 
prokuratura wszczęła postępowanie przeciwko kilku kibicom Wisły Kraków, 
hajlującym w trakcie ubiegłorocznego meczu z Miedzią Legnica, a kiedy 
pozwoliłem sobie skomentować ten fakt na Twitterze, nieźle oberwałem od 
fanów Białej Gwiazdy. Także dlatego, że wystarczająco długo chodzę po 
ulicach Krakowa, by wiedzieć, że klub z Reymonta – podobnie jak Chelsea 
właśnie – ma problem z antysemityzmem jakiejś części swoich kibiców.
Chcę
 być dobrze zrozumiany: nie piszę o klubie i jego pracownikach, nie 
piszę o piłkarzach, piszę o jakiejś części kibiców. Dla mnie jednak 
wystarczająco zauważalnej, bym – w imię wiary w społeczną 
odpowiedzialność futbolu – ośmielił się podsunąć nowym władzom Wisły 
pomysł na stawienie problemowi czoła. Widziałem kilkanaście dni temu 
znakomity film, który przygotowali, by fani klubu wykupili karnety na 
rundę wiosenną. Film apelujący do emocji, wzruszający, operujący 
językiem wartości, pokazujący ciągłość tradycji. Film zmuszający do 
refleksji nad tym, czym jest prawdziwa rodzina i prawdziwa 
odpowiedzialność? Czym jest poświęcenie i duma? Czym wierność? 
Obejrzałem go właśnie po raz kolejny i jestem przekonany, że nic nie 
stoi na przeszkodzie, by nakręcono sequel, z tymi samymi bohaterami 
nawet, w równie prostej formie mówiący, że trzy ćwiartki wieku po 
Auschwitz i kilkadziesiąt kilometrów od Auschwitz antysemityzm jest 
obrazą dla rozumu i serca.
Wiele się dzisiaj mówi o nowym  otwarciu w Wiśle. O wiarygodności kierujących nią ludzi. O wielkim  geście Jakuba Błaszczykowskiego, który wsparł klub w dramatycznym  momencie (jemu zresztą, po latach spędzonych w Dortmundzie, nie trzeba  tłumaczyć, jaką rolę piłkarze mogą i powinni odgrywać w kampaniach  antydyskryminacyjnych, i że piłka z faszyzmem nigdy nie idą w parze).  Może to dobry moment, by przy Reymonta zrobiono jeszcze jedną dobrą  rzecz. Nie mam złudzeń, że dzięki temu antysemityzm od razu przestanie  być problemem Wisły, Krakowa i Polski, ale na Błoniach na pewno będzie  się oddychało trochę lżej.
