Eurodziennik: Bez niespodzianek, ale z bohaterami

Taki obrazek z maila od przyjaciółki z Izraela (studiuje na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, ma na roku kolegów z całego dosłownie świata). Jest piątkowy wieczór, przed meczem Holandia-Francja. Oczywiście szabat. „Okupujemy miejsca przy barze, zasłaniając wszystkim ekran. Nagle obok nas przechodzą dwie ciemne postaci. Zamieramy z otwartymi ustami, widząc, że dwóch ortodoksów składa w rogu pubu marynarki i kapelusze. I to nie jacyś tam modern orthodox, tylko „czarni”, pejsaci, na sto procent szomer szabat. Kibicują Francji, co cieszy Maię, jedyną w całym pubie trzymającą z Francuzami. Tylko zagadać do nich nie może, bo oglądać piłkę w szabat to co innego niż gadać z dziewczyną…”.

No i mówcie mi teraz, że takie imprezy jak Mundial czy Euro przechodzą kryzys. Zgoda: czasami można odnieść wrażenie, że futbol jest nauką ścisłą. Niby zdarzają się sensacje, niby jakieś Barnsley eliminuje w Pucharze Anglii Liverpool i Chelsea, ale ostatecznie prawie zawsze wygrywa ten, kto powinien (co nie oznacza, broń Boże, Niemców). Patrząc z tej perspektywy tegoroczne mistrzostwa Europy nie są wcale inne: pary ćwierćfinalistów mogliśmy przecież wytypować jeszcze przed rozpoczęciem turnieju, z niewielkim tylko wahaniem, postawić na Czechów czy na Turków, na Holendrów czy na Francuzów lub Włochów, na Rosjan czy na Szwedów.

Na szczęście ścisłość każdego systemu kwestionują ludzie. Po zakończeniu rozgrywek grupowych znamy już kilku tych, którzy każą nam ten turniej pamiętać. Najpierw, oczywiście, Boruca: geniusza wśród słabeuszy. Potem Ribery’ego: najlepszego wśród zmęczonych, złamanego w końcu przez kontuzję. Cecha: sapera, który po tysiącu rozbrojonych min pomylił się na tysiąc pierwszej. Buffona: sapera, który wciąż się nie pomylił. Van Nistelrooya: faulowanego w polu karnym, ale wybierającego fair play. Podolskiego i Yakina, niecieszących się po golach strzelonych reprezentacji kraju lat dziecinnych. Henry’ego: podporę drużyny, pogrążającego ją golem samobójczym. Freia: płaczącego na inaugurację. Nasriego: zmiennika, który po kwadransie gry sam został zmieniony. Fabregasa i Robbena: megagwiazdy na ławce. Ronaldo: gwiazdora świecącego przykładem (już nawet ja nie mówię, że Portugalczyk rozczarowuje). Toniego: mistrza nieskuteczności. Villę: mistrza skuteczności. Arszawina: asa z rękawa (czy nie warto było zaczekać na Błaszczykowskiego?). Modricia: liliputa w drodze do Premiership. Sneijdera: następcę Cruyffa. Pewnie dopiszecie jeszcze jakieś nazwiska.

A dzisiejsze mecze? Jeszcze parę minut przed dziewiątą miałem poczucie, że pojedynek między Rosją a Szwedami będzie pierwszym, w którym odpadającego będzie naprawdę żal (Czesi, którym kibicowałem z całego serca, nie przekonywali formą od samego początku, podobnie Francuzi). Później musiałem zmienić zdanie: Rosja poradziła sobie w iście holenderskim stylu, co jest w moich ustach nie lada komplementem.

Nie ma mowy o kryzysie Euro. Dziś przekonali o tym Rosjanie, a w dniach poprzednich Holendrzy, Portugalczycy, Hiszpanie, Chorwaci, Turcy, ba, nawet Włosi i Niemcy. Jak to dobrze, że ćwierćfinały już od jutra.

PS Izrael Izraelem. O tym, jak się ogląda (albo nie) Euro w Nepalu pisze na innym „Tygodnikowym” blogu Bartek Dobroch. Polecam.

9 komentarzy do “Eurodziennik: Bez niespodzianek, ale z bohaterami

  1. ~Robbie

    Az milo sie czyta taki wpis (felieton?) na zakonczenie fazy grupowej. Latwy, lekki i przyjemny. A i kilka razy zasmiac mi sie udalo :-)http://www.bbc.co.uk/blogs/euro2008/2008/06/arshavin_looks_premier_league.htmlOni sie rzadko podniecaja po jednym meczu. Zawsze twardo stapaja po ziemi i obiektywnie opisuja to, co sie dzieje… a tutaj taki szok – zimnych Anglikow rozgrzal Rosjanin z Wenecji Polnocy! Az milo sie to czy, i jak juz Pan Michal zauwazyl, pewne imie samo sie narzuca – Kuba.Co do ciekawostek, dodalbym jeszcze ilu Polakow na Euro wylecialo, a ilu wrocilo…

    Odpowiedz
  2. ~aapa

    Arszawin rzeczywiście miażdży. Aż strach, że tyle zależy od jednego gracza. Panie Michale, wiadomo jaki klub szuka lewoskrzydłowego, zresztą jakieś przymiarki już były. Bał się pan, że Modric za mały na Lewandowskiego i na Premiership,a tu proszę poradził sobie z Ballackiem, a na Lewandowskiego nie było juz potrzeby. Rosja rzeczywiście jak Holandia, nawet stroje mają bardziej pomarańczowe niż czerwone. Nowaja Rassija normalnie. A z tymi ortodoksami to, można powiedzieć, klasyka. Mam tak co tydzień. Czy Was też denerwuje „Samba de Janero” ( czy jakoś tak) po strzelonych golach? W momencie gdy stadion wybucha radością (lub smutkiem) organizatorzy katują nas jakimś przebrzmiałym przebojem. Straszne.

    Odpowiedz
  3. ~kkogut

    Do ludzi wartych zapamiętania dopisałbym trenerów: Kobiego Kuhna, który prowadził drużynę, mimo że jego żona była ciężko chora. Domenecha, szukającego po ostatnim meczu żony. Wyrzucanego na trybuny Loewa. Terrima w jego niewiarygodnych łańcuchcach i strojach. Scolariego w drodze do Londynu. Beenhakkera, wypowiadającego o kilka zdań za dużo.@ Aapa Arszawin na wiadome lewe skrzydło, no nie wiem. Przecież kupili właśnie dos Santosa.

    Odpowiedz
    1. ~aapa

      No ja bym wolał Arszawina. Zresztą nigdy nic nie wiadomo. Pogrebniak z Arszawinem chasają jak Szewa z Rebrowem, a w klubie może być już całkiem inaczej (Ukraincy odwrotnie oczywiście, lepiej grali w klubie).

      Odpowiedz
  4. ~socio1981

    Dla mnie jednak piłkarskie imprezy masowe przechodzą kryzys…Chyba, że to ja go sam przechodzę;)Kiedyś do meczu szykowałem się godzinę, bo wiedziałem, że jeżeli go nie zobaczę na żywo, ciężko będzie o powtórki, replaye bramek itp. Teraz są jutuby i inne wynalazki, które jak by nie było, są pomocne dla każdego kibica, ale na pewno kilku z nich odciągają od przeżywania meczów w czasie rzeczywistym.Ale tak jak wspominałem, może to mnie już ta piłka nie cieszy jak za czasów Zengi, Baggio czy nawet Stoichkova….Pozdrwww.lukaszsowa.blox.pl

    Odpowiedz
    1. ~Pawełek

      Wszystko to znaczy tyle, że możesz to oglądać raz, drugi i trzeci, w kółko. Ja zawsze czekam na mecz, pół dnia nawet, i nie mogę wytrzymać. Nagrywam, oglądam w nocy albo rano jeszcze raz – zwłaszcza jak moi wygrali. Pozdrfawiam. Pawełek

      Odpowiedz
  5. anallizator@op.pl

    A mnie najbardziej dziwi zainteresowanie Rogerem.. Chyba naprawdę jakaś 'turniejowa gorączka’ dopadła wszystkich, że tego zawodnika wymienia się wśród tych, którzy nie zawiedli (czyli obok Boruca). Moim zdaniem jego występ nie odbiegał poziomem od wielu polskich graczy. Tak samo tracił piłkę(zwykle po nieudanych sztuczkach) i tak samo biegał nie wiedząc na czym mają polegać jego zadania. http://analyst.blog.onet.pl

    Odpowiedz
  6. ~darek638

    Witam!Piszę już po zakończeniu meczu, żeby nie robić Panu przykrościnic nie będę pisał o poziomie. Festiwal trwa! Fajny felieton, jednosprostowanie Cruyff to napastnik, jeden z najwspanialszychpiłkarzy w historii futbolu, Sneijder to ambitny pomocnik walczącyo swoje miejsce w drużynie klubowej.Pozdrawiam.

    Odpowiedz

Skomentuj ~Pawełek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *