Czarno-biały świat

Przysięgam, że to już ostatni raz zaczynam pisanie o Premiership zdaniem, że zdecydowanie nie jest to najnudniejsza liga świata. Z drugiej strony nie mogę tych słów ponownie nie przywołać, skoro ich patronem jest ostatni menedżer Newcastle, a zamieszanie wokół tej drużyny zdominowało pozostałe wydarzenia czwartej kolejki angielskiej ekstraklasy. Miała być to wprawdzie kolejka debiutów, ale nieoczekiwanie mówimy raczej o pożegnaniach: pożegnaniach z Newcastle.

Po kolei jednak: nawet Match of the Day ma swój ustalony porządek. Wczoraj w BBC mówili o Srokach na drugim miejscu, zaczynając od spotkania Liverpool-MU i pierwszego z głośnych debiutów: Dymitara Berbatowa w koszulce Czerwonych Diabłów. Chciałoby się powiedzieć „miłe złego początki”, bo Bułgar już w trzeciej minucie uciekł z piłką pilnującemu go Carragherowi i gdzieś spod linii końcowej dograł ją z powrotem na środek pola karnego, gdzie rozpędzony Tevez mógł jedynie spytać Reinę, w który róg uderzać. Cóż, skoro dzięki niepewnemu tego dnia Van der Sarowi (ale też i – bądźmy uczciwi – niewiarygodnie intensywnemu nawet jak na angielskie warunki pressingowi gospodarzy) Liverpool wyrównał jeszcze przed przerwą, a w drugiej połowie jego przewaga nad MU nie ulegała już wątpliwości. Zwycięski gol dla drużyny Beniteza był poniekąd kopią tego dla Manchesteru (w roli Berbatowa Kuyt, w roli Teveza – Babel), po Berbatowie widać było zaległości treningowe, a gdyby nie nieoczekiwany liberalizm Howarda Webba Vidić mógłby wylecieć z boiska paręnaście minut wcześniej (inaczej niż John Terry w meczu MC-Chelsea: w obu przypadkach sędziowie mylnie zinterpretowali przepis dotyczący czerwonej kartki za faul ostatniego obrońcy).

„Miłe złego początki” to również debiut Robinho w Manchesterze City. Chelsea, daleka przecież od najsilniejszego składu (bez Ballacka i Essiena, z Drogbą na ławce), pokazała, że mimo niewiarygodnych pieniędzy nowego właściciela drużynie Marka Hughesa sporo brakuje do najlepszych. Naprawdę: w styczniu trzeba byłoby kupić cały Real, pół Barcelony i jeszcze kilka Juventusów, żeby zniwelować stratę, jaką MC będzie wówczas miało do czołówki. A w Chelsea brawa dla Scolariego za ustawienie bocznych obrońców: Mark Lawrenson, którego przywołuję tu głównie w kontekście jego nietrafionych prognoz, trafnie zestawiał Ashleya Cole’a i Bosingwę z Roberto Carlosem i Cafu…

Kapitalna kolejka, w której trzeba by wspomnieć również walkę do końca we wczorajszym „meczu bez sponsorów” i w dzisiejszym pojedynku Stoke z Evertonem. Podkreślić formę Jermaina Defoe w Portsmouth, która jakoś nie może znaleźć przełożenia na występy w reprezentacji. Unosić się nad Theo Walcottem, którego forma w Arsenalu nie ustępowała tej w kadrze. Arsene Wenger zastanawiał się ponoć przed meczem z Blackburn, czy postawić na bohatera z Zagrzebia, czy spuścić z niego trochę powietrza. Nie ma wątpliwości, że podjął dobrą decyzję…

Natomiast jest więcej niż pewne, że niedobrą decyzję podjął w którymś momencie życia Mike Ashley. Tylko w którym? Zatrudniając Kevina Keegana jako menedżera? Zatrudniając Dennisa Wise’a jako dyrektora sportowego? Nieumiejętnie dzieląc między nich kompetencje? Wydając za mało pieniędzy na transfery czy przeciwnie: wydając ich zbyt wiele? A może w ogóle kupując ten przeklęty klub? Ja w każdym razie, po tym, jak w sobotę oglądałem na ulicach Newcastle protestujących kibiców, a także po tym, jak przeczytałem w niedzielę dramatyczną deklarację właściciela, muszę odszczekać jedno zdanie z tego, co napisałem przed ponad tygodniem: panu Ashleyowi nie było wszystko jedno, co na jego decyzje powiedzą kibice. Zaiste, tak długiego oświadczenia nie mógł napisać żaden specjalista od public relations. I nie tylko dlatego warto je przeczytać.

Kiedy próbując wcielić się w Ashleya usiłowałem pokazać, że świat Newcastle nie jest czarno-biały, pewnych kwestii nie doceniłem. Właściciel klubu pisze, ile pieniędzy wydał na jego kupno, ile przeznaczył na zmniejszenie jego zadłużenia i ile zamierzał co roku do niego dokładać. Wszystkie te kwoty okazały się za małe w porównaniu z tymi, których żądają kibice. A ponieważ skala protestu każe Ashleyowi obawiać się o bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny, wystawia klub na sprzedaż: niech prowadzi go ktoś, kto sprosta ambicjom tysięcy fanów.

Właściwie można by się uśmiechnąć. Dać jakieś przykłady z Polski. Powiedzieć, że jest tylko jedna rzecz, która odbiera zimnym biznesmenom zdolność do racjonalnego prowadzenia interesów: piłka nożna. Ale jakoś nie jest mi do śmiechu. Wspaniały naprawdę klub marnieje, mimo iż wszyscy chcieliby tylko jego sukcesów: i właściciel, i dyrektor sportowy, i były menedżer, i piłkarze, i kibice. Czy jest za późno na okrągły stół, zwołany np. przez sir Bobby’ego Robsona? Nie wiem, czy w obecnej sytuacji Mike Ashley znajdzie kupca. Lepiej byłoby oszczędzić drużynie kolejnego zamętu i namówić wszystkich do cofnięcia się o pół kroku.

PS O meczu Tottenhamu z Aston Villą piszę w jednym z komentarzy pod tym tekstem.

23 komentarze do “Czarno-biały świat

  1. ~redredwine

    Wreszcie jakieś dobre słowo o Liverpoolu. Byli świetni i to mimo wspominanych osłabień. Keane nie strzelał, ale walczył o każdą piłkę do upadłego i biegał jak szalony między obrońcami. No i kto wie, czy nie strzeliłby, gdyby nie faul Vidicia, bo wychodzil w końcu sam na sam.

    Odpowiedz
  2. ~taichung

    Czarno-biały świat Newcastle jest grą słów świadomą? Mam nadzieję, że to pytanie nie uraża Twojej inteligencji 😉 Czytam, ze Ashley wystawia na sprzedaz Sroki. Ciekawe, za ile… I czy swiatowa moda na lige angielska jest tak wielka, ze znow jacys plawiacy sie w luksusach Azjaci wyloza kase i bedziemy miec nastepny klub nuworyszy?

    Odpowiedz
  3. ~z

    Więcej, więcej, więcej. Proponuję, żeby podsumowywac kolejkę Premiership 3, a nawet 4 razy w tygodniu! Bardzo dobrze się Pana czyta, bardzo interesujące informacje Pan podaje, bardzo łagodnie dzięki temu można przetrwac ten trudny okres między kolejnymi meczami. Dziękuję i proszę o więcej, więcej…

    Odpowiedz
    1. ~radek

      Pozostaje mi się jedynie zgodzić z przedmówcą. Aż sam się sobie dziwię, że jako stały czytelnik Tygodnika dopiero teraz odkryłem Pański blog. Naprawdę doskonale się go czyta. Tym bardziej się cieszę, że dziś mecz Pana Tottenhamu z moją Villa. Stawiam 1-2. Pozdrawiam

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński

        Przekonamy się za trzy godziny, ale mnie ten wynik nie wydaje się nieprawdopodobny. Chyba już pisałem, że dla mnie to Aston Villa jest najpoważniejszym kandydatem do piątego, a kto wie – może nawet do walki o czwarte miejsce. Z drugiej strony, wiadomo: ten nieobliczalny Tottenham…Dziękuję za miłe słowa. One oczywiście zwiększają chęć do pisania, ale jeszcze bardziej zwiększają ją rozmowy, jakie toczą się pod poszczególnymi wpisami. Miło też, że nie tylko redaktorzy, ale i Czytelnicy „Tygodnika” żyją piłką :-)A odpowiadając taichungowi: no jasne, że chodziło o barwy klubowe. Z szacunku dla Waszej inteligencji nie chciałem stawiać kropki nad i.

        Odpowiedz
  4. ~lager

    Witam wszystkich, niedawno natknalem sie na Panski blog, a ze 3/4 swojego zycia kibicuje Manchesterowi United tematyka poniekad jest mi bliska. Pewnie jak wiekszosc osob wypowiadajacych sie tutaj czekam juz na wieczorny mecz. Nie wiem czy Juande Ramos nie „odpusci” tego spotkania i nie nastawi sie na pojedynek z Wisla zeby moc pozniej powiedziec „W lidze nam nie idzie ale w pucharach rzadzimy”. Z Sevilla pokazal ze jest w tym dobry. Co do Manchesteru, pierwsze 10 minut w meczu z Liverpoolem bylo chyba ich najlepsza pilka w tym sezonie. Co mi sie rzucilo w oczy, Berbatov swietnie porusza sie po boisku bez pilki, rozumie sie dobrze z graczami ktorych zna od kilkunastu dni. Jednak po kwadransie cos sie posypalo i nie bede tego komentowal. Popieram przedmowcow – czestsze wpisy prosze. Pozdrawiam wszystkich i zycze nam dobrego meczu =)

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      W którym momencie grupa świetnych piłkarzy zaczyna tworzyć drużynę? Co o tym decyduje? Głównie nad tym się zastanawiałem oglądając mecz między Aston Villą a Tottenhamem. Dlaczego mimo milionów wydanych na wzmocnienia w każdej niemal formacji i po każdej stronie boiska Londyńczycy notują najgorszy ligowy start od 34 lat? Mógłbym mnożyć pytania w tym stylu, przyglądać się postawie wszystkich piłkarzy po kolei (Pawliuczenko następcą Berbatowa – dobre sobie…), kwestionować formację, w której Tottenham rozpoczął to spotkanie, zauważyć złośliwie, że dopiero zejście z boiska Modricia spowodowało, że coś w tym zespole zaczęło się układać, ale w gruncie rzeczy interesuje mnie ta pierwsza kwestia: co konstytuuje zespół. Czy chodzi o osobowość trenera i czy to, że nie mówi on dobrze językiem swoich piłkarzy stanowi tu jakieś utrudnienie? Czy przeszkadza fakt, że kapitan drużyny nie dość, że zwykle kontuzjowany, to pozostaje osobą małomówną? A może po prostu brakuje prawdziwego lidera w środku pola – takiego choćby jak Gareth Barry w Aston Villi, choć przecież grę w tym zespole robili w dużej mierze Petrov, Young, Reo-Coker i Agbonglahor…Różnica między zespołami O’Neilla i Ramosa polegała właśnie na tym: piłkarze Aston Villi pomagali jeden drugiemu, piłkarze Tottenhamu grali jakby każdy dla siebie. Cokolwiek by mówić o wysiłku, jaki gospodarze włożyli w ten mecz, poszedł on na marne z tego powodu, że był wysiłkiem jednostek, nie drużyny. Tak samo zresztą jak momenty geniuszu i kuriozalne błędy przydarzały się jednostkom. Żeby było śmieszniej, w przypadku jednego z piłkarzy widzieliśmy i jedno, i drugie: gdyby nie Gomes, do przerwy mogłoby być 0:3, gdyby nie Gomes, w 55. minucie powinno być wciąż 0:1. Pozostali starali się mniej lub bardziej (ci „bardziej” to Lennon i Jenas), ale nie byli w stanie pociągnąć za sobą kolegów.Poprzestańmy na tym. Właściwie mam do powiedzenia dwie rzeczy: że grupa świetnych piłkarzy Aston Villi z pewnością tworzy drużynę, i że nawet taki Tottenham powinien poradzić sobie z Wisłą. Marna pociecha, ale zawsze jakaś.

      Odpowiedz
      1. ~pcieslinski@op.pl

        mnie rownież strasznie zastanawia jak to jest – może to jakas klątwa? Przeciez miejąc skład naprawde słaby: z Gardnerem, Tainio, Mido, Kelly’m, Lee, Robinsonem – walczylismy do ostatniej kolejki o Lige Mistrzow. I kto wie co by było gdyby nie … lasagna!! I znowu – klątwa jakaś czy co!!?? Z drugiej strony Ramos ma za swoje – posprzedawał pół składu – tak naprawde z zespolu ktory wygrywał Carling Cup zostało dużo mniej niż połowa i teraz mamy – Boiskową Wieżę Babel. Niby Ramos twierdził, że by zbudowac zespol potrzebuje zawodnikow o silnych charakterach i podobnej filozofii gry. No to ja sie zastanawiam w takim razie, skad sprzedaż Steeda, ktory wpasowalby sie zawsze i wszedzie, Chimbondy, o Keanie i Berbie nie mowie bo to inna półka. A Bent? Jego filozofia gry to stać i czekać aż coś mu wpadnie pod nogę. Chyba nie takiego napastnika potrzebują Gio, Bentley, Modricy, czy Zokora, ktorzy zeby coś pograć potrzebują z przodu kogoś dobrze wyszkolonego technicznie, a Bent … z całym szacunkiem, jest technicznie gorzej wyszkolony od innego niewypału transferowego Spurs, tyle ze sprzed 3 lat – Grzesia Rasiaka. Na papierze bramkę i obronę mamy solidnie obstawioną. Nie rozumiem po co przedluzalismy kontrakty z zawodnikami typu Dawson, czy Huddlestone – to są zawodnicy dobrzy na Stoke, Hull, ale nie Tottenham. Mieli jeden dobry sezon, ale to za mało, żeby walczyć o Ligę Mistrzów. Od lat slyszę że potrzeba nam czasu i czasu … okej poczekamy 3 lata. Modric zacznie grać, Corluka, Hutton, Pavlyuchenko, Bale – wszyscy odejdą do MU, Chelsea, (MC?) a my znowu zaczniemy budowe druzyny od nowa. I tak w koło macieju …

        Odpowiedz
        1. ~mewstg.blox.pl

          Pewnie, że nie klątwa. Po prostu brak zgrania, no i to o czym wspomina Michał Okoński/; nie jesteśmy zespołem. Gramy 11 wolnymi elektronami. Indywidualne umiejętności są olbrzymie, ale giną w mrokach odmętu gdy nie stanowią drużyny.

          Odpowiedz
          1. ~radek

            Ach trzeba mi było iść wczoraj do bukmachera i obstawić ten wynik 1-2. Ale szczerze powiem, że wolał bym sie pomylić co do tej bramiki dla Tottenhamu i w spokojniejszym nastroju obejrzeć mecz do końca przy stanie 0-2. Villa zagrała dziś koncertowo. Do tej pory byłem raczej bardziej sceptyczny co do wzmocnień dokonanych przed i już w trakcie sezonu. Nie spodziewałem się, że tak szybko one zaprocentują i zespół tak szybko wejdzie na tak wysoki poziom zgrania. W trakcie tramsmisji w Canal + Rafał Nahorny powiedział jedną bardzo ważną rzecz, że największym wzmocnieniem AVFC było utrzymanie w zespole Barrego. I to jest chyba też to co różni Villę od Kogutów. Jeżeli chce się podjąć realną walkę z czołówką, trzeba z nią również rywalizować na rynku transferowym, a przynajmniej rywalizować o własnych piłkarzy. Tottenham tego nie potrafił i oddał dwóch najlepszych strzelców. Można się cieszyć, że w budżecie pojawiły się pieniądze na nowe transfery, ale trzeba też pamiętać, że dokona ich się dopiero w zimowym okienku. Do tego czasu w lidze powinna sytuacja wyklarować się na tyle, że będzie wiadomo kto o co walczy i Tottenhamowi będzie bardzo trudno doszlusować do czołówki. Narazie bardzo mnie cieszy forma Aston Villi i oby sezon skończyła na tym samym miejscu na którym jest i dziś w tabeli.

          2. ~Bartek77

            Brak zgrania? No rzeczywiście, to było wczoraj aż nadto widoczne. Ale ja zwróciłbym uwagę na jeszcze jeden fakt. Drużyna praktycznie co mecz wychodzi w jakimś nowym dziwnym ustawieniu, do tego w trakcie tych meczów ustawienie to jest korygowane. W zeszłym sezonie – bądź co bądź nieudanym – wyglądało to przejrzyście i klarownie. Czwórka obrońców wiadomo, dwójka niezłych skrzydłowych a w ataku Robbie i Berbatov którzy odwalali całą robotę. Każdy na boisku znał swoje miejsce i robił co do niego należało. Inna sprawa że nie zawsze to wychodziło:) Ale drużyna miała jakiś pomysł na gre, jakąś koncecje. Po prostu miała jakiś styl. W scenariuszu optymistycznym należało latem wzmocnić środek pola i nie dopuścić do utraty najważniejszych ogniw. Wszyscy wiemy jak to się skończyło. W zamian za tych co odeszli pojawili się nowi gracze, często o zupełnie innych stylach grania. Brak jakiejkolwiek ciągłości. I teraz Juande Ramos stoi przed tym samym problemem co ja, gdy gram Tottenhamem w gry komputerowe:) Jest tu wielu graczy o niewątpliwie dużych umiejetnościach ale nie bardzo wiadomo jak ich poustawiać. Atak – przy całym szacunku dla tych co tam grają – nie jest już taki mocny i nie będzie ”ciągnął” swojej drużyny. Dziś siłą kogutów musi być druga linia której zestawienie przypomina jednak totalny chaos. Myśle że to jest największym zmartwieniem Ramosa, on sam chyba nie wie jakie ustawienie pasuje do tego skladu. Stąd bierze się potem brak zgrania i gra poszczególnych piłkarzy ”pod siebie”. Prawidłowe ustawienie dużyny w środku pola i skupienie największych sił w tym właśnie miejscu może byłoby kluczem do sukcesu? Bo atak mimo wielkich nazwisk raczej nie straszy(przypomnijcie sobie jak Tottenham strzelal bramki w tym roku). To tylko moje skromne zdanie, ale co ja tam wiem:P pozdrawiam:)

  5. ~Clasher

    Wszystko to o braku zgrania, 11 indywidualistach – prawda. Jednak przede wszystkim Ramos popełnił błąd przeceniając swoich zawodników i tym samym niedoceniając rywali, błąd w selekcji.Na początku Modric grał na skrzydle, schodził do środka i robił miejsce Bale’owi. Tyle, że chorwat nie radził sobie ani na lewej stronie ani w środku pola gdzie był bezlitośnie przepychany, tracił piłki, biegał w środku 'dziadka’. A pozostawiony samemu sobie Walijczyk także łątwo nie miał i co rusz szły dośrodkowania z jego strony (tak padła pierwsza bramka). Już lepiej było wystawić Bentleya, który wie na czym polega odpowiedzialna gra lewego skrzydłowego. To samo w ataku. Dwa czy trzy treningi nie wystarczą Pawljuczence i Bentowi by rozumieli się bez słów. Wczoraj albo jeden biegał za drugim do jednej piłki albo rozbiegali się na 40 metrów i koniec z wspólnej gry. Liczbę podań między nimi możnaby policzyć na palcach jednej ręki. Z Chelsea wywalczyli remis bo Ramos zagrał rozsądnie, zneutralizował (w pewnym stopniu) największą broń The Blues. Teraz zagrał Hiszpan va banque i.. jest na ostatnim miejscu w tabeli;) Oby długo tam Tottenham nie zagościł bo mam kilku zawodników w Fantasy Football i póki co jadę na kredycie zaufania;p

    Odpowiedz
  6. Michał Okoński

    Po upływie nocy łatwiej pewne rzeczy zobaczyć na chłodno, ale nadal mam poczucie, że główny problem polega na tym, że świetni piłkarze nie tworzą zespołu i że jeden nie walczy za drugiego. Do tego oczywiście dochodzą kwestie szczegółowe – np. brak zgrania, o którym piszą Bartek 77 i mewstg.blox.pl, i eksperymenty z ustawieniem, o których wspominają Bartek 77 i Clasher. One są zrozumiałe, gdy zmieniło się tak wiele i tak nagle – wszyscy się spodziewali odejścia Berbatowa, ale bodaj nikt Keane’a, Ćorluka i Pawliuczenko dołączyli w ostatniej chwili… Clasher ma rację: parę razy Rosjanin i Bent niemal się zderzyli biegnąc do jednej piłki.Czy strategia Ramosa na wczorajszy mecz była aż tak beznadziejna? Trudno oceniać po pięciu minutach jej realizowania i golu straconym przy pierwszej ofensywnej akcji gości. Jeśli dobrze rozumiem dwaj teoretycznie defensywni pomocnicy, Huddlestone i Zokora, mieli nie tylko stawić czoło Barry’emu (najlepszy na boisku) i Petrowowi, ale i asekurować bocznych obrońców przy atakach piekielnie szybkich Younga i Agbonglahora. To zawiodło nie tylko dlatego, że Huddlestone jest o wiele za wolny, ale przede wszystkim dlatego, że trzeci element drugiej linii Tottenhamu, Luka Modrić, kolejny raz nie sprostał przypisanej mu roli. Chorwat – chociaż dużo biega, pokazuje się partnerom – nie potrafi wziąć gry na siebie i trochę tylko przyciśnięty, traci piłkę. Ileż zmieniło wejście na boisko Jenasa – jego kilka wślizgów i udanych podań…Za wcześnie na podsumowania i bicie na alarm, choć brytyjska prasa jest innego zdania i do każdego kolejnego meczu Tottenham będzie przystępował w narastającym napięciu. Bukmacherzy już typują, że Ramos może nie doczekać końca sezonu – co jest oczywiście paranoją, bo naprawdę w piłce nie osiągnie się niczego zwalniając trenera co rok.Co powiedziawszy wyznam, że marzy mi się powrót Martina Jola. W końcu miał o dwa punkty więcej, gdy działacze Tottenhamu po raz pierwszy spotkali się z Ramosem, a w Bundeslidze jego HSV przewodzi w tabeli. Czy ja jeden nigdy nie przestałem tęsknić za Holendrem?No i: świetna Villa, brawo radek…

    Odpowiedz
    1. ~taichung

      Czy moge zapytac, jak to sie stalo, co to za olsnienie czy inny grom z jasnego nieba sprawil, ze w 87 roku emocjonalnie zwiazales sie z Tottenhamem? Jesli pytanie nie jest wchodzeniem w sfere zbyt intymna… Wiez to musi byc potezna, skoro pocieszasz sie mysla, ze jedenastu swietnych indywidualistow, nie tworzacych jeszcze druzyny, i tak zdola pokonac Wisle. Wisle reprezentujaca miasto w ktorym zyjesz. Nie jest moim celem ewangelizowac i na Wisle nawracac, ale ja, choc mam pewnie podobny stosunek do Cracovii, co Ty do Wisly, trzymalbym kciuki do bolu i zdzieral gardlo krzyczac Cra-co-via , gdyby tylko dane jej bylo zagrac w pucharach. Nie chce sugerowac, ze jestem wiekszym patriota, lepszym kibicem. Probuje tylko zrozumiec odmiennosc, bo nie spotkalem sie z taka jeszcze.

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński

        Jutro w „Tygodniku Powszechnym” ukaże się mój tekst „Kolano Mabbutta” – subiektywna historia Tottenhamu i próba wyjaśnienia samemu sobie, co właściwie się stało w tym 1987 roku. W każdym razie dziwna to historia – kibicowania drużynie, której przez lata się na oczy nie widziało. Pamiętam pierwszy mecz obejrzany w zakodowanym Canal Plus w czasie, kiedy już wiedziałem o nich wszystko, choć nigdy ich nie oglądałem. Wtedy zresztą też trudno to uznać za obejrzany mecz: śnieżyło jak diabli i właściwie z najwyższym trudem domyśliłem się w pewnym momencie, że padł gol, i że chyba jest to gol dla West Hamu…Piszę o tym, bo tego nie napisałem w „Tygodniku” – reszty nie chcę powtarzać. A nuż ktoś z kibiców zechce pójść do kiosku 🙂

        Odpowiedz
    2. ~nth

      Coś ty panie Redaktorze najlepszego zrobił? Miałem tylko te dwa zdania komentarza do czerwonej kartki Terryego wstawić, a tu znowu wyskoczylo cos z tym Jolem w tle. Oj, nie pomagasz Redaktorze nic. Bo było już prawie postanowione (tak mi doradzono) do sprawy Jola juz nie wracać i nie przywoływać głupich sentymentów. Tymczasem ciagle jakos trudno pozbyć się wrażenia, że zeszłej jesieni Tottenham zrobil sobie jednak krzywdę. Nagle, po ponad dwóch emocjonujących sezonach 'odkryto’, że Jol 'nie ma matury’ to znaczy nie ma warsztatu. Zatrudniono Ramosa, który warsztat akurat ma (gasfiteri’a – jak sobie to roboczo nazywam). Jeżeli dlugofalowa intencją właściciela było sprowadzenie trenera, który zaprowadzi Spurs znacznie dalej niż troche ośmieszany wtedy Martin Jol, to chcialoby sie powiedziec, ze lepszy czas na takie nowe rozdanie czy zmianę był raczej dopiero tego lata. Zakończyć jeden etap jak nalezy! A potem spokojnie (badz niespokojnie) zaczac cos nowego. Ramos i tak zmienił pół składu – zatem do czego wlasciwie potrzebny był tamten sezon w tej zaplanowanej strategii osiągania celow najwyzszych? Zgoda, niby faktycznie, poprzez transfery, jak mowia, Ramos planuje w tym sezonie coś kompletnie nowego i jakościowo o klase lepszego od 'przypadków’ Jola. Ale pozostaje wrażenie, że mu już tego impetu i swiezosci trenerskiej nagle na poczatku tego sezonu jakos tak brak. Bo to dla widza poniekad już 'nowy-stary’ Ramos. A wszystko przez poprzednią wiosnę. Trudno się pozbyć tego wrazenia zostawionego przez nudne remisy na wyciszonej WHL, przy opustoszalych juz regularnie miejscach po kibicach, ktorzy nie dotrwali do ostatniego gwizdka. A to przecież bardzo dobry trener. Czy nie byloby bardziej przejrzyscie, gdyby mu dano zaczac dopiero w tym sezonie? W imię dobra klubu, rok temu ratowano sytuację. Ale co wlasciwie uratowano? Moze Premiership… Ale kto tak na serio podzielal wtedy obawy, że Jol spuści Spurs o ligę niżej? To moze kase z biletow… Ale przeciez i po zmianie, w tamtym sezonie, a juz na pewno tej jesieni, prawie wszystkie mecze i tak wedruja do wolnej sprzedazy. Az tak sie ludzie za biletami nie zabijaja, ale przeciez oczywiste, ze tak jak i wtedy nie przestaliby, tak i teraz nie przestana dalej przychodzic. Nie za wiele uratowano a jak duzo przy tym zabrano? Genialną atmosferę. Czegos takiego jak podczas Villa 4:4 czy wyjaz ManU 0:1 juz od tego czasu chyba nie bylo (zgoda – puchar). Tamtej jesieni klub dolowal, ale jakos czulo sie te emocje i jednosc kibice-drozyna-klub. W dyskusjach psioczono na Jola, ale potem otrzymywal juz tylko nieporownywalny dzis doping – nawet w najgorszym momencie. Ale oczywiscie (to chyba najwazniejsze zdanie) to juz zalezy kto czego szuka w sporcie. Pasjonaci taktyki na przyklad na pewno nie moga byc Ramosem rozczarowni. Tematow do analizy przy tym trenerze nie zabraknie. Ja sie poddaje. Po tym jak bylem przekonany na meczu z Chelsea, ze G. dos Santos byl wystawiony w ataku (gdy biegal jak opetany ze srodka do lewa i zostal zmieniony), a potem sie okazalo w poniedzialek w prasie, ze Spurs wystawili 4-1-4-1, to dochodze do wniosku, ze jednak lepiej obejrzec sobie mecz bezmyslnie, zmierzyc czas Lennonowi na setke, sprawdzic co tam na trybunach, obejrzec reklamy, niz meczyc sie 90 minut na tropieniu przesuwajacych sie formacji, a potem i tak wstydzic sie, ze sie nie zna taktyki, czyli ceni Jola a nie rozumie Juande. W zwiazku z postawionym przez ciebie pytaniem o sentymenty jedno jest pewne: dzis juz sie niczego nie odwroci. Trzeba powiedziec, ze Spurs juz kiedys mialo Jola i go w decydujacym momencie juz nie chcialo. Z powrotem juz go miec nie bedzie. Ta rzeka juz odplynela i sie w niej Spurs juz nigdy powtornie nie zanurzy. Dla mnie szkoda ale decyzja podjeta. Jest za to Ramos. I oby umiano go uszanowac, gdyz pazdziernik 26 juz nadchodzi. I jesli im czegos Ramos nie wygra do tego czasu, to znowu uaktywni sie haslo tym razem w wersji 'in Gustavo we trust’ i beda chcieli Ramosa koniecznie zwolnic dla dobra klubu a przy okazji zmarnuja kolejnego szkoleniowca. Pazdziernik 26 – na trzy dni przed derbami.

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński

        Dzięki za ten wpis. Wiele, bardzo wiele z tych opinii i z tych emocji podzielam. Odpowiadając zacząłbym od deklaracji ryzykownej: nigdy nie myślałem o drużynie z White Hart Lane jako zespole walczącym o mistrzostwo czy mieszającym w Lidze Mistrzów. Ot, grający fajną piłkę fajny zespół, z fajnymi piłkarzami i fajnym trenerem. Te piąte miejsca i gra o Puchar UEFA wydawały mi się szczytem marzeń – proszę pamiętać, że jestem jak jamnik wychowany pod szafą i większą część mojego dorosłego życia kibicowskiego spędziłem patrząc, jak Tottenham wlecze się w ogonie, a w najlepszym razie – w środku tabeli.W tym sensie Martin Jol wydawał się stworzony dla tej drużyny. Wzrastał z nią i nabierał doświadczeń, pokazując klasę w tym świecie niespotykaną: szczery, z poczuciem humoru i poczuciem honoru, przywiązany do klubu, znający i pielęgnujący etos angielskiej piłki, stawiający na młodych (czy popadam w nadmierny liryzm?)… Że Wenger czy Mourinho zawsze potrafili go przechytrzyć? Owszem, bolało mnie, kiedy prowadził w Pucharze Anglii 3:1 na Stamford Bridge i nie potrafił dowieźć tego prowadzenia, ale – myślałem sobie – może za rok, może czegoś go to nauczyło.Decyzja o zwolnieniu Holendra była decyzją biznesową. Nie patrzono na statystyki (miał lepsze niż ktokolwiek z menedżerów Tottenhamu w ostatnich kilkunastu latach), na kontrakt etc. Uznano po prostu, że czas zawalczyć o Champions League, a do tego potrzebny jest lepszy fachowiec. Po czym… wszystko spieprzono. Operacja zwalniania Jola była wizerunkową katastrofą i z pewnością nie przysłużyła się wynikom drużyny. W tym sensie masz oczywiście rację: jeśli już myśleć o „zakończeniu etapu”, to po ostatniej kolejce ligowej, a nie w trakcie – nie dość, że sezonu, to konkretnego meczu (o odejściu Jola dowiedzieliśmy się podczas meczu z Getafe: wiedziały media, wiedziały trybuny, tylko jakoś jemu nikt nie powiedział).Masz również rację, że co się stało, to się stało: teraz jest czas Ramosa, świetnego niewątpliwie taktyka – wielokrotnie imponował odważnymi zmianami, które pozwalały mu osiągnąć cel (oba mecze z Chelsea, finał Pucharu Ligi i późniejszy w lidze, to najlepsze przykłady), w tym zresztą jest od Jola niewątpliwie lepszy.A przecież brakuje mi Holendra, jego chrypy i szerokiego uśmiechu Shreka, jego poklepywania po plecach wszystkich naokoło i nieszukania winy za porażkę w złych sędziach. Pamiętam, jak odchodząc mówił, że może kiedyś wróci – kiedyś, kiedy w klubie nie będzie już tych ludzi, którzy zamienili ostatnie miesiące jego pracy w piekło.Każdemu wolno marzyć. Ja czasem oglądam mecze HSV.

        Odpowiedz
        1. ~mewstg.blox.pl

          Po przeczytaniu dwóch powyższych wpisów oraz tekstu „Kolano Mabbuta” łatwo można zauważyć, że Martin Jol nie był trenerem na te czasy. Brakowało mu tzw last touch i mimo wyglądu mafioza, instyktu killera. A może po prostu szczęścia nie miał i wyższość Ramosa to czysty przypadek? Teraz mimo wszystko czas na Comolliego, jeżeli ktoś odejdzie z klubu to właśnie on. I też nie jestem przekonany, że poprawi to sytuację. Chyba, że pełnie uprawnień menagerskich dostanie Ramos i to on będzie decydował o transferach. Nie jest łatwo być kibicem Spurs, oj nie. Mnie osobiście najbardziej męczy historia, która jednocześnie jest niesamowicie wciągająca. Mam jej jednak dość, bo zbyt często trzeba ogladać stare mecze, z braku nowych godnych zapamiętania. No troche ich ostatnio było dlatego przed Wisłą zaaplikuje chyba sobie mecze z WHU 3:4, Ar5ena1em i Chelsea (jakby nie było to nie moga z nami wygrać od trzech meczów).

          Odpowiedz
          1. ~kkogut

            Fajny pomysł ze starymi meczami, ja bym polecił jeszcze Tottenham-Reading (6:4, z czterema golami pewnego Bułgara…). I dla miłośników Jola ubiegłoroczny pojedynek z Aston Villą: od 1:4 do 4:4.

  7. ~zliv

    Czy ktoś pokusił się o porównanie gry i taktyki Sevilli i Tottenhamu za Ramosa? Jestem ciekaw, jak to porównanie by wypadło… Bierze się ono stąd, że kibicując Liverpool FC, zauważam, że staje się on bardziej „valencki”, niż Benitez „liverpoolski” (stąd transfery, z nie pasującym zupełnie Benitezowi i regularnie wcześniej sadzanym na ławie Crouchem na czele). Po tym, co zobaczyłem w poniedziałek, myślę, że Ramos próbuje trochę na siłę wsadzić piłkarzy w schematy przywiezione z Hiszpanii i nie wygląda to za dobrze. Te schematy bowiem na boisku nie istnieją, a siłą Spurs stają się indywidualne popisy poszczególnych zawodników (świetne, ale skazane na porażkę rajdy Lennona, bramka Benta po strzale rozpaczy Jenasa). Ramos albo będzie miał wystarczająco dużo czasu, aby do swojej taktyki piłkarzy przekonać, albo wymieni kilku z nich przy okazji następnego okienka transferowego, albo się z posadą po prostu pożegna…

    Odpowiedz
    1. ~mewstg.blox.pl

      Szczerze mówiąc to nie wiem czy da się to wszystko porównac. Wyszedłbym od tego, że nie wiem, zarówno w przypadku Sevilli jak i Tottenhamu, czy Ramos do końca ma udział przy transferach. Jeżeli tak, to zawalił sprawę kompletnie, bo to, że odejdzie Berbatow było pewne od dawna, Keane to był nóż w plecy, a świadome pozbycie sie Defoe i przede wszystkim Malbranque`a to juz samobójstwo. Wiadomo było, że należy znaleźć zmienników. Sprawa Modrića, uważam była załatwiona profesjonalnie. Podczas ME kiedy Chorwaci zachwycali, wszyscy chcieli mieć ich w swoich klubach, Tottenham mógł się cieszyć, bo przed całym zamieszaniem pozyskał jednego z najlepszych zawodników tej drużyny. Sprowadzenie Pawliuczenki to akt rozpaczliwy, bo zostaliśmy absolutnie z ręka w nocniku, kompletnie zagubieni po Berbatow-Keane Gate. Jeżeli jednak Ramos wszystko widzi, wie, rozumie i jest to wszystko przemyślane (napewno nie sprzedaz najlepszego duetu napastników w PL) to osobiście nie zauważam podobieństw. Gdy Ramos przychodził do Tottenhamu oczekiwałem, że będzie najważniejszą osobą w drużynie i zawodnicy będa chcieli grać w TH właśnie ze wzgledu na niego, jak dla Wengera czy SAFa. Największym osiągnięciem Ramosa było właśnie stworzenie drużyny, tego czym narazie Tottenham nie jest. Dodatkowo w Sevilli kosztowało to wszystko dużo dużo mniej. Zamiast sprowadzania piłkarzy za 20 mln funtów liczyłem raczej na znalezienie jakiś diamencików w 2 czy 3 lidze. Narazie najwiekszym osiągnieciem jest chwilowe wyciągniecie O`Hary z rezerw. Osobiscie nie zauważam żadnych podobieństw pomiedzy Sevilla i THFC, głównie ze względu na Ramosa, który na siłę nie chcę aby takie podobieństwa były.

      Odpowiedz
      1. ~kkogut

        W poprzednim sezonie jakieś podobieństwa były. System 4-4-2 z ofensywnie grającymi bocznymi obrońcami, jeden napastnik wysunięty (Kanoute lub Berbatow), drugi biegający dookoła, w sumie „futbol na tak” – ofensywa, technika, szybkość i dobre przygotowanie kondycyjne. Tottenhamowi brakowało klasycznych skrzydłowych poza Lennonem, miało się to zmienić w wakacje, owszem kupiono Bentleya, ale posypał się atak. Mimo wszystko jednak np. boki obrony wyglądają podobnie i tu i tu: Alves grał trochę jak Chimbonda czy Hutton, a teraz Bale po lewej.

        Odpowiedz
        1. ~pcieslinski@op.pl

          Jesli chodzi o skład to : obrona jest podobna – ofensywnie usposobieni boczni, silni i wysocy środkowi, mamy szybkie i efektownie grajace skrzydła tak jak Sevilla, natomiast jesli chodzi o środek pomocy to jest on zupelnie inny niz Sevilli – w Hiszpanii Ramos preferował defensywny środek stad w składzie mial takich graczy jak Maresca, Poulsen, Keita czy Renato. Napastnicy również podobni – Luis Fabiano – Bent, Pav – Kanoute, Kone – Campbell, chociaz ten atak troche taki przypadkowy i wydaje mi się, że przejściowy … Jesli chodzi o poczynania na rynku transferowym to podobienstw nie ma w ogole, ale coz sie dziwic, Sevilla miała mało kasy, my na brak funduszow nie narzekamy, wiec Ramos tez nie oszczędza. Konczac – tak naprawde tylko środek pomocy jest taki nieramosowy i moze w tym tkwi problem, bo jak na razie to mecze przegrywamy własnie w srodku pola. Niestety Huddlestone, Modric, czy nawet Zokora to nie są piłkarze na tyle dobrzy w defensywie by móc atakować obroncami i skrzydłami, nie martwiac sie o tyły… Wiekszosc narzeka na atak, ja mimo wszystko uważam że to własnie srodek pomocy to nasza pięta achillesowa. Gdybym ja ustawiał pomoc to wygladalaby ona tak: Dos Santos, O’Hara, Modrić, Jenas, Bentley 🙂 ale tak to ja sobie ustawię drużynę w FM-a 😉

          Odpowiedz

Skomentuj ~pcieslinski@op.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *