Nie spodziewaj się goli

Perwersyjnie nie zacznę od Chelsea-Manchester, wielkiego rewanżu za Ligę Mistrzów i tak dalej – perwersyjnie powiem, że najciekawszy wydał mi się mecz Liverpoolu ze Stoke. Wszyscy spodziewali się przecież spacerku gospodarzy, mówiło się, że to najlepsza okazja, aby Gerrard strzelił swoją setną, a Keane swoją pierwszą bramkę w barwach klubu, typowano 3:0 albo 5:0… Wiecie, jak się skończyło? „Nie podam ci wyniku, ale nie spodziewaj się goli” – powiedziała kiedyś Mama, wręczając mi kasetę wideo z zaległym meczem.

Oczywiście pomeczowe komentarze zdominowała kwestia nieuznanej bramki (nieuznanej – dodajmy – z bliżej niezrozumiałych powodów), strzelonej przez Gerrarda już w 76. sekundzie. Gdyby sędzia Marriner ją zaliczył, być może rzeczywiście doszłoby do pogromu. Tymczasem Stoke przetrwało oblężenie, zapisując kolejną po zwycięstwie nad Aston Villą znaczącą kartę w króciutkiej historii występów w Premiership: pierwszy mecz bez straconego gola, i to na Anfield Road. Jose Mourinho powiedziałby wprawdzie, że przyjechali autobusem, który zaparkowali we własnym polu karnym, ale darujmy sobie złośliwości: na tym stadionie przegrywali najlepsi.

Potknięcie Liverpoolu wykorzystał Arsenal. Szybko zdobyta przez Bolton bramka wyraźnie rozsierdziła Kanonierów, którzy odpowiedzieli trzema golami, a przecież tradycyjnie okazji mieli dużo więcej (dwukrotnie gospodarzy ratował słupek). O Smolarku nie ma co pisać, warto natomiast pisać o Nicklasie Bendtnerze i dołączyć jego nazwisko do listy genialnych młodzieńców Wengera. W poprzednim sezonie odnosiłem wrażenie, że jedyną zaletą Duńczyka jest wzrost, pamiętam też, jak w półfinale Pucharu Ligi wrzeszczał na niego Adebayor – ale to był poprzedni sezon. Dziś Bendtner nie dość, że imponował precyzją podań otwierających kolegom drogę do bramki, to sam ją znalazł, zdobywając gola na 1:2.

Ozdobą soboty był jednak mecz West Hamu z Newcastle i debiut na ławce gospodarzy… nie, nie Gianfranco Zoli, a właściwie nie tylko Gianfranco Zoli, ale kolejnej dawnej podpory Chelsea – Steve’a Clarke’a. To współpracownika Mourinho, Granta i Scolariego, a obecnego asystenta Zoli podejrzewam o przeszczepienie na grunt West Hamu ustawienia, w którym zwykle gra drużyna ze Stamford Bridge. Mecz był otwarty, a Newcastle wcale nie wypadło źle. Może raczej należałoby powiedzieć, że biednemu wiatr w oczy: pierwszy gol dla Młotów padł po gigantycznym rykoszecie, później Srokom należał się karny za rękę Scotta Parkera, a o wszystkim przesądziła druga bramka dla WHU, zdobyta po frajerskim zachowaniu Colocciniego (widzieliście kiedyś środkowego obrońcę, który obraca się plecami do napastnika w obawie, że mógłby oberwać piłką?). Z pewnością zamieszanie wokół klubu nie sprzyja piłkarzom Newcastle, przepiękny gol Owena pokazuje jednak, jaki potencjał może się uwolnić, jeśli sprawy poza boiskiem zostaną uporządkowane.

A niedziela? Niedziela była taka, jak lubimy: piłka od południa do późnego wieczora, kiedy można było oglądać retransmisje spotkań rozgrywanych wcześniej równolegle. Zaczynały West Bromwich i coraz bardziej lubiana przeze mnie Aston Villa. Pisałem to już kilkakrotnie, ale powtórzę: jeśli ktoś ma zakłócić spokój Wielkiej Czwórki, to właśnie drużyna Martina O’Neilla, zespół młody i brytyjski, świetnie zorganizowany i grający bardzo szybko. Oczywiście pod warunkiem, że nie przyjdą jakieś Liverpoole i Manchestery i nie kupią Barry’ego, Agbonglahora czy Younga…

Pozostanę też przy swoim sceptycyzmie co do szans Manchesteru City, mimo iż rozstrzelanie Portsmouth było wyjątkowo spektakularne. Zespół Marka Hughesa nie potrafi jeszcze ustabilizować formy – i nawet taki fajerwerk nie oznacza, że za tydzień nie potknie się z wyjątkowo niewygodnym w tym sezonie Wigan.

Jak widać robię, co mogę, żeby nie pisać o starciu na Stamford Bridge, a zwłaszcza o innym remisie w Londynie, więc słówko jeszcze o beniaminkach. Skazane na pożarcie Stoke i Hull wciąż pozostają twardym orzechem do zgryzienia; piłkarzom tej drugiej drużyny zabrakło doświadczenia i – mając dwubramkową przewagę na 17 minut przed końcem – nie potrafili dowieźć zwycięstwa (z drugiej strony po wejściu na boisku Luisa Sahy Everton po raz pierwszy w tym sezonie wyglądał naprawdę przekonująco).

Wobec meczu Chelsea-MU zachowywałem sceptycyzm. Myślałem raczej o tym, jak angielska prasa umie podgrzewać atmosferę, kreować oczekiwania na wielki spektakl, rewanż za Moskwę, odkupienie win Terry’ego. Z dużej chmury spadł jednak kapuśniaczek – choć przyznaję, że oglądałem tylko 45 minut, ze zrozumiałych względów przerzuciwszy się potem na Tottenham.

Transmisji telewizyjnej meczu z Wigan nie było, więc słuchałem radia. I chyba lepiej, bo z tego, co mówili przychylni zazwyczaj Kogutom komentatorzy lokalnej stacji BBC, zespół Juande Ramosa nie wyglądał jak drużyna z Premiership. Buczenie słyszałem i w przerwie, i –  jeszcze głośniejsze – po końcowym gwizdku; bodaj czy nie najwyraźniejszy znak tego, że ktoś to w ogóle oglądał. „Terrible Tottenham” – napisała jedna z gazet, a portale kibicowskie zachodzą w głowę, co się właściwie stało z tą drużyną. Nie chodzi przecież tylko o to, że nowi piłkarze jeszcze się w niej nie zadomowili, ale i o to, że starzy sprawiają wrażenie, jakby zapomnieli o swoich umiejętnościach. Uderza nie tylko impotencja ataku, ale i kompletny brak kreatywności drugiej linii. Co się stało z Bentleyem? Zostawił prawą nogę w Blackburn? A co się stało z Juande Ramosem, zmieniającym co mecz pół składu i wcale nie będącym przez to bliżej odpowiedzi, jaki jest najlepszy? O tym, że Tottenhamowi należał się w tym meczu karny, właściwie nie ma sensu pisać: z pewnością by go nie strzelili.

We środę Newcastle podejmuje Tottenham w trzeciej rundzie Pucharu Ligi. Drużyny o tak wielkich aspiracjach zajmują przedostatnie i ostatnie miejsce w tabeli Premiership – i jedyny pożytek z tego meczu, że przynajmniej jednej z grup smutnych kibiców poprawi się humor. Potem kolejka ligowa i Tottenham w Krakowie. Cóż, jeszcze tydzień temu nie spodziewałem się, że to powiem: w przyszły czwartek faworytem może być Wisła.

24 komentarze do “Nie spodziewaj się goli

    1. Michał Okoński

      Poprawione, dziękuję i przepraszam. Pewnie w tyle głowy miałem Senderosa, którego skądinąd nie ma już w Arsenalu.

      Odpowiedz
  1. ~Michał

    Szkoda że tylko 45 minut meczu Chelsea, bo to chyba oznacza, że nie poznam oceny jaką dostałby Tomasz Kuszczak za swój pierwszy mecz w tym sezonie.

    Odpowiedz
    1. ~zwz

      A tu chyba nie będzie sporu. Nie miał wiele pracy, bramkę mógł obronić, ale znowu bez przesady: nie musiał. W pierwszej polowie wypuścił strzał nie pamiętam już kogo i uratował mu skórę Rio. Ale van der Sar też się posypał przy jednym rogu. W sumie obaj by mogli mieć 6-6,5.A o tym meczu to by warto jeszcze o sędziowaniu, prawda? Skąd tyle ytych kartek u malutkiego sędziego Rileya? Może stąd że malutki właśnie?

      Odpowiedz
  2. ~Clasher

    Szczerze mówiąc to nie spodziewałem się, że kibicom postronnym mecz na Stamford Bridge mógł się NIE podobać. Przecież była masa emocji, kontrowersje (znów wraca Mike Riley).. Pierwsze 30 minut to bezwzględna dominacja ManU ale to było spowodowane kilkoma sprawami: Ferguson zdaje sobie sprawę, że drużyna nie jest w stanie grać przez pełny mecz tak jak rok temu – atakować i wyciągnąć z tego jak najwięcej (tym razem udało się na szczęście tylko 1 bramkę) a potem wprowadzę Ronaldo i będą robić to co lubią najbardziej, kontrować. Tu pojawił się jednak problem. Świetnie zagrał John Obi Mikel, kasował całkowicie Berbatowa (który wygląda jeszcze bardziej obojętnie wobec wysiłków kolegi aniżeli w Tottenhami), asekurował kolegów.. Również na Ashleya Cole’a nie potrafi od jakiegoś czasu znaleźć sposobu Ferguson, nawet Ronaldo nie daje sobie rady w atakowaniu stroną anglika. O słabym Bułgarze już wspomniałem, za to Michał Szadkowski pisał o Rooneyu, który ma problemy ze zdecydowaniem na jakiej pozycji na boisku i w jakiej roli chciałby się spełniać. Po tych 30 minutach szaleństw nastąpiło 60 minut dominacji Chelsea, która przed meczem musiała się przemeblować, zmienić plan gry. Odpadł Deco na rozgrzewce i wszedł Ballack, niegotowy, sił miał na 45 minut (grał 70) i widoczny był brak czucia piłki, gry w meczach.. Podobnie z Drogbą, który dał chociaż tyle, że rozbijał stoperów rywali. Słabszy dzień miał Joe Cole, nie wykrozystał dwóch 'setek’.. Dobrze zachował się Scolari zdejmując Niemca i wstawiając Kalou – odważnie, bo z wielkim rywalem przeszedł na 4-3-3. Najsłabszej spisał się jednak Mike Riley, który raz rozdawał kartki za byle-co (głównie Mancsom;) by potem spokojnie znosić to jak wyzywał go Rooney czy Ferdinand przy każdej decyzji i nie karać ich kartonikami. A to jak zakończył mecz.. Ma szczęście, że jego gafy bledną przy tym co narozrabiał liniowy meczu Watford – Reading, który nie tyle miał słabszy dzień ale jeszcze na dodatek przywidzenia! Co do innych spotkań Premier League, po kolei. Mecz Liverpoolu ciekawy? Oglądałem i w skrócie to mogło fajnie wyglądać (bo Liverpool miał 6 sytuacji) ale przez 90 minut raził brak pomysłu Liverpoolu na rozbicie beniaminka. Brawa dla Stoke, że praktycznie bez większych błędów wytrwali na Anfield i wywieźli ważny punkt. Aston Villa imponuje i zgadzam się, że może zagrozić najlepszym. Arsenal z Boltonem wygrał niby zdecydowanie (na co wskazuje wynik) ale pod koniec Wenger był mocno zaniepokojony bo Bolton mógł przy odrobinie szczęścia wywieźć remis. Tottenham i Wigan.. właściwie nie ma co pisać a jeśli już to tylko negatywnie. Citizens również zaimponowali ale nie oszukujmy się, Portsmouth jak nie ma dnia to wygląda tragicznie zarówno w obronie jak i ofensywie. Tak było na Stamford Bridge i teraz na City of Manchester Stadium. Robinho, SWP i Jo mają wielkie umiejętności ale umiejętnie zorganizowana obrona może znacznie ograniczyć ich poczynania. West Ham z Newcastle grał imponująco a rywale mieli zaledwie kilkunastominutowy dobry etap gry. W obronie są wręcz tragiczni, pomoc jest sztywna.. Wiele problemów znajdzie się na głowie następnego managera Srok.

    Odpowiedz
    1. ~kkogut

      Właśnie super było patrzeć na to, jak się broni Stoke. A co do Chelsea-MU może balon był za bardzo nadmuchany? Zgoda, że Berbatow bardzo odstawał od nowych kolegów – zabawne, bo nie odstawał klasą, techniką, umiejętnościami, tylko tym, że mało biega i nie pracuje. Rooney… on jest świetny, haruje dla drużyny na całym boisku, czego bardzo Manchesterowi zazdroszczę. Mnie się ten mecz podobał naprawdę, Chelsea imponująco wróciła do gry i mogła nawet wygrać. Kuszczaka bym się nie czepiał – wypuścił on, ale Czech też wypuścił i Park strzelił z dobitki.Ani słowa o Tottenhamie, proszę. Grali STRASZNIE, bez żadnego pomysłu, najgorzej w tym sezonie, a może od czasów Santiniego, bo za Jola nie było tak okropnie ani razu.

      Odpowiedz
      1. ~nth

        Tak, Berbatov pozostaje sobą. Nie biega nie, nie pracuje. Ale jak trzeba to zawsze się znajdzie tam gdzie należy. W tej akcji na gola dla ManU i podawał, i strzelał, umożliwiając dobitkę. Robbie Keane też strzelał dla Liverpool. Dwukrotnie, ale prosto w bramkarza. Widać, ze jest spięty, bo to najczęściej wtedy wytwarza się jakieś tajemnicze przyciąganie napastnik-bramkarz i zamiast po rogach, jak w normalnej, zrelaksowanej sytuacji, to wali się wtedy nie wiadomo czemu prosto w korpus faceta w rękawicach. Keano jakiś taki schowany. Torresa za to jest wszędzie pełno. Jakoś razem na razie nie grają.

        Odpowiedz
        1. ~number 9

          Tu już była kiedyś mowa o tym, że Keane’a źle ustawiali – na lewej pomocy, w pięcioosobowej drugiej linii (Torres jako wysunięty). NIe wiem, jak bylo ze Stoke, bo nie widziałem, ale czy nie znowu tak, że Kuyt i Keane po bokach, a Torres sam z przodu? Wnoszę po składzie, zaznaczam, i po tym, że Keane’a zmieniają zwykle pomocnicy – ostatnio Benayoun.

          Odpowiedz
          1. ~mewstg.blox.pl

            Tottenham spadł absolutnie o kilka poziomów. Dwa poprzednie mozna było sie zastanawiać, która drużyna z północy Londynu gra piekniej, teraz nie ma żadnej szansy porównania tego. W meczu z Wisłą była jedna taka akcja, po której padł gol anulowany przez sędziego więc ogólnie mozna tylko…Niektórym nie pasuje gra L`poolu, ale przynajmniej jest konsekwentna. Wiedzą jakim grają ustawieniem i ogólnie są nastawieni „do przodu”. No i jakby nie patrzeć zajmuja piewrsze miejsce w tabeli. Z czystej kibicowskiej zawiści chciałbym żeby Berbie i Keano nie poszło w czerwonych koszulkach. Jak twojej drużynie idzie to inaczej odbierasz sukcesy jej byłych piłkarzy i widząc jak bramkę strzela np. Etherington z dumą tłumaczysz dziecku, że kiedyś jak miałeś roczek, ten piłkarz grał w Tottenhamie, ale mu nie szło. Jak drużynie nie idzie (nie idzie to chyba za mało powiedziane) to zaczyna się tęsknić za starymi graczami. Choć na papierze ci nowi są lepsi od starych, to stara drużyna jest lepsza od nowej. Kibice w każdym razie słusznie pytają: taktyka czy tiktaki? Co do Bentleya to miałem identyczne spostrzeżenie. Gdybyśmy kupili go z prawa nogą byłoby korzystniej. Moze trzeba było dorzucić wiecej? A MU- CFC? Nie było tak źle, dało się to ogladać. Może i większośc czeka na powrót Ronaldo czy błysk Berbatowa, ale podobnie jak kkogut zazdroszczę MU Rooneya. W Spurs wyraźnie nie ma komu cięzko pracować, sami wirtuozi. Żeby jeszcze ktoś skutecznie umiał wziąć grę na siebie. Tym sposobem, w przeciwieństwie do Michała Okońskiego, wątek Spurs zawarłem w każdej mysli tej wypowiedzi. Nie jest dobrze.

          2. ~kkogut

            Znam świetnie tę emocję. To nie tylko Berba i Keane, ale i Defoe i jeszcze kilku w Portsmouth, pół składu Sunderlandu, kilku w West Hamie z Etheringtonem, nawet Marneya mi szkoda, który tak świetnie bił w niedzielę rogi dla Hull, a kiedyś strzelał temu samemu Evertonowi gole dla Spurs. Tak na dziś to najbardziej chyba żal Defoe, gdyby nie odszedł byłby podstawowym piłkarzem. No isię zamartwiam formą oraz brakiem pewności siebie, co pewnie jutro się nie zmieni, bo Newcastle chyba w tym sezonie gra lepiej niż Tottenham. Nie jest dobrze.

    2. ~kafar

      Rzecz w tym, że wielkie emocje to mecz wywoływał głównie u nas kibiców Chelsea (i ManU oczywiście). Mecz toczył się wprawdzie w niesamowitym tempie ale to w zasadzie wszystko. Manchester wkrótce po strzeleniu bramki zaczął bronić wyniku, a my choć nacieraliśmy non-stop to niewiele z tego wynikało. Jak na przewagę jaką udało się nam osiągnąć stwarzaliśmy za mało sytuacji, a przez wymuszone zmiany graliśmy dość chaotycznie.

      Odpowiedz
    3. Michał Okoński

      Sędziowie… Jak czas pozwoli, chciałbym w tych dniach napisać o tym osobno. To, co robił Mike Riley najsłuszniej na świecie jest przez Was krytykowane. Takie mecze może zabić właśnie za częste gwizdanie. Oczywiście na angielskich boiskach zdarzyły się w ten weekend znacznie gorsze wpadki arbitrów – i także dlatego jest o czym mówić.Liverpool-Stoke. Widzisz, Clasher, mnie takie mecze autentycznie ciekawią. Dawid opiera się Goliatowi, powinien od niego dostać baty, a jedyne, co może przeciwstawić Talentowi, Nazwiskom, Pieniądzom, Rutynie, Klasie i Kibicom, to ambicja, wola walki i duch zespołu. Im bardziej brakuje tych rzeczy w drużynach, którym kibicuję, tym częściej kompensuję te braki oglądaniem dzielnych maluchów. Charlton za Curbishleya, to dopiero była fajna historia…

      Odpowiedz
      1. ~Clasher

        Ależ mnie również takie mecze 'Dawida vs Goliat’ fascynują, zwłaszcza jeżeli mają miejsce w pucharze anglii bo są.. po prostu klasyczne. Jednak akurat w tym przypadku, mimo docenienia wysiłków Stoke City i wskazania indolencji Liverpoolu, ten mecz był nudny (choć nie tak jak 2 połowa Tottenhamu, widziałem momentami.. boring boring Spurs?). Czekam na notke o sędziach, to co ostatnio wyczyniają arbitrzy w Anglii powoduje, że zaczynam doceniać pracę ich odpowiedników z Polski! How weird is that?!;)

        Odpowiedz
  3. ~kurek79

    Manchester zagrał jeden z lepszych meczów tego sezonu, pokazali, że forma zaczyna rosnąć i z nadzieją możemy patrzeć na następne tygodnie. Jedno co mnie zaniepokoiło to decyzja, aby przy prowadzeniu 0-1 mając ostatnią zmianę wprowadzić na boisko O’Shea ( który nie pokazał nic ) a zostawić na ławce najlepszego w ostatnich tygodniach Teveza. Argentyńczyk z pewnością szarpnął by na tyle, aby Chelsea musiała pozostać czujna w obronie i nie rzuciła się do ataku. Ta zmiana była tchórzliwa, zachowawcza i nie mogę oprzeć się wrażeniu ( wspominając ciągle zeszły sezon ) że Carlos Queiroz kazał by zdjąć dres jednak Tevezowi…

    Odpowiedz
  4. ~pcieslinski@op.pl

    ja odnośnie drugiej bramki dla WHU – dla mnie to nie był błąd Colocciniego, tylko Taylora. Najpierw zamiast wybić piłkę ( do której zdążyłby nawet Mariusz Jop ) to on staje na linii bramkowej i asekuruje bramkarza, ale za chwilę i tak wychodzi do napastnika WHU ( nie mógł wcześniej?) a ten go ośmiesza w polu karnym, że ja na miejscu Taylora chyba udałbym kontuzję byle zejść z boiska 😉 Tak nie powinien grać jeden z najbardziej perspektywistycznych angielskich stoperów w Premier League. No ale od kilku lat Ci młodzi stoperzy angielscy pokazują się w 1 sezonie z dobrej strony a potem notują spadki formy ( Dawson, Gardner, młody Ferdinand, kiedyś Upson ). Ciekawe co będzie z Richardsem i Lescottem…

    Odpowiedz
    1. ~nth

      Przyjrzalem sie temu Taylorowi w ujeciu zza bramki. Faktycznie, wyrwal z pola bramkowego w kierunku napastnika dopiero po tym jak dal mu wystarczajaco duzo czasu na przemyslenie, co ten ma robic. Zorientowal sie, ze pobiegl za daleko. Potem jeszcze szukal (tylko on wie czego) swoja prawa reka w okolicach spodenek Michele. Jeszcze tylko probowal go nie przewrocic, zeby nie prowokowac karnego na wypadek, gdyby pilka minela jednak bramke. I wtedy wzrok moj zatrzymal sie na Coloccinim, ktory zastygl w pozie godnej gimnastyka artystycznego po zakonczonym wystepie. Tylko gdzies wczesniej musial zgubic przybory jak szarfe albo maczuge. Chyba podczas biegu. A trzeba przyznac, ze przebiegl naprawde spory kawal ze srodka boiska, aby sie zapisac czyms takim w tej akcji. Nadzieja na srode dla Spurs (jak to nadzieja) i tak niepewna, bo moze wystapia calkiem inne sklady?

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński

        Obrona Newcastle jest nie przymierzając jak atak Tottenhamu: do bani (dziwne, że Chris Hughton, świetny przed laty lewy obrońca, nie potrafi ich ustawić). Ale w tym przypadku muszę bronić Taylora, który asekurował pustą bramkę i ruszył do napastnika West Hamu dopiero kiedy za jego plecami znów pojawił się Shay Given. Zrobił to, co powinien – inaczej niż Coloccini, który przez cały czas był blisko Włocha, ale – powtarzam – najwyraźniej wystraszył się, że oberwie piłką. W Premiership nie oglądamy takich piłkarzy zbyt często: środkowi obrońcy przyzwyczaili nas raczej do odważnych bloków, rzucania się pod nogi napastników, wsadzania głowy tam, gdzie przeciwnik atakuje nogą. Owszem, wiele z tego wstrząśnień mózgu, rozbitych głów, szycia pękniętych łuków brwiowych, ale nikt nie może powiedzieć, że grają bez poświęcenia.A skoro już się odezwałem: świetnie rozumiem nastrój mewstg.blox.pl, i wątpię, niestety, żeby miał się jutro poprawić. Co powiedziawszy, wracam do pisania o sędziach.

        Odpowiedz
        1. ~mewstg.blox.pl

          Na ustawienie obrony NU a la CH raczej bym nie liczył. Przez kilka lat w Spurs jakoś mu się nie udało. Co do zadowolenia to całkowicie zdaję sobie sprawę, że nie poprawi go dzisiejsza wygrana z NU. Powiem szczerze, że sam już nie wiem co lepsze. Podążanie szlakiem Arsenalu i wystawienie jeszcze młodszego składu (z Bostockiem, Obiką, Taarabtem itd) i przegrana nawet czy wystawienie pierwszego zespołu (choc podział na pierwszy, drugi, trzeci jest sztuczny w dziesiejszej piłce) aby sie zgrywał, ale kosztem zmęczenia, bo w tydzień 3 mecze. Sytuacja z młodymi zawodnikami jest w Tottenhamie irytujaca, poza O`Harą do składu nie przebił sie nikt, bo zwyczajnie nie miał szans. W sezonie 2005-06 (moim zdaniem najlepszym od kilkunastu lat) szybko odpadkliśmy w pucharach, ale za to rezerwy były drigie w kraju, po MU. W sezonie 2006-07 graliśmy cały czas pierwszym składem, goniac (skutecznie) 5 miejsce w lidze, a w pucharach aby coś w końcu wygrać. Sezon 2007-08 to znów walka o życie, pogoń za upragnionym sreberkiem. Skuteczna, ale znów młodzi nie mieli ani jednej okazji by się pokazać. Dziś więc nie ucieszy mnie nic, a i tak pójde to oglądać. Panie Michale, moze wspólne oglądanie?

          Odpowiedz
          1. Michał Okoński

            Bardzo miła propozycja, tylko nie na dziś, bo zmagam się wciąż z jakimś choróbskiem i kursuję wyłącznie na linii redakcja-dom. Ale w przyszłości bardzo chętnie – może zresztą skompletujemy jakieś większe grono małopolskich Kogutów?

  5. ~Kinga

    W przyszły czwartek Wisła nie może, ale będzie faworytem meczu. Przecież do zwycięstwa w całym dwumeczu wystarczy jej skromne, ale jakże cenne 1:0 🙂 Mam jednak nadzieję, że Krakowianie strzelą więcej niż jedną bramkę. A co do meczu Chelsea – Manchester to szczerze powiedziawszy (chociaż kibicuję Czerwonym Diabłom) myślałam, że wygra drużyna z Londynu… Wydawało mi się, że w chwili obecnej jest w lepszej formie.

    Odpowiedz
  6. ~fan.sport

    Bendtner już w poprzednim sezonie prezentował nienaganną technikę. Przed sezonem, w meczach towarzyskich także rozgrywał świetne spotkania. Nicklas często ustawiany jest jako cofnięty napastnik, który potrafi obsłużyć niezłym podaniem kolegę w ataku.

    Odpowiedz
    1. ~fan.sport

      Właśnie w meczu CC przeciw Sheffield Utd. strzelił drugiego gola i po jego dwóch trafieniach Arsenal prowadzi 2:0 :)Oczywiście gramy maksymalnie odmłodzonym składem ;)PS. Fabiański kapitanem.

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński

        Cieszę się bardzo z głosu w dyskusji kibica Arsenalu. Często dominują tu fani Tottenhamu, ale chyba żaden z nich nie będzie negował, że chciałby, aby jego drużyna potrafiła grać tak, jak Kanonierzy 🙂 Ale pochwała Bendtnera za ubiegły rok wydaje mi się, mimo wszystko, na wyrost. Widziałem go parę razy – nie tylko podczas półfinału Pucharu Ligi – i zawsze wypadał przeciętnie. Zachowując proporcje, coś jak z Theo Walcottem: musiało jednak minąć kilkanaście miesięcy na ławce, żeby objawił się Pogromca Chorwatów.

        Odpowiedz
        1. ~fan.sport

          Faktycznie, należy zachować proporcje. Adebayorem jeszcze on nie jest, niemniej widoczny jest jego postęp w przeciągu ostatnich 2-3 lat i powrotu do Arsenalu z Birmingham.Ciekawym zawodnikiem jest też Vela, jak i błyszcżacy w tym sezonie w grach przedsezonowych 16-letni Wilshere. Gwiazdek podobnego formatu jest więcej, choć wypływają one na szersze wody przy okazji meczów Premier League.

          Odpowiedz

Skomentuj ~fan.sport Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *