Co to jest wślizg, tato?

Sobota, godzina piętnasta: jeszcze kilkanaście lat temu Anglia o tej porze zamierała. Tyle że były to czasy, kiedy piłkarze grali dla ludzi, którzy chodzą na mecze, a nie dla tych, którzy chcą je oglądać w telewizji (dla telewidzów był sobotni wieczór – podczas emisji Match of the Day Anglia zamierała po raz drugi). Dziś, wbrew protestom kibiców przywiązanych do tradycji, kolejka ligowa rozciąga się na ponad dwie doby. Dla fanów Manchesteru United sobotni mecz z Boltonem był pierwszą w całym roku 2008 okazją do stawienia się na Old Trafford w uświęconym obyczajem terminie.

Zaczynam od meczu Manchesteru, choć jako pierwsi na boisko wyszli piłkarze Evertonu i Liverpoolu, a na czołówki trafił mecz Arsenalu z Hull. Zaczynam dlatego, że poprzedni wpis poświęciłem obronie sędziów, a tymczasem tego, co zrobił w sobotę Rob Styles, obronić się nie da. Przecież skazywany na pożarcie Bolton radził sobie niespodziewanie dzielnie, ba: w pierwszej połowie miał lepsze sytuacje do strzelenia bramki. I cóż się stało? Wślizg Jlloyda Samuela na Ronaldo był podręcznikowy. Kiedy usłyszałem gwizdek, byłem – jak pewnie większość kibiców niezaangażowanych – przekonany, że Portugalczyk dostanie żółtą kartkę za symulowanie. Nic z tego: świetnie skądinąd ustawiony sędzia przyznał Manchesterowi karnego. I jak tu się dziwić, że stara szkoła wślizgu umiera, skoro czysty odbiór piłki coraz częściej staje się pretekstem dla teatralnego upadku przeciwnika? Mogę się wprawdzie pocieszać, że sprawdziła się teza o globalnej sprawiedliwości (dziś mnie skrzywdzą, jutro mojego rywala: Alex Ferguson tyle razy narzekał na sędziów, a dziś sędzia pomógł właśnie jemu…). Jednak błąd Roba Stylesa usprawiedliwić trudniej niż – powiedzmy – niezauważonego spalonego, bo bardziej narusza ducha gry. Dawno, dawno temu nie łapało się za koszulki, synku, tylko odbierało piłkę wślizgiem. Szkoda Boltonu.

Szkoda też Newcastle. Opowiadano mi, że kiedy Blackburn strzelił pierwszego gola, komentator BBC nawet nie podniósł głosu: wszyscy na tę bramkę czekali w przekonaniu, że jeśli świat ma swój porządek, zdemoralizowane po odejściu Keegana Sroki muszą przegrać po raz kolejny (skoro w Pucharze Ligi uległy nawet Tottenhamowi, coś musi być na rzeczy…). Ale szkoda Newcastle także dlatego, że szukający kupca na klub Mike Ashley zdecydował się zatrudnić przejściowego menedżera i wybrał na to stanowisko Joe Kinneara. Wprawdzie w sposób oczywisty lubię tego dżentelmena – po pierwsze przez lata grał w Tottenhamie, po drugie był menedżerem we wspaniałych i szalonych czasach Wimbledonu. Problem w tym, że od tamtej pory minęły lata, które upłynęły Kinnearowi na emeryturze i na przedemerytalnej drodze przez mękę w Luton i Nottingham Forest. Jestem oczywiście świadom istnienia reguły mówiącej, że w krótkim terminie zmiana menedżera wpływa na piłkarzy ożywczo, choć w dłuższej perspektywie, jeśli nie idą za nią znaczące wzmocnienia (podkreślam: wzmocnienia, nie zamiana ulubieńców poprzedniego szkoleniowca na ulubieńców nowego) wychodzi na to samo. W przypadku drużyny pogrążonej w tak głębokim kryzysie nawet drobna zmiana rutyny może być błogosławieństwem. Ale dlaczego akurat Kinnear, skoro Alan Shearer podsumował, że nawet gdyby kazano mu wymienić pięciuset kandydatów, jego nazwisko nie przyszłoby mu do głowy? Zważywszy jeszcze, że pierwsze mecze będzie obserwował z trybun, odbywając karę nałożoną przed czterema laty w Nottingham, nie zapowiada się, by Newcastle szybko wyszło z dołka.

Kto bardziej wymaga psychoterapii: kibice Newcastle czy kibice Tottenhamu? Mimo zwycięstwa Londyńczyków w bezpośrednim pojedynku, odpowiedź nie jest oczywista. Właściwie to niesamowite: patrzeć na nazwiska w kadrze drużyny z White Hart Lane i zestawiać je z zajmowanym przez nią miejscem w tabeli. W niedzielę Tottenham znów zagrał fatalnie, a Juande Ramos kolejny raz żonglował składem w sposób daleki od przekonującego. „Nie wiesz, co robisz” – śpiewali mu kibice, kiedy przy stanie 2:0 dla Portsmouth zmieniał Pawliuczenkę na Benta, utrzymując to samo niedające nadziei na gola ustawienie 4-5-1. Największą pomyłką Hiszpana było wystawienie w pierwszym składzie Brazylijczyka Gilberto. Zdaje się, że ten piłkarz – nominalny obrońca – miał wspierać Pawliuczenkę w akcjach ofensywnych, kłopot w tym, że całe 45 minut spędził w cieniu trybun (to nie metafora: światło słoneczne padało w ten sposób, że stojący przy linii bocznej Gilberto był niewidoczny). Dlaczego Lennon albo Giovani nie wyszli od pierwszej minuty, czemu na ławce został Modrić, czemu zdjęto najlepszego w Tottenhamie Zokorę, jak można budować drużynę wokół kapitana, który w kluczowym momencie prowokuje karnego – pytania można mnożyć. A „Nie wiesz, co robisz” śpiewać także prezesowi Levy’emu – nieprzypadkowo mój ulubiony sprawozdawca zamiast Tottenham Hotspur FC, pisał wczoraj Tottenham Hotspur PLC, sugerując, że większość ostatnich decyzji klubowego zarządu podporządkowano interesom finansowym. W niedzielę Portsmouth wystawiło pięciu dawnych piłkarzy Tottenhamu, gdyby zaś Mendes nie odszedł do Glasgow, a Davis nie złapał kontuzji, mogłoby być nawet siedmiu. Zbyteczne dodawać, że obaj strzelcy bramek grali niegdyś przy White Hart Lane…

Sprawie Tottenhamu nie chcę poświęcać zbyt wiele miejsca, pewnie zresztą będziemy o nim mówić osobno przy okazji meczu z Wisłą. Świetne podsumowanie wyjazdu do Portsmouth znalazłem na zaprzyjaźnionym blogu, którego autor ratował się z depresji lekturą 33. rozdziału II Księgi Mojżeszowej. „Akcja dzieje się zaraz po grzechu złotego cielca (Carling Cup), Pan nakazuje wyruszyć Izraelitom do upragnionej Ziemi (top four), ale że wcześniej zgrzeszyli (nakupili i rozprzedali) zapowiada, że On z nimi nie pójdzie, bo by się nie ostali przy życiu (nie można grać stylem nieodpowiednim dla zawodników, bo prowadzi to do śmierci, czyli spadku z Premier League).”. No, no…

Wypadałoby napisać o derbach Liverpoolu, ale w sumie rozczarowały (zgoda: świetny Torres i tradycyjna w ostatnich latach czerwona kartka dodały trochę pieprzu, jednak właściwie ciekawsza niż sam mecz była pomeczowa wypowiedź Davida Moyesa, że jedną z przyczyn kryzysu Evertonu jest to, że on sam nie podpisał dotąd nowego kontraktu). Szanse Manchesteru City w meczu z Wigan podważałem z kolei przed tygodniem: ta wpadka kompletnie mnie nie zdziwiła. Ale że Arsenal przegra z Hull nie śniło mi się nawet po sierpniowej porażce Kanonierów z Fulham. Podopieczni Arsene’a Wengera przystępowali do meczu w świetnych nastrojach i wypoczęci (w środku tygodnia Sheffield United unicestwiła jedenastka złożona z klubowej młodzieży), ich forma zdawała się rosnąć, a nawet – jak w przypadku Theo Walcotta – sięgać szczytu, od pierwszych minut wydawało się, że jeśli nie za chwilę, to najdalej za 10 minut dosłownie wjadą do bramki Hull. Kiedy w końcu objęli prowadzenie zająłem się nawet redagowaniem jakiegoś tekstu, aż tu nagle przed polem karnym Arsenalu pojawił się Geovanni… Bramki Brazylijczyka nie powinno się opisywać – po prostu trzeba ją obejrzeć samemu. Podobnie, jak rzucającego ze złością bidon Wengera (tu akurat nie mam linku), kiedy padł drugi gol dla gości. Ależ nudna jest liga, w której Hull wygrywa na Emirates…

23 komentarze do “Co to jest wślizg, tato?

  1. ~mewstg.blox.pl

    Może w tamtym tygodniu Spurs nie wykorzystaliby karnego, ale w tym to dopiero mogłoby być niewykorzystanie! Mozna długo dyskutować, ale stawiam tezę, że uznane-nieuznane, podyktowane lub nie, w Spurs dzieje się najwięcej. Czy tylko ja mam wrażenie, ze sie na nas uwzieli? Oczywiście nie przekreśla to całokształtu i tego, ze gramy padlinę. Gdyby jednak jakis karny się zdarzył to zawsze Jr miałby jeden argument mniej, a tak to podstawowe tłumaczenie.

    Odpowiedz
    1. ~kkogut

      Każdy kibic każdej drużyny powie to samo co ty, że nas krzywdzą najbardziej. Na przykład teraz będzie się skarżył nie tylko kibic Boltonu, ale i fan Man City. W kwestii karnych i spalonych wszyscy mają po równo wiatr w oczy, niedawno skrzywdzono Newcastle, ale potem dali im karnego. Chyba połowa goli Keane’a z ubiegłego sezonu była z karnych – aż w końcu zepsuł kilka i strzelał Berbatow. Nie ma co przesadzać z narzekaniami.

      Odpowiedz
      1. ~mewstg.blox.pl

        To od razu zacznę dyskutować, że MU nie ma tak samo pod górkę, jak inni. Gdyby Keane miał w zespole takiego załatwiacza karnych, to nawet gdyby zmarnował połowę i tak byłby do przodu.

        Odpowiedz
        1. ~kkogut

          Zokora wymusił przed rokiem – właśnie z Portsmouth. Wymuszali w starym Tottenhamie Ginola i Klinsmann, wymuszał też niedawno Defoe. Ale masz rację: oczywiście nikt i nic na tym świecie nie przebije Ronaldo 🙂 „Cheat, cheat, cheat”

          Odpowiedz
          1. ~Bartek

            Myślę, że o prymat w oszukiwaniu i tandetnych nurkach mógłby jeszcze powalczyć Eto. Temu też zdarzają się ostentacyjnie chamskie wymuszenia fauli i karnych. A już w ostatnim meczu derbowym z Espanolem Eto położył się zupełnie nie wspomagany przez nikogo (w tym sensie Ronaldo zachował pozory uczciwości) a sędzia podyktował karnego w 97 (sic!) minucie. 🙂

          2. ~kkogut

            A pamiętacie Robbiego Savage’a? Miał wygląd niewiniątka, sam ciął równo z trawą, ale symulował równie dobrze jak Ronaldo. Kibice Tottenhamu pamiętają, jak wywrócił się po zderzeniu z Edinburghiem w finale Pucharu Ligi w 99 roku, kiedy ten nawet go nie dotknął, ale więcej było takich historii.

          3. ~Robbie

            Savage może trafić na wypożyczenie do Brighton, fajnie byłoby zobaczyć jak sobie radzi wśród prawdziwych rzezimieszkow angielskiej piłki w Division One 🙂

  2. ~kurek79

    Jako kibic MU jestem zażenowany zachowaniem Ronaldo ( właśnie dlatego nie płakałem na myśl że odejdzie do Realu ), tak jak przy calej mojej sympatii bylem zażenowany ręką Scholesa w meczu z Zenitem. Manchester moich wyobrażeń nie musi grać w ten sposób. Z przykrością zauważam, że na różnych forach kibiców MU wynik ten został przyjęty jako pewnie zdobyte 3 punkty.

    Odpowiedz
    1. ~Number 9

      Co jest strasznie fajne na tym blogu, że dyskutują kibice przywiązani do swoich drużyn, wierni, ale nie fanatyczni i przywiązani przede wszystkim do fair play. Kolega kurek krytykuje największą gwiazdę swojego Manchesteru, a nie jest przecież wyjątkiem. Bardzo miło i chce się tu wpadać.

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński

        W tym duchu chciałbym napisać parę zdań o skandalicznym zachowaniu kibiców Tottenhamu podczas meczu z Portsmouth: sfrustrowani grą swoich piłkarzy, skupili się na znieważaniu Sola Campbella, chociaż od jego odejścia z klubu minęło 6 lat. Stężenie nienawiści, homofobii, a nawet rasizmu było niewiarygodne i trudno się dziwić, że kilka godzin temu policja wezwała Football Assotiation do podjęcia działań w tej sprawie. Kibicuję Tottenhamowi, ale takiej twarzy jego kibiców nie lubię.A skoro już piszę: Rob Styles przeprosił Bolton za pomyłkę podczas meczu z MU. Punktów to Kłusakom nie przywróci, ale narusza niepisaną zasadę, w myśl której sędziowie nie muszą publicznie tłumaczyć się ze swoich wpadek.

        Odpowiedz
        1. ~ Bartek

          Bardzo to pocieszające, że Styles przeprosił Kłusaków za swój błąd. Po pierwsze, to zawsze bardziej eleganckie, niż ostentacyjne milczenie, po drugie natomiast – łamie doprawdy kretyńską zasadę o tym, że decyzja sędziego jest święta i niedyskutowalna. A co do nudnej angielskiej ligi – ostatnimi czasy usiłuję oglądać też możliwie uważnie mecze Serie A i Primery. I o ile pojedyncze mecze Primera Divison jeszcze mają coś do zaoferowania, to już statystyczny mecz hiszpański lub -nie daj Boh- włoski, to katorga nieziemska. Gdzie jeszcze takie Hull pokonuje Arsenal? No dobra, może Numancia w Barcelonie. 🙂

          Odpowiedz
        2. ~nth

          Niemal jednym tchem: nienawiść, homofobia, rasizm… Wciąż przyjmuję to ze zdumieniem, choć oczywiście wiem, że gazety generalnie uwielbiają zestawiać te pojęcia i klepać je co rusz bez zastanowienia. Ale czy my tak łatwo mamy to łykać bez (próby przynajmniej) zastanowienia. Skąd to panie Michale wytrzasnęliśmy? Jeśli z wypowiedzi rzecznika policji, to trzeba dodać, że powiedział to w kontekście tego, że on sam tam nie był, więc nie wie czy okrzyki te były nieprzyzwoite, czy homofobiczne czy też rasistowskie. Ale za to urzędnik FA, z którym policja się skontaktowała, wnosi (z własnego doświadczenia z tym tematem – jak mówi), że te śpiewy taki właśnie miały charakter. Co dokładnie zatem śpiewano nie wiadomo, ale ktoś kto zna chociaż trochę tę historię z Campbellem domyśla się, że coś było i to zapewne konkretnie i dosadnie. Ale ten ktoś chyba jednocześnie rozumie, że chodzi tu wyłącznie o to, że Sol przeszedł w taki, a nie inny sposób do Arsenalu, a nie o to co przekazali mu w genach rodzice! Bo nienawidzi się go za to co zrobił zostawiając Spurs. I tylko za to. Gdyby chodziło o rasizm, to po całościowym zapoznaniu się z repertuarem kibiców Spurs, uznać by trzeba, że Campbell i Defoe są przedstawicielami dwóch zupełnie odmiennych ras. A może to zresztą i prawda, bo Spurs wciąż twierdzą, że Defoe jest Yido. Ciekawe zresztą czy gdy czarnoskórzy kibice Spurs obrażają Campbella to tę postawę też się określa rasizm? Do czego kibice są zdolni to ja dobrze wiem i o tym już wcześniej pisałem. Wisłę potępiano tylko za parę (chyba) minut wulgarnego dopingu, a przecież wiadomo, że jak Spurs jadą na wyjazd do takiej na przykład Chelsea, to co najmniej połowa piosenek jest negatywna: od niewinnych żartów ze stadionu Stamford Bridge, aż do bezpośredniej deklaracji, że nienawidzimy Chelsea. Od przytyków do Lamparda, aż do deklaracji nienawiści do Ashleya. I tak naprawdę przez co najmniej pół meczu. Człowiek sobie nie zdaje z tego sprawy, aż do momentu jak rozpoczyna się o tym dyskusja i zaczyna niemal ze stoperem mierzyć czym ludzie zajmują się podczas meczu. Ale czy te uczucia są prawdziwe? Czy to tylko maska kibica, którą potem zdejmują w drodze do domu? Tak samo pewnie musiało być na Fratton Park, bo dla wielu kibiców, atrakcją tego wyjazdu miało być dołożenie Campbellowi. Gdyby wszystko potoczyło się inaczej i został wtedy na Lane, nie byłoby najwidoczniej sprawy. Też byłby dla nich Yido. Ale i teraz i przedtem jego skóra pozostaje przecież tego samego koloru.

          Odpowiedz
          1. ~mewstg.blox.pl

            Sprawa Cambella jest tragiczna. Dla zawodnika, bo to przeciez czlowiek, a czlowieka tak się nie traktuję, tym bardziej, że to tylko piłka. Tak wiem, dla wielu to sprawa powazniejsza niż zycie, ale bez przesady. Żeby było jasne, kiedy Cambell przyjechał jako Kanonier na WHL uważałem, ze dobrze mu tak. Figo odszedł z Barcy do Realu (moim zdaniem juz nigdy nie zagrał lepiej), ale za konkretne pieniadze. Własciwie go wypchnieto, a Cambell, wychowanek TH i jego kapitan, odszedł całkowicie za darmo.Nie byłoby problemu gdyby Tottenham osiągał lepsze wyniki niż Arsenal, a tak wyszło, ze pilkarsko Anglik miał rację. Dla mojego klubu był to jednak cios w plecy i niestety bedę to pamiętał do końca życia, choć nie zamierzam krzyczeć wszystkich tych głupot. Też nie jestem przekonany, że okrzyki maja zabarwienie rasistowskie. Ciekawe np. czy krzycza tak czarnoskórzy kibice Spurs? Co by to nie było, jest to złe, powiedzmy to sobie wprost. I jeszcze ciekawostka, o której juz wcześniej pisałem, jest w Anglii tylko dwóch czarnoskórych kapitanów, którzy podnosili do góry jakiekolwiek trofeum: S.Cambell Puchar Ligi z Tottenhamem, L. King Puchar Ligi z Tottenhamem i S. Cambell Puchar Anglii z Portsmouth. Nie wiem co prawda czy przypadkiem Viera z Arsenalem czegoś nie podnosił, ale o ile dobrze pamiętam to nie.

          2. Michał Okoński

            Ja również nie lubię generalizować i klisze medialne mnie irytują. Jeden z pierwszych wpisów na tym blogu, jeszcze w kwietniu, poświęciłem tendencyjnemu filmowi BBC na temat rasizmu polskich kibiców. O tym, że odejście Campbella odchorowywałem, pisałem również. I wiem, oczywiście, że nienawiść do niego bierze się stąd, że odszedł z klubu (nie chcę już po tylu latach pisać „zdradził”, bo w końcu wcześniej dał temu klubowi bardzo wiele: był lojalnym pracownikiem, liderem drużyny, przykładem dla innych). Ale daje mi do myślenia fakt, że ta nienawiść, szukając ujścia, sięga po argumenty z takich rejestrów, jak homofobia czy rasizm.Widzę też pewną różnicę z innymi przykładami kibicowskich niechęci. Nie chodzi przecież o „tradycyjną” nienawiść zbiorową, np. do wszystkich piłkarzy Arsenalu czy Chelsea, ale o coś adresowanego indywidualnie – przeciwko jednemu człowiekowi. W takich przypadkach mam poczucie stąpania po granicy, którą łatwo przekroczyć. Campbell w momencie sławnego kryzysu, kiedy po serii błędów został odsunięty przez Wengera od składu Arsenalu, wyznał w rozmowie z dziennikarzem, że były momenty, w których bał się o życie. No i tu już nie miejsce na frazesy, że futbol to sprawa życia i śmierci.Rozumiem, oczywiście, że gdyby Tottenham wygrał z Portsmouth, kibice Londyńczyków zachowywaliby się łagodniej: skończyłoby się na „normalnych” kpinach i złośliwościach. Rozumiem, ale jakoś nie potrafię zbyt łatwo przejść nad tym do porządku dziennego.

          3. ~mewstg.blox.pl

            Żeby było zabawniej nic nie słyszałem, bo ze wzgledy na życie rodzinne ogladałem mecz w pozycji MUTE. Jak w tamtym sezonie (i jeszcze wczesniej) Tottenham wygrywał na Fratton Park to też krzyczeli. Redknapp zresztą zgłaszał to FA. Teraz po prostu podtrzymał swoje (słuszne) żale.

  3. ~Clasher

    O sędziach już się wypowiedziałem, czas wracać do najważniejszego – piłki i wyników. Manchester na pewno zasłużył sobie na trzy punkty, atakował, był stroną dominującą i słowo 'dominować’ jest tutaj i tak zbyt słabym określeniem przewagi zawodników Fergusona. Jednak Bolton i zespół Megsona nie zasłużyli by doznać porażki w taki sposób – nie dawali rozwinąć skrzydeł rywalom, idealnie stopowali ich ataki, nawet w ostatnim momencie aż do… tego czegoś co nam pan Styles zaprezentował. Akurat jak lubi się Cristiano wypominać nurkowanie to tym razem trzeba powiedzieć, że nawet nie próbował pokazywać swojej ulubionej sztuki, po prostu przewrócił się o piłkę. Nie mówmy też, że powinien przestrzelić karnego, ani on, ani tym bardziej Ferguson nie są takimi, którzy z powodu błędu sędziowskiego byliby skłonni zamienić 3 punkty na 1. Pewnie gdyby Portugalczyk to zrobił to 'suszarka’ w szatni byłaby pewna.Czy Newcastle szkoda? Może nie wszystkich ale już Michaela Owena i Shaya Givena tak. Ten drugi gdy tylko dowiedział się, że Joe Kinnear przejmie tymczasowo obowiązki szkoleniowca spytany czy może to poprawić notowania klubu odpowiedział wprost – negatywnie. A tego pierwszego bo ostatnio jest w NUFC jedynym wartościowym zawodnikiem i mierzy do poziomu Premier League. Co z tego skoro kontrakt kończy mu się w czerwcu i prawdopodobnie odejdzie. Już nawet kibice nie wierzą w to co się dzieje na St. James’ Park, choćby widok spuszczonych głów po 15 minutach spotkania mówi sam za siebie. Brawo, brawo Hull. Oglądałem drugą połowę i byłem pod olbrzymim wrażeniem odwagi z jaką zagrali na Emiratach. Najsłabszym zawodnikiem Arsenalu był Gallas, który bardzo możliwe, że wobec braku sukcesów (przez kolejny rok) powtórzy swoją 'histeriadę’ z Chelsea by tylko uciec z klubu o wielu talentach ale bez pucharów. Beniaminek wypadł świetnie ale nie powstrzymało mnie to od śmiechu gdy ich kibice w drugiej połowie głośno śpiewali na stadionie 'It’s just like watching Brazil’ o swoich ulubieńcach.O Tottenhamie wypowiadam się od razu w kontekście czwartkowego meczu a i tak dość pośrednio. Jeszcze się zastanawiam ale jestem bliski pójścia przed meczem do buka i obstawienia pewnej sumy na awans Wisły. Z taką grą Juande Ramos, mimo tymczasowej pewności, może zacząć obawiać się o swoje miejsce pracy. Zresztą to nie będzie pierwszy raz gdy działacze Spurs załatwili managera za jego plecami, nieprawdaż?Bohater kolejki to jednak nie Geovanni ale Amr Zaki, dla mnie przynajmniej. Zawodnik, który dopiero w pierwszej kolejce EPL rozegrał swoje premierowe spotkanie w lidze innej niż Egipska gra wyśmienicie, obrońcy nie mogą sobie z nim poradzić. Szybki, silny, potężne uderzenie z nogi i 'główki’ ale również dobra technika pozwoliły mu na wdarcie się w tempie iście ekspresowym do serc kibiców Wigan. Nie wiem jakim cudem Steve Bruce wynalazł go w klubie Zamalek. Dla mnie był to zawodnik kompletnie anonimowy dopóki nie przypomniałem sobie o jego bramce kilka lat temu dla Egiptu gdy wszedł na boisko za obrażonego gwiazdora Mido i od razu zdobył gola. Po sześciu kolejkach ma pięć bramek – jeśli tak dalej pójdzie to roczne wypożyczenie do Anglii będzie dopiero początkiem jego kariery na Wyspach i to w o wiele lepszym klubie niż Wigan. PS. Pamiętam jak w grudniu 2007 roku będąc na The Shed w meczu z Newcastle sam (no, wraz z kilkunastoma tysiącami kibiców) śpiewałem komuś 'You don’t know what you’re doing!’. Tym kimś był Avram Grant i te słowa kibiców CHelsea niestety okazały się prorocze. Czy będzie formą 'czarnej polewki’ również dla Ramosa? Czas pokaże, może nawet najbliższe trzy dni..

    Odpowiedz
  4. ~Robbie

    Przy poprzednim poście już nie chciałem się wypowiadać zagłuszony ilością komentarzy. Do sprawy sędziowskiej także się odniosłem, ale w trochę inny sposób: http://www.igol.pl/article,6215.html (choć jak zwykle się ze mną nie zgadzają :P)Spurs znowu nie miało szczęścia, ręka Diarry była ewidentna. Coraz mniej lubię tego zawodnika, za każdym razem widząc go na boisku wydaje mi się, że on jest po prostu… głupi. Wślizg na drugą żółtą kartkę tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu.Ciężko mi sobie wyobrazić Ramosa nadal pracującego w Londynie w przeciągu czterech tygodnii. Ba, może już za tydzień go tam nie być. Szokujące, jak tak utalentowany szkoleniowiec mogł sobie nie poradzić w Spurs, przecież to nie Christian Gross! (Swoją drogą, wyniki w Szwajcarii odnosi niesamowite.) Czy zwolni go Wisła? Możliwe. Choć nieważne co się wydarzy w czwartek, w piątek nadal będzie menadżerem zespołu. Wiszącym na włosku. O tym tekst na iGola wrzucę w okolicach środy.Czy Spurs może spaść? Nie, mają wystarczająco dużo kasy, aby zimą kupić 3-4 półbogów i wygrać te 8-10 meczów ratujące im Premier League.O szoku na Emiratach ciężko mi się wypowiadać, bo nadal do mnie nie dociera. Byłem we wtorek na meczu przeciwko Sheffield Utd, nigdy bym się nie spodziewał, że pogromcami „właściwego” Arsenalu okaże się Hull – to miał być najgorszy zespół w historii Premiership!

    Odpowiedz
  5. ~C.O.Y.S.

    Wiem,że to nieładnie cieszyć się z czyjegoś niepowodzenia,ale w bieżącym sezonie naprawdę tylko takie wyniki jak 1-2 z Hull Kanonierów,są dla YID Army najlepszą wiadomością… 😉

    Odpowiedz
    1. ~mewstg.blox.pl

      I z czego tu się cieszyć? Gdybysmy o coś z nimi walczyli, to może miałoby to znaczenie, a tak? Nie smiej się dziadku z cudzego przypadku.

      Odpowiedz
      1. ~kkogut

        No właśnie, marne pociechy. Sam jeszcze w sobotę się cieszyłem, że Keane i Berbatow wciąż nie potrafią strzelić dla swoich nowych klubów. Ale w niedzielę mi przeszło.

        Odpowiedz
  6. west_ham_fan@op.pl

    A czy w innych meczach ostatniej kolejki nic ciekawego się nie wydarzyło? Chyba rosnąca forma Aston Villi jest już dla wszystkich tak oczywista, że nie warto o niej wspominać. Ja chciałbym zwrócić uwagę (z oczywistych względów) na nadspodziewanie dobrą postawę West Hamu. Mam nadzieję, że w tym wypadku nie mamy do czynienia jedynie z opisanym przez Pana Michała w kontekście Newcastle krótkotrwałym efektem nowego szkoleniowca. W sprawie West Hamu mamy jednak do czynienia ze zmartwieniem innego rodzaju – sprawą Teveza i ewentualną grzywną. Na szczęście islandzcy właściciele klubu zapewniają, że w trakcie styczniowego okna transferowego znajdą się środki dla Zoli na nowe transfery.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Wydarzyło się, wydarzyło… Ale staram się zachowywać ciągłość tych cotygodniowych komentarzy: o West Hamie pod Zolą było w ubiegły poniedziałek, podobnie jak o Aston Villi. Zwycięstwa obu tych drużyn podczas tego weekendu były „planowe”, podobnie jak wygrana Chelsea.Ale jest więcej niż pewne, że po przyjściu Zoli o Młotach będziemy mówić częściej niż dotąd – zwłaszcza, jeśli będą się włączać ich kibice 🙂

      Odpowiedz

Skomentuj Michał Okoński Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *