Wielka Trójka. I numer siódmy.

Stosunkowo najwcześniej przestaliśmy się emocjonować walką o miejsce czwarte: zadyszka Aston Villi i wzrost formy Arsenalu, spowodowany m.in. pojawieniem się w tej drużynie Arszawina, już dobry miesiąc temu przywróciły nienaruszalny w ostatnich latach porządek. Potem straciliśmy wątpliwości w kwestii mistrzostwa Anglii, również poniekąd za sprawą Arszawina, a raczej czterech goli, które zaaplikował Liverpoolowi. Zostały dwie niewiadome: kto spadnie i kto zajmie siódme miejsce – dające prawo gry w Europa League.

O kandydatach do spadku, ich Wielkich Ucieczkach, Meczach o Sześć Punktów (jutro w Newcastle…), Zawiedzionych Nadziejach etc., będzie jeszcze okazja mówić. Odnotujmy tylko zwycięstwo WBA, znów odniesione w bardzo dobrym stylu, i wciąż żywe nadzieje tej drużyny na utrzymanie; odnotujmy również, że Derby zakończyło ubiegły sezon z 11 punktami, a dziś, na dwie kolejki przed końcem, zamykająca tabelę drużyna ma ich 31; przed rokiem spadło Reading z 36 punktami i utrzymało się Fulham z tą samą liczbą punktów – teraz poziom wyrównał się do tego stopnia, że drużyna mająca 38 punktów nie czuje się bezpiecznie. Odnotujmy również niepojęty doprawdy kryzys Hull: od grudnia w 19 meczach zdobyli tylko 10 punktów; w poprzednich 16 za to – aż 24. Gdyby nie forma z początku sezonu spadek Tygrysów byłby pewny – a tak jest „jedynie” bardzo prawdopodobny.

Zostaje więc kwestia walki o siódme miejsce, w której jako faworyta obsadzam Fulham. I to właściwie niewiarygodne, zważywszy, w jakim punkcie objął ten zespół Roy Hodgson w ubiegłym sezonie, jakim cudem go utrzymał i jak przy niewielkich w sumie wzmocnieniach po zaledwie roku pracy wyprzedził Manchester City czy Tottenham. Z portretu menedżera Fulham, opublikowanego przed tygodniem w „Independencie”, wynika, że nie stoi za tym żadna wielka filozofia. Hodgson opowiada, że gości właśnie trenerów drugoligowego klubu z… Polski (ciekawe skądinąd, którego) i że nie są to ludzie, którzy przyjeżdżają, aby obejrzeć jakieś szczególnie nowatorskie metody treningu. „Nie wierzę w innowacje” – deklaruje. U niego zajęcia nie składają się z mnóstwa ćwiczeń, zmienianych co 10-15 minut – większość pracy wykonuje się podczas monotonnego biegania „jedenastu na jedenastu”. Hodgson jest dyktatorem: nie dyskutuje z piłkarzami, jak mają grać i jak trenować albo kto powinien wykonywać rzuty wolne. Decyduje i koniec. Demokrację dopuszcza jedynie w kwestiach mniejszej wagi (jechać na mecz w dresach czy w garniturach), a to i tak ograniczoną do kilku najważniejszych piłkarzy.

Wśród tych ostatnich z pewnością jest Danny Murphy, który po straconych kilkunastu miesiącach w Tottenhamie przeżywa drugą młodość na Craven Cottage. Ale powinien być wśród nich również Bret Hangeland, bodaj największe objawienie ostatnich miesięcy wśród środkowych obrońców – może nawet nie tylko w Anglii. Inna sprawa, że piłkarzy, z którymi Roy Hodgson mógłby rozmawiać, nie ma tak znowu wielu: w ciągu całego sezonu w pierwszej jedenastce wychodziło ich osiemnastu, a jak odliczyć kilku tych, którzy pojawili się w niej sporadycznie – trzynastu. Niespotykany przypadek w czasach popularności systemu rotacyjnego: Hodgson naprawdę nie wierzy w innowacje.

Miało być o siódmym miejscu, ale w jednej kwestii nie mogę sobie odmówić: Arsenal w dzisiejszych derbach z Chelsea wyglądał bardziej jak upiór Arsenalu. Oni wciąż cudownie rozgrywają piłkę (zwłaszcza w pierwszej połowie), wciąż wyglądają na takich, co to już, już rzucą przeciwnika na łopatki, a potem zaczynają dziwnie rozsypywać się w defensywie. Arsene Wenger mówi o konieczności wzmocnień (jego największe w tym sezonie wzmocnienie – wspominany już Arszawin – z Chelsea nie zagrało), i chyba najwyższy czas, bo po takim meczu zamiast o „Wielkiej Czwórce” powinno się pisać o „Wielkiej Trójce”.

Aha, jeszcze jedno: Roy Hodgson opowiada, że jest miłośnikiem literatury; czyta Kunderę, Updike’a, Rotha (Philipa), a ostatnio Bernarda Schlinka. Co poleciłby Arsene’owi Wengerowi? „Nieznośną lekkość bytu”?, „Uciekaj, króliku”? A może „Kompleks Portnoya”? Co poleca Wengerowi Lee Dixon – znajdziecie w dzisiejszym „Timesie”.

26 komentarzy do “Wielka Trójka. I numer siódmy.

  1. ~tomasz

    Apropos Arsenalu i Wengera. Akurat wczoraj obejrzałem Season Review Manchesteru United sezon 2005/06. Sezonu, który na pewno można nazwac kryzysowym. Sezonu w którym odszedł Roy Keane zaś Manchester odpadł z Ligi Mistrzów już w grudniu. Wprawdzie Manchester zajał 2 miejsce ale ze stratą 8 punktów do Chelsea. To własnie w styczniu 2006 Ferguson sprowadził Vidica i Evrę. Piłkarsko dojrzeli Rooney i Ronaldo i już rok później Manchester świętował mistrzostwo. Więc może Wenger powinien trochę nagiąć zasady i wysupłać trochę więcej niż zwykle funtów na obrońców. W przypadku Manchesteru dało to znakomity skutek.

    Odpowiedz
    1. ~mewstg.blox.pl

      A mi zaczyna być całkiem fajnie z tym zatracaniem się Wengera. Jak wczoraj zobaczyłem, że ostateczną bronią miały okazać się wrzutki na Bendtnera, zrobiło się naprawdę miło 🙂 Chelsea w jednym tygodniu pokazała klasę z dwiema najlepiej rozgrywającymi drużynami w Europie. Respect.Jeśli Redknapp lub Hodgson zajmą ze swoimi drużynami 7miejsce, jednemu z nich należy się tytuł menadżera roku. Absolutnie ze wszystkich zestawień należy wyłączyć Martina O`Neilla i Aston Ville. 1/4 sezonu do wyrzucenia z ich strony. Sprawdza się, niestety, teoria o nieumiejętności postawienia kropki nad „i”. Tak samo dotyczy np. Martina Jola, który finał Pucharu UEFA miał na widelcu. Jol, O`Neill, Moyes to fajni goście, ale w decydującym momencie przegrywają.

      Odpowiedz
      1. ~zwz

        Jol i O’Neill może tak, ale Moyes nie. Jest w finale Pucharu Anglii, walczy o piąte miejsce, a na początku sezonu miał tyle kontuzji, że bał się czy nie spadnie. No i jako jedyny ze wszystkich wdarł się raz do Wielkiej Czwórki… To mialoby sens, gdyby to on miał przyjść do MU po Fergusonie.

        Odpowiedz
        1. ~mewstg.blox.pl

          To był wyłącznie chwilowy efekt. Jedyna zasługa była taka, że wyprzedzili Liverpool. Lepiej dla niego byłoby gdyby do tej wielkiej czwórki nigdy się nie dostał, bo skończyło sie klapą totalną. Podobnie w tym roku w Pucharze Uefa.

          Odpowiedz
          1. ~zwz

            No jednak… Stosunek tego, co ma (piłkarzy, w sumie bez gwiazd) i za co ich ma (weź Cahilla, który prawie nic nie kosztował), do tego, co z tym osiągnął, jest niewiarygodny. A jeszcze wychował Rooneya na grzecznego chłopca 🙂

  2. ~kurek79

    Nie chcę być złośliwy, ale przypomniało mi się teraz jak w listopadzie pisał Pan o Arsenalu, o fenomenie Wengera i w ogóle kosmicznej piłce tego zespołu (można sięgnąć do archiwum), podważałem wówczas tę opinię przypominając, że małość tego zespołu uwidacznia się po nowym roku, kiedy małe łobuzy w krótkich spodenkach zaczynają mieć dość:) I co? Panie Michale, trochę tych nietrafionych prognoz w tym sezonie było. Podobnie można było przeczytać w październiku o tym, że Darren Fletcher to jednak za słaby zawodnik jak na linię pomocy takiego zespołu jak United. A dzisiaj wszyscy czekają na decyzję, czy UEFA pozwoli mu zagrać, bo byłby niezbędny przy powstrzymywaniu Barcelony. Przyznaję, Fletcher w tym sezonie zaskoczył także i mnie:) W maju znamy już odpowiedzi prawie na wszystkie pytania, a ja już czekam na jesień i kolejne przepowiednie:) Pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Pamiętam. To było zaraz po zwycięstwie w Pucharze Ligi nad Wigan: dzieciaki ograły jedną z drużyn trudniejszych do ogrania w tym sezonie, a grały, ach jak one pięknie grały… Mój problem jako kibica Tottenhamu to pewnie hiperpoprawność w stosunku do Arsenalu: żeby mi nikt nie zarzucił, że ich nie lubię… Ale też, cholera jasna, uwielbiam futbol w ich wydaniu.Wciąż myślę, że tej drużynie niewiele brakuje do wielkości: dobrego środkowego obrońcy i defensywnego pomocnika, który w trudnym momencie potrafiłby porwać kolegów jak niegdyś Vieira… Mógłbym też analizować ten sezon mecz po meczu: półfinał Pucharu Anglii, zawalony przez rezerwowego bramkarza, rewanżowy półfinał Ligi Mistrzów, z błędem lewego obrońcy, o którym pół roku temu mało kto słyszał, ale o którym dziś się mówi, że zastąpi Ashleya Cole’a w reprezentacji… Albo wyliczać świetne mecze, próbować sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz przegrali u siebie… Zresztą, tak jak pisałem wtedy, w listopadzie, wyobraźcie sobie, że Arsene Wenger nigdy nie pojawił się w Arsenalu: przecież cała angielska piłka wyglądałaby dziś inaczej.

      Odpowiedz
      1. ~arturro

        Z tegorocznym Arsenalem to ja też mam problem. Może i kiepsko zagrali z MU w Lidze Mistrzów ale kto potrafi z nimi zagrać na dobrym poziomie w meczu, którego stawką jest awans do finału LM;) Ale futbol w wydaniu Arsenalu można tylko i wyłącznie porównać do rozgrywania piłki przez Barcelonę. Może i kogoś nudziś ta gra 1000 i 1 podań ale mnie się bardzo podoba jak Ci nastolatkowie bawią się piłką w takiej lidze jaką jest Premier League. A z resztą kto by nie chciał w wieku 17 czy 18 lat walczyć w europejskich pucharach i w takiej lidze jak angielska zajmować czwarte miejsce…??Sam się czasami zastanawiam jak wiele by Premiership straciło gdyby nie było tam Arsena Wengera…

        Odpowiedz
        1. ~m85

          Osobiście mnie nudzi te bezproduktywne klepanie piłki – gdyby mnie to bawiło to faktycznie oglądałbym pewnie hiszpański futbol. Wielbię jednak angielski. A żeby było ciekawiej – Manchester United pomimo faktu, że zagrał jedno spotkanie mniej, to jego piłkarze wykonali w całym sezonie 14942 dokładnych podań, a Arsenal…14666. Arsenal ma tylko przebłyski świetnej gry, a rywale już od dobrych kilku lat klasę potrafią pokazywać bardziej regularnie.Nie przesadzajmy również z tymi nastolatkami…Ile ich tam jest? Jeśli wykluczyć Gibbsa, który ostatnio grywa tam z koneiczności, to zostaje pewnie jedynie Walcott.

          Odpowiedz
          1. ~michalj

            Całkowicie się zgadzam. Mit nastoletniego Arsenalu rozpoczął się od wystawienia przez Wengera rezerw w meczu Pucharu Anglii (tego co wygrali 6:0, a w bramce kapitanem był Fabiański). Wtedy rzezywiście średnia wyniosła jakieś 18 lat. Ale na codzień grają o wiele staszym składem. W tamtym sezonie to nawet Manchester miał średnio młodszy skład od rsenalu.

          2. Michał Okoński

            Może już nie nastolatkowie, ale młodzieńcy z pewnością: Denilson, Bendtner – 21 lat, Fabregas, Nasri, Song – 22 lata, Diaby – 23, a są jeszcze Vela i Ramsey. Myślę, że przyjdzie pora po sezonie na jakiś większy tekst i rozmowę o przypadkach Arsenalu, a zwłaszcza o pytaniach na przyszłość, jakie rodzą. Jak nie zarzucając stylu gry być bardziej skutecznym i szczelnym w defensywie? Na pewno Nasri ustawiany jako defensywny pomocnik to nie jest żadne rozwiązanie.

  3. ~mak

    Gdyby nie silna jak cios uroda MU, wyszłoby, że w lidze angielskiej beautiful mogą być jedynie losers. Może to kwestia – tak sobie głośno deliberuję, proszę nie bić za ewentualną polityczną niepoprawność – mentalności „angielskiej” i „nieangielskiej”. Wcale nie zawsze związanej z narodowością. No bo weźmy Chelsea i spadających na rywala jak jastrzębie Essiena, Drogbę, Ballacka – toż to sami „mentalni Anglicy”: twardzi, nieustępliwi, ponad ekwilibrystyczną technikę (he he, a strzał Essiena sprzed paru dni?) stawiający walkę bark w bark i 1,5 h biegania bez tchu. W Liverpoolu mamy czystego etnicznie Gerrarda (który w przypływie sił i dobrego nastroju sam wygrywa mecze), ale i „mentalnych Anglików” na czele z Dirkiem Kuytem (czy „prawdziwy Holender” ma prawo nie czarować dryblingami jak van Persie, tylko zawzięcie gryźć murawę i niemedialnie wypluwać płuca?). No i MU, czyli przede wszystkim harujący jak wół Rooney, który nie wyręcza (bo użyć rąk zabraniają mu głupie przepisy) chyba tylko van der Sara (to dzięki Rooneyowi taki np. Berbatow może się czasem w „nieangielskim stylu” poszwendać po boisku). A co na to Arsenal? Cecs Fabregas, genialny technik, przesubtelny rozgrywający, w meczach o Poważną Stawkę (choćby w ostatnim z Manchesterem) sprawia wrażenie, jakby jego arcydzielne dryblingi czy podania były hiszpańskim grochem o angielską ścianę. Ale weźmy przykład ciekawszy – Theo Walcott. Niby Anglik, a pod okiem Wengera wciąż jakiś taki anemiczny (czy Cristiano Ronaldo nie był jeszcze niedawno anemiczny i miętki? ależ był! i co się z nim porobiło pod okiem Fergusona?). A z kim się niedawno Wenger (oraz reszta drużyny) pokłócił? Czy nie z Gallasem? Ha, ciekawe o co. Jeśli nadzieja, to w Arszawinie, ale czy dzieckiem podszyta, nawołująca „łydka! łydka!” reszta drużyny nie przeciągnie go na swoją stronę? Oczywiście jasną, bo kto by chciał jak Lord Vader zdradzić ideały pięknego futbolu dla gry z jakimś Pucharem na głowie.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Dla ścisłości: Wenger pozbawił Gallasa opaski kapitańskiej po tym, jak ten skrytykował kolegów, zarzucając im brak zaangażowania oraz ujawniając konflikty w drużynie. Czy menedżer słusznie zrobił, to osobny temat, ale płaczącego i rozpaczliwie walącego pięścią w murawę piłkarza również trudno stawiać za wzór boiskowego przywódcy.Podoba mi się poszukiwanie beatiful winners (Liverpool momentami? Aston Villa rzadziej? Tottenham sporadycznie?) i kupuję pomysł z angielską mentalnością. Choć Anglik pewnie by się nie zgodził: pewnie wspomniałby te wszystkie mecze (zwłaszcza reprezentacji), w których twardości brakowało właśnie jego rodakom. A może to nie tyle kwestia twardości, co odporności psychicznej (ech, ci płaczący twardziele po niestrzelonym karnym). W każdym razie w Arsenalu takich prawie nie ma. Dlaczego, ech dlaczego osierocono Fabregasa sprzedając Flaminiego? Jakim defensywnym pomocnikiem jest Nasri pokazał gol Anelki: pomocnik Arsenalu biegł wprawdzie przy napastniku Chelsea, ale niespecjalnie próbował mu przeszkodzić. Gdyby na miejscu Nasriego był Essien, odebrałby piłkę czysto lub faulem, ale w każdym razie nie dopuściłby do strzału…

      Odpowiedz
      1. ~mak

        Ano właśnie: że w reprezentacji Anglii sami Anglicy, to nie znaczy, że mający „angielską mentalność”, tę, którą w lidzę potrafią pokazać rozmaici Holendrzy, Francuzi czy inni Wybrzeżokościosłoniowianie. Można się żachać na rozpaczność pomysłu z Almunią w bramce Anglii, ale nawet jeśli trafi mu się gorszy mecz (kiedy np. piłka z prędkością sto trzydzieści coś na godzinę zaparkuje między jego palcami a lewym słupkiem), to i tak zachowuje równiejszą (a więc trwalszą & trwardszą) formę niż którykolwiek z angielskich bramkarzy. No i niż, niestety, Fabiański. Jeszcze lubię Arsenal, ale już się zastanawiam, czy nie trochę z rozpędu (może po czasach, kiedy otoczony nastolatkami – jak Kaczor Donald gromadką siostrzeńców – kopał tam piłkę Thierry Henry), bo ideologia Wengera, jak każda ideologia realizowana nazbyt konsekwentnie, zaczyna brnąć w fundamentalizm. Nie to, że mi przeszkadza 4 miejsce w lidze (nie jestem niczyim kibicem, więc żadne miejsce żadnej drużyny nie jest sprawą gardłową), ale trochę się martwię właśnie o sprawy mentalnościowe u tych młodych, bajecznie utalentowanych chłopaków: czy ostatnie doświadczenia nie przykorkują im tzw. (szeroko pojętego) ciągu na bramkę.

        Odpowiedz
        1. ~piotrek

          (Hehe, kaczor donald i gromadka siostrzeńców..) A czemu w ogole podniecamy się tak strasznie 'młodymi’ piłkarzami? Rozumiem, że obrazują oni niewinnośc, radośc, naiwnośc w starciu z cynicznymi wyjadaczami i piewcami starego porządku… Są idealistami, którzy wchodzą w dorosłośc, i muszą mierzyc się poraz pierwszy z życiem oraz jego problemami; muszą wystąpic z ciepłej szkółki wujka Wengera, i udowodnic, iż są mężczyznami…. No i oczywiście utożsamiamy się z tym wszyscy, i na wiadomości o coraz niższej średniej wieku kopaczy wpadamy w uniesienie i szał. A poza tym kosztują oni mało i nie wiedzą, że można zarabiac powyżej 20tys tygodniowo. A ci, co się dowiadują, odchodzą za darmo do Milanu. Cieszę się, że nie jestem fanem Arsenalu, i nie muszę się tym przejmowac. Ale lubię tą całą ideę, jest to jakieś inne spojrzenie na futbol, które w jakimś sensie działa (4 miejsce i półfinały FA i LM to w końcu nie tragedia); I ponieważ denerwuje mnie ten 'obowiązek’ wielbienia Arsenalu za młodośc i niewinnośc, odczuwam często sadystyczną radośc z ich porażek i kompromitacji na wysokim szczeblu hehe

          Odpowiedz
  4. ~michalj

    Widzę, że podsumowania sezonu czas zacząć. Zabawne, że moment na to pozwala (tylko 2 rundy do końca), a zarazem tak naprawdę z tych najważniejszych rzeczy nie wiemy jeszcze nic. W związku z powyższym pozwolę sobie dorzucić parę groszy od siebie. Zaczynając od góry…Panie Michale, gratuluję przewidywań ad. MU. Oficjalnie zawsze wierzyłem, że obronią tytuł mistrzowski, ale kibicowska subiektywność na moment przysłoniła mi zimną kalkulację i około dwóch miesięcy temu zacząłem się naprawdę bać o końcówkę sezonu. Pana obiektywizm był tutaj o wiele bardziej wartościowy. Żal mi Arsenalu. Tak naprawdę. Ale powiedziano na ten temat tak dużo, że nie ma sensu chyba już nic dodawać. Pytanie, czy po sezonie RvP i Fabregas zostaną na Emirates, czy zaczną szukac nowego klubu? Myślę, że odejście tych dwóch na dobre przypieczętowałoby rozkład drużyny marzeń Wengera. I jeden Arshavin tego nie zmieni.Fascynująca jest walka o miejsca 5-12. Chyba czasami nawet bardziej pasjonująca niż ta Walka Na Górze. To jakby istniała osobna liga, gdzie rozdają osobną nagrodę za miejsce 5, 6, 7 (co po części jest prawdą, jeśli za nagrodę uzna można awans do Europy). Olbrzymi plus dla Fulham za końcówkę sezonu. Olbrzymi minus dla AV – mojej cichej nadzieji na niespodziankę, która w ostateczności okazała się burzą w szklance wody. Po takiej końcówce O’Neil będzie miał problemy z utrzymaniem kluczowych graczy w Birmingham. I ostatecznie dół: walka do końca, płacz i radość. Tu oczywiście największym zaskoczeniem in minus jest Hull. Uwielbiam te romantyczne historie, jak prowincjonalny klub zamienia najśmielsze marzenia w rzeczywistość, stając się inspiracją dla wielu innych, hurtem zdobywając kibiców na całym świecie za swoje poświęcenie i odwagę. Niestety, ta historia będzie musiała poczekać. Może Wolves w następnym sezonie?Na koniec mała dygresja odnośnie Wielkiej Czwórki. Rzeczywiście wygląda na to, że mają wszystko pod kontrolą, ale… wyobraźmy sobie sezon 2011/2012. Ferguson po zdobyciu tytułu Mistrza Europy trzeci raz z rzędu odchodzi z MU. Roman dotkliwie odczuwa kryzys gospodarczy i ostatecznie kończy przygodę z Chelsea. Gerrard odnosi poważną kontuzję i wypada ze składu na cały sezon. Wenger przyznaje się do porażki swojej koncepcj, przeprasza kibiców Arsenalu, odchodzi i zamuje się ogrodnictwem. Jednocześnie MC w końcu przeprowadza kilka udanych transferów, Tottenham i Fulham przejmują zawodników odchodzących z Arsenalu… itd. itd. Mało realne? Wystarczy uświadomić sobie, gdzie dzisiaj są niedawni „Wielcy Czwórkowi” – Newcastle, Blackburn, Leeds…

    Odpowiedz
  5. ~luki

    No i Newcastle w końcu wygrało! I wydobyło się ze strefy spadkowej, głównie dzięki indolencji Hull. Ale walka będzie trwała do końca…

    Odpowiedz
  6. ~Michał Zachodny

    Trochę musieli się naczekać kibice Newcastle na efekt nowego managera, prawda? Ale to świetne zmiany (choć w nie szczerze wątpiłem!) Shearera pozwoliły Newcastle na to by ich sen o utrzymaniu w lidze wciąż trwał. Boro stworzyło sobie mnóstwo dobrych sytuacji i może mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie, że nie potrafili tego wykoszystać i dali się wciągnąć w chaotyczny acz piękny pojedynek pod dyktando Newcastle. Ale to było fascynujące widowisko, naprawdę wciągające i aż ciśnie się na usta pytanie vczemu obie drużyny z takim zaangażowaniem nie walczyły w poprzednich 35 kolejkach, które mogły im dawno dać utrzymanie.Ja chciałbym wyróżnić w drużynie Newcastle Vidukę, a Boro Tuncaya. Pierwszy z nich to weteran i stary wyga, jak to się ładnie mówi. Faktycznie wykorzystuje świetnie swoje doświadczenie i technikę choć siły już nie te. Natomiast Turek to siła napędowa Boro, bez niego gra ofensywna by kulała straszliwie, nie wiem czyja to wina, że Downing wygląda jak cień samego siebie i przez 90 minut był kompletnie niewidoczny. To zwycięstwo pokazuje nam to, że walka o utrzymanie wciąż trwa i nawet WBA, które jest teraz w wysokiej formie, ma jeszcze szanse na utrzymanie. No, a przynajmniej na zakończenie sezonu poza ostatnim miejscem. Trwa dramat Hull City – staczają się i niewykluczone, że to własnie oni będą największymi przegranymi tego sezonu.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Shearer zaryzykował (także zdrowiem Martinsa, który gdyby nie kontuzja wyszedłby w pierwszym składzie), ale opłaciło się: dwaj zmiennicy, dwa gole… A przecież Middlesbrough zaczęło dobrze i – jak mnóstwo razy w tym sezonie – długimi fragmentami grało bardzo przyzwoicie. W ogóle jak patrzę na pierwsze reakcje medialne, myślę o pewnego rodzaju niesprawiedliwości: media są niezwykle przychylne Shearerowi, trzymają jego stronę w sytuacjach niejasnych, a kiedy komplementują, jest w tym pewien rys nadmierności. Skazany na sukces? Przed nim kolejny mecz u siebie – z walczącym o Europa League Fulham, a potem wyjazd do Aston Villi, które powinny przynieść Newcastle od dwóch do czterech punktów (Hull – wyjazd do Boltonu i mecz u siebie z MU – to maksymalnie dwa punkty; Middlesbrough – mecz u siebie z AV i wyjazd z West Hamem – to maksymalnie cztery punkty), ergo: utrzymanie…

      Odpowiedz
      1. ~dzino

        Zastanawia mnie ostatni mecz Hull – Manchester. Oczywiście Hull nic nie gra, ale jak sądzę Alex Ferguson będzie chciał zdobyć tytuł wcześniej (czytaj w meczu z Arsenalem) i dopóki nie zdobędzie tytułu będzie grał najmocniejszym składem (mecze z Wigan i Arsenalem). Zatem w meczu z Hull będzie oszczędzał najlepszych przed finałem w Rzymie. Zaś ci co będą grali też moga już myśleć, żeby nie złapać jakiejs niepotrzebnej kontuzji. Ponadto 2 sezony temu, Manchester grał ostatni mecz z broniącym się przed spadkiem West Hamem, który wtedy rzutem na taśmę się uratował wygrywając 1-0. Zatem myślę, że w tym meczu Hull – Manchester wszystko będzie możliwe. Ale właściwie w pozostałych meczach ostatniej kolejki też wszystko się może zdarzyć.

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Byłby to piękny scenariusz: beniaminek ratuje skórę bijąc mistrza. Ale obawiam się, że o losie Hull zdecyduje już wyjazdowy mecz z Boltonem i rozgrywane równocześnie spotkanie Newcastle-Fulham…

          Odpowiedz
          1. ~Ahmed

            Panowie karty rozdane: Jeśli MU wygra dziś z Wigan ( a nie sądzę, żeby zdarzył się cud) to sprawa mistrzostwa przesądzona.Co do Middlesbrough – owszem – w meczu z Newcastle zagrali naprawde nieźle (a w ogole sam mecz stał na bardzo wysokim poziomie, o jakim w rodzimym futbolu możemy tylko pomarzyć.) Zadecydowały detale, moim zdaniem m.in taki, że najlepszy obrońca Boro to…Gareth Southgate. Defensywa Boro jest tak słaba, popełnia tyle prostych błędów, że niestety ale przyjdzie im za to zapłacić spadkiem. Swoją drogą, ciekawe co stanie się po sezonie z kilkoma ciekawymi piłkarzami (np Downing).Bardziej pasjonująca będzie walka w barażach o Premiership pomiędzy SU i Burnley ! Ci drudzy sprawili wielką niespodziankę awansując tak daleko. Teraz są o krok od Premiership, czego bardzo bardzo im życzę. To drużyna pozbawiona kompletnie gwiazd, a nawet zaryzykuje – pozbawiona jakiś bardziej znanych piłkarzy.

          2. ~Damian

            Downing zatrzymał sie w rozwoju jakiś czas temu i popadł w marazm przecietności(może po zmianie klubu na lepszy odżyje -choc wątpię szczerze mówiąc czy bedzie z niego cos szczególniejszego),a najwazniejszym ogniwem Boro jest Tuncay od dłuższego juz czasu-ogólnie nie maja tam praktycznie zadnych wyjatkowo ciekawych nazwisk

          3. Michał Okoński

            Downing i tak przez wiele miesięcy był najlepszy z nich wszystkich. Co się zaś tyczy Burnley, o którym wspomina Ahmed: jednak byli bohaterami jednego z najbardziej pasjonujących meczów w sezonie, półfinału Pucharu Ligi z Tottenhamem. Na White Hart Lane było 4:1, u siebie Burnley prowadziło już 3:0 i po dogrywce wywalczyłoby awans, ale na trzy minuty przed jej końcem Pawliuczenko strzelił gola, a rozbitych gospodarzy chwilę później dobił Defoe. Rzecz w tym, że w obu meczach nie wyglądali jak drużyna spoza Premier League – i jest bardzo prawdopodobne, że do niej awansują. Największa gwiazda to oczywiście Martin Paterson, który wtedy urządzał spustoszenie wśród obrońców Tottenhamu, a którego wczorajszy gol w meczu z Reading był 19 w sezonie. W sumie sezon długi i pełen wrażeń: z przygodami pucharowymi licząc musieli rozegrać 61 spotkań, czyli mniej więcej tyle co Manchester United.

  7. ~s7eba ze stawiajPL

    Jeśli chodzi o Arsenal to: Najbardziej po udanej jesieni zakoczył mnie in minus Fabregas, który już przestał widzieć „wszystko” – miałem wrażenie, że z każdym meczem uchodzi z chłopaka powietrze po tym jak całe mecze brał na siebie i media z niego robiły „duchowego przywódce” Arsenalu. Na plus cały czas mnie zaskakuje Nasri, który potrafi kreować grę niczym Iniesta z Barcelony. Co do Bendtner’a to zawodnik o podobnym stylu gry do Rasiaka – wydaje mi się, że będzie strzelał bramki bo grając z przodu u Kanonierów po prostu się nie da nie strzelać – a gibkość i warunki mu to umożliwia – jednak uważam, że Duńczyk jest przereklamowany i ja bym go sprzedał już teraz a częściej dawał szansę takim Ramsey-om, których rola przyszłych gwiazd jest już właściwie przypisana.Arsenalowi brakuje JAJ a te może im dać solidny obrońca z charyzmą – ale jaki to nie wiem – musi rządzić i wstrząsnąć smarkaczami – bo sodówka zmarnuje im talenty.

    Odpowiedz

Skomentuj ~mak Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *