Gdyby sezon zaczął się za tydzień

Z pustego, jak się okazuje, tylko Ferguson potrafił nalać. Nie. Zdanie, jakkolwiek efektowne, nie jest prawdziwe. Po pierwsze, Manchester United, jaki prowadził Szkot, nie był aż tak słaby, po drugie także ten van Gaala słaby nie jest, co udowadniał choćby w trakcie sparingów z Realem, Liverpoolem czy Valencią. Mając jednak dziewięciu zawodników pierwszego składu kontuzjowanych (w tym tych kluczowych, nie tylko van Persiego, ale także organizującego we wspomnianych sparingach grę trójki środkowych obrońców Evansa), wystawiając do gry ze sześciu piłkarzy, których nazwiska kojarzą się raczej z drużyną środka tabeli (Smalling), zespołem juniorskim (Blackett) czy klubem występującym w Championship (Lingaard), jedyne, co Holender mógł osiągnąć w tym meczu, to uświadomienie swoim pracodawcom, że kolejne zakupy są potrzebne od zaraz. Gdyby nie to, że porządnie obejrzałem przedsezonowe występy Czerwonych Diabłów, mógłbym naprawdę pomyśleć, że David Moyes nie został zwolniony, że jeden z najlepszych trenerów świata wcale się tu nie pojawił i że straszą nas nadal demony z minionego roku. Piłkarze gospodarzy w zasadzie nie stwarzali sytuacji podbramkowych, grając powoli i podając niedokładnie już na etapie wyprowadzania akcji przez obrońców. Sprowadzony za 24 miliony funtów Herrera nie pokazał nic, co miałoby nas przekonać, że jest piłkarzem lepszym od Fellainiego – jeśli wyczuliście w tym zdaniu ironię, to prawidłowo. Juan Mata, grający na swojej ulubionej pozycji za dwójką napastników, grał tak, jak Mourinho nie lubił. Niewidoczny Javier Hernandez został szybko zmieniony, a kiedy na boisku pojawił się Nani, ktoś ze zrozpaczonych fanów MU napisał, że jeśli portugalski skrzydłowy jest odpowiedzią, to nie chce wiedzieć, jak brzmiało pytanie. Dążąc do zmiany wyniku van Gaal próbował pójść na skróty, wracając do lepiej znanego piłkarzom ustawienia 4-4-2; problem w tym, że praca (jak pisał w przedmeczowym programie) z mózgami, a nie tylko z nogami zawodników drogi na skróty nie uznaje. Przerabianie zjadaczy chleba w anioły zwykle trochę mu zajmowało, co moglibyśmy przyjąć do wiadomości, gdyby po meczu nie narzekał, iż jego podopiecznych zjadły nerwy i dlatego podejmowali mnóstwo złych decyzji. Tego akurat trudno nie uznać za słabe wytłumaczenie: w końcu to jest Manchester United, bloody hell.

Nerwy z pewnością nie zjadły zawodników Swansea. Dobrze zorganizowani w obronie, kierowanej przez Ashleya Williamsa, z ruchliwą i pracowitą trójką Ki, Sigurdsson, Shelvey w środku pola oraz mocnym jak tur Bonym z przodu, pozwalali gospodarzom wymieniać piłkę z dala od bramki Fabiańskiego (w debiucie Polak był niemal bezrobotny), kiedy zaś ją odzyskiwali i błyskawiczny kontratak okazywał się niemożliwy, rozgrywali swoje akcje cierpliwie i odpowiedzialnie, nie ryzykując strat w miejscach newralgicznych: ich pierwszego gola poprzedziło rekordowe 29 podań. Zbyteczne dodawać, że piłkarzem meczu, z golem i asystą, był niejaki Gylfi Sigurdsson. Nie mógł tak w Tottenhamie?

Co do Tottenhamu, zwycięstwo w derbach z West Hamem było nadzwyczaj szczęśliwe. Nawet pomijając doskonałą sytuację Downinga, który w 87. minucie, po świetnym odegraniu z klepki Nolana, wyszedł sam na sam z Llorisem i tylko desperackie wyjście bramkarza uratowało gości; pomijając niewykorzystanego przez Noble’a karnego, do postawy obrońców Tottenhamu można było mieć mnóstwo zastrzeżeń. Naughton dość szybko wyleciał z czerwoną kartką, więc go zostawmy. Danny Rose ofiarnie pomagał kolegom w polu karnym, ale poza jego obrębem był zagubiony jak, hmm… jak napastnicy West Hamu – stąd ta nieprawdopodobna łatwość, z którą z prawej strony dośrodkowywał Downing. Para stoperów, zarówno ta wyjściowa – Dier i Kaboul, jak ta sklecona po czerwonej kartce – Kaboul i Capoue (ciekawe, że Dawson do końca pozostał na ławce, no ale może nie był jeszcze zdolny do gry po kontuzji…), regularnie dopuszczała gospodarzy do sytuacji strzeleckich. W drugiej połowie Kaboul pogubił się przy wyprowadzaniu piłki, co zakończyło się groźnym strzałem Noble’a, straty zdarzały się też Bentalebowi. Problem w tym, że West Ham psuł na potęgę: z ich osiemnastu strzałów celne były zaledwie cztery (w poprzednim sezonie Młoty też miały najgorszą średnią celnych uderzeń, na razie więc nie widać efektów pracy ich nowego trenera napastników Teddy’ego Sheringhama…), a mimo iż od 28. minuty goście grali w osłabieniu, Sam Allardyce do końca nie zdecydował się wprowadzić drugiego snajpera. Nie dajcie się zwieść opowieściom o waleczności Tottenhamu – to się fajnie pisze, skoro się udało, ale gdyby Noble nie spudłował z jedenastu metrów, skończyłoby się to tak, jak w poprzednim sezonie: wygraną West Hamu.

Rzecz również w tym, że nie oglądaliśmy wczoraj drużyny, którą Pochettino chciałby zbudować. Koguty, owszem, zaczęły nieźle, szybko zdobywając dużą przewagę w posiadaniu piłki, ale niewiele z tego posiadania wynikało: West Ham cofnął się na własną połowę, czyhając na okazje do kontr. Nie było osławionego pressingu, nie było intensywności, mało było prostopadłych podań i ruchu bez piłki; Lamela i Eriksen grali słabo (zwłaszcza ten drugi podawał zaskakująco nieprecyzyjnie, jak na to, do czego przyzwyczaił nas przed rokiem – może jednak nie powinien biegać z prawej strony?). Dopiero po czerwonej kartce Tottenham cofnął się, nie będąc już skazanym na mozół rozgrywania. W tym momencie Pochettino podjął rzeczywiście dobrą decyzję: nie zdjął z boiska żadnego z graczy ofensywnych i ustawił drużynę w formację 4-1-3-1: defensywny pomocnik Capoue przeszedł na środek obrony, a Dier trafił na prawą stronę, później z kolei Townsend wszedł za Lennona, Holtby za Lamelę i Kane za Adebayora – wszystkie te zmiany wniosły sporo ożywienia, żadna nie służyła bronieniu wyniku. To Harry Kane, 21-letni Anglik, który podpisał właśnie nowy, pięcioletni kontrakt z klubem, przytomnie asystował przy bramce Diera.

Patrząc na ten mecz – ale także na męczarnie Arsenalu z Crystal Palace i na składy, w jakich rozpoczynały dziś drużyny Liverpoolu i Manchesteru City, można by dojść do wniosku, że ten sezon rozpoczyna się za wcześnie. Że wciąż jeszcze spory procent piłkarzy, którzy uczestniczyli w mundialu, nie jest gotowy do gry, a i otwarte wciąż okienko transferowe zapowiada, że trenerzy niejedno jeszcze zamierzają zmienić. Na razie, sądząc po pierwszych meczach faworytów, niezmienne pozostały: wątpliwości, jakie budzą kompetencje Eda Woodwarda podczas poszukiwań i negocjacji transferowych MU, wpływ na swoje drużyny Aarona Ramseya i Davida Silvy, a także fakt, że Liverpool nie jest i nie był drużyną jednego piłkarza (czytaj: Luisa Suareza). Na Anfield Road porozbijany w trakcie tego okienka Southampton był wprawdzie dla gospodarzy równorzędnym rywalem, miał swoje szanse (na dwie minuty przed końcem Mignolet zbił na poprzeczkę uderzenie zostającego na razie w drużynie Schneiderlina), ale ostatecznie skapitulował wobec snajperskiego instynktu Sturridge’a i spokoju Sterlinga, który wykorzystał bajeczne, kilkudziesięciometrowe podanie Hendersona (zanim dograł do rozpędzonego kolegi, pomocnik Liverpoolu zdołał jeszcze wywalczyć piłkę w starciu ze Schneiderlinem). W ogóle podania do przodu piłkarzy Rodgersa (Gerrarda i Lovrena zwłaszcza), te prostopadłe, za linię obrony, w których celowali już przed rokiem, i te w poprzek boiska, pozwalające uruchomić bocznych obrońców, były jedną z ozdób meczu na Anfield; szkoda, że Johnsonowi kilka razy zabrakło refleksu lub umiejętności przyjęcia piłki, żeby lepiej je wykorzystać. Inna sprawa, że liczba tych zagrań wynikała z tego, że Liverpoolowi trudno było przebić się środkiem, który zdominowała trójka Schneiderlin, Davis i Wanyama.

Cóż jeszcze? Piękne gole Evertonu i piękna współpraca duetu Pienaar-Baines kontra dzielność i zorganizowanie Leicester. Niski blok (jakby powiedzieli eksperci od taktyki) Crystal Palace i kłopoty Arsenalu z jego sforsowaniem. Trójka obrońców, która pomogła Hull, i nie pomogła ani QPR, ani MU. Gole debiutantów: Diera i Ulloi. W końcu także: budzące szacunek przekonanie, że mistrz zaczął tam, gdzie skończył. Tyle razy myśleliśmy, iż Dżeko odejdzie, ale akcja, w której przyjął długie podanie Yayi Toure, a potem odegrał piłkę piętą do wbiegającego w pole karne Silvy, pokazała, że ani klub, ani sam piłkarz nie mają w tym odejściu najmniejszego interesu. A gol Aguero, klasa, którą pokazał po kilku zaledwie minutach, spędzonych na boisku… Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby tacy jak on (a także Özil, Mertesacker, w Tottenhamie Vertonghen…) byli już teraz gotowi do gry.

32 komentarze do “Gdyby sezon zaczął się za tydzień

  1. ~adipetre

    Alez spotkania towarzyskie z Liverpoolem, czy Valencia nie wygladaly wcale lepiej od spotkania ze Swansea…wystarczylo obejrzec. MU angazowal w atak niewielka ilosc pilkarzy, pozbawiony byl rytmu, tozsamosci.
    Jak juz wspominalem, uwazam ze nowy system tylko pozornie jest komfortowy dla Juana Maty. Najwiekszym (i jedynym?) beneficjentem nowego ustawienia jest imo Phil Jones.
    Jesli idzie o Liverpool, to byl to ten sam, 'nostalgiczny’, pozbawiony Suareza zespol z poczatkow ostatniej kampanii. Wydac 100 mln i zaczac sezon z Lucasem Leiva i Stevenem Gerrardem w samym sercu gry, to dopiero strategia.
    Odejscie Mauricio z Soton moze przyniesc jedna korzysc Swietym, mianowicie przywrocenie do boiskowego zycia Gaston Ramireza. Mam nadzieje ze jego dzisiejsza absencja ma zwiazek tylko z jakims urazem, bo stac Urusa na duzo wiecej niz to co pokazywal Lallana w zeszlym sezonie.
    Moim cichym kandydatem na odkrycie sezonu jest Jack Grealish z AV.

    Odpowiedz
    1. ~DawidSz

      Faktycznie, niezrozumiała strategia, bo w ubiegłym sezonie ta dwójka w ogóle nie znajdowała wspólnego języka. Tłumaczy ją tylko fakt… że Lallana i Markowic są kontuzjowani, a Can dopiero musi dopasować się do poziomu PL. Jednak pamiętajmy też, że trzeba było siłowo powstrzymać duet Wanyama, Schneiderlin i Davis, co i tak nie wyszło, ale ważne, że próbowano. Nie jest żadną tajemnicą, że wystarczy Gerrarda grającego z Lucasem przycisnąć mocniejszym pressingiem i środek pola Liverpoolu ginie.
      Z czasem trzeba liczyć na to, że jednak zespół się rozegra, kontuzjowani i nowe zakupy wejdą do składu (w końcu jakiś obrońca za Johnsona).

      Odpowiedz
  2. ~Marcin

    Trudne zadanie przed van Gaalem. Statystyki swoją drogą, życie swoją drogą. W przypadku MU menadżer miał procentowo dużo większy wpływ na zdobycz punktową zespołu niż 11%. Nawet transfery di Marii czy Vidala mogą nie wystarczyć – potrzeba wzmocnienia obrony. Kagawa, Valencia, Nani – odbudowanie ich formy będzie bardzo ważne.

    Odpowiedz
  3. ~piotrekk

    Fellaini to topowy gracz , zainteresowanie Beniteza o czymś świadczy . Włodarze Manchesteru powinni dać mu odejść chociaż na roczne wypożyczenie serie a by mu lepiej pasowała , tak to jest skazany na ironiczne uwagi i wyśmiewanie jego kreatywności . Jest zawodnikiem o specyficznej charakterystyce i nie każdemu menadzerowi musi to odpowiadać .

    Odpowiedz
  4. ~me262schwalbe

    Panie Michale, tytuł bardzo nie na miejscu… wystarczająco długo czekałem na vademecum na kolejny sezon i cotygodniowy wpisy. Sądzę, że stałe grono czytelników również.

    Odpowiedz
  5. ~Martino

    Pozwoliłem sobie skopiować komentarz z Guardiana:

    Out of the 92 clubs in the football league, Manchester United are 91st in terms of the number of signings made. Only Exeter City have made fewer and they were under a transfer embargo up until 3 days ago!

    To chyba tyle co można powiedzieć o MU. Co do reszty stawki – wydaje mi się, że stwierdzenie, iż sezon zaczął się zbyt wcześnie idealnie odzwierciedla tę kolejkę. Jakoś nie widziałem zbyt przekonujących zwyciestw faworytów i w ogóle tak jakoś nijako to wszystko wyglądało. Ale powoli towarzystwo się nam rozkręci i będzie pasjonujący sezon, a przynajmniej taką mam nadzieję

    Odpowiedz
  6. ~KrólJulian

    Mourinho zaczyna ciułać punkty jak za swoich najlepszych lat, pół godziny i zarządził koniec po meczu… i to się musi podobać, oby tak dalej.

    Odpowiedz
    1. ~me262schwalbe

      Masz rację nie zdążyłem postawić wszystkich pieniędzy na CFC przy stanie 1-0, wtedy był kurs na CFC 2.oo, takie szybkie przemnożenie majątku przez dwa… cóż stara piłkarska prawda się sprawdza, nie ma łatwych pieniędzy

      Odpowiedz
      1. ~KrólJulian

        też sobie o tym pomyślałem, ale po niewczasie, zanim odpaliłem kompa i zacząłem sprawdzać kursy było już 1:2… 🙁

        Odpowiedz
    2. ~przecinek

      Odkąd mój rozum myśli i sięgam pamięcią, nie jestem w stanie odkopać tak bezdyskusyjnego kandydata do tytułu w PL, jak The Blues teraz. W dodatku faworyta, który bynajmniej nie broni tytułu! Co najwyżej Mou broni tytułu „najlepszego drugiego sezonu”. Ludzie czepiają się go na każdym kroku, ale jego zdolności do punktowanie w lidze, nie jest w stanie zakwestionować nikt.

      Chyba tylko paru optymistów dziennikarskich(względnie wrogów Mourinizmu lub skrytych fanów United) wskazało diabły na możliwego triumfatora. Bardzo, bardzo na wyrost. Van Gaal otrzymał ostatnio łatkę „naczelnego healera wielkich podupadłych firm”. Nie jest jednak aż takim magikiem – próba uzdrowienia Barcelony w 2002 zakończyła się klęską, a uzdrawianie Bawarczyków było procesem bolesnym i długotrwałym – pierwsza część sezonu była zwyczajnie kiepska, prawie odpadli z LM, a tylko słabości rywali Bayern zawdzięczał zachowaną szansę na tytuł mistrzowski. Van Gaal to świetny trener, ale nie cudotwórca i na ten tytuł jest zwyczajnie za wcześnie.

      City to trochę niewiadoma, wszyscy są ciekawi, jak podziała na nich przykręcony kurek z petrodolarami. Dotychczasowe transfery, to żadne pieniądze w wypadku tego klubu, a kadra jest dość wiekowa, z liderem Toure na czele, który, choć znakomity, to nie odmłodnieje.

      Irracjonalnie w tym sezonie wierzę w Arsenal, szczególnie gdyby pozyskali Khedire, mogliby ostro powalczyć. Tak jak rok temu byłem pewien, że nie dadzą rady, tak tym razem gotowy jestem dać kredyt zaufania. Byle nie przetrzebiły ich kontuzję.

      Odpowiedz
      1. ~KrólJulian

        Również sądzę, że MU raczej do wyścigu o tytuł się w tym roku nie włączy, nawet dla LvG problemów do rozwiązania jest tam zbyt dużo, by to zrobić w kilka tygodni…
        City ma poważny problem, bo kadra nie jest najmłodsza, a dodatkowo w przyszłym sezonie oraz kolejnym będą mogli wykazać się znacznie mniejszą stratą niż pozostałe ekipy, a wpompować 200 baniek funtów przez jakiegoś tajemniczego sponsora pewnie się nie da, bo patrzą już im na ręce… Trzeba będzie pewnie też sprzedawać, by kupić nowego gracza, ale z kolei wysokość tygodniówek może stanowić barierę nie do przejścia…
        Ja niestety polityki Arsenalu nie bardzo rozumiem, bo wygląda na to, że wzmacniają pozycje, które i tak były mocne, a resztę to niekoniecznie… Co roku słyszę, że to ich sezon i wychodzi jak zwykle…Meczem z CP mnie nie przekonali.

        Odpowiedz
        1. ~Ruta

          Arsenal swoich kibiców nieprzekonuje a co dopiero kibiców CFC,lol.
          W meczu z Beksistasem jeszcze wyraźniej było widać braki w przygotowaniu fizycznym, w głowach jest ok ale nogi nie nadążają . Arsenal w takiej formie jak Legia z St.Patrick. Ja mam nadzieję ze wzrost formy fizycznej będzie równie szybki jak w przypadku Legii . Niestety wyjazd do Evertonu już w sobotę. Remis brałbym w ciemno 🙂

          Odpowiedz
          1. ~KrólJulian

            Turcy są faktycznie na innym etapie, Chelsea w przedostatnim meczu przedsezonowym też zabiegali, ale w rewanżu w Londynie sukcesu to im nie wróżę…Mecz z Evertonem z przyjemnością obejrzę, podobnie jak MC z Liverpoolem, to będzie pierwsza poważna próba sił 🙂

          2. ~przecinek

            Może i ten wynik by mnie zdziwił, ale Besiktas trenuje Bilić, nie mam więc wątpliwości, że grają dobrze i będą grać coraz lepiej. Arsenal pewnie awansuje, ale inny wynik odebrałbym jako niespodziankę, nie sensację.

          3. ~KrólJulian

            tak, Bilic ma pojęcie o tej robocie, no i trochę w życiu piłkę kopał, a pod względem temperamentu też pasuje do tureckiego futbolu 🙂 W rewanżu będzie na mógł prowadzić ekipę z ławki czy jakąś karę na niego nałożono?

  7. ~Laziale

    MU-SWANSEA Jedyny mecz z I kolejki jaki obejrzałem i rekapitulując: MU „stare” beznadziejne MU. Zależne tylko od Roo. Zespół zero kreatywności, zero szybkości, zero waleczności. Skrzydłowi słabi jak bracia Słaby z Psów. Young ani jednej akcji do przodu, facet żadnego rajdu nie wykonał ani jednego zwodu, o przyjęciu kierunkowym w stronę bramki przeciwnika to chyba nigdy nie słyszał, co podanie do niego to oddanie do tyłu, nawet piłki nie umiał z autu wrzucić a centry ze stałych fragmentów w światło bramki ale do rugby. Jego grę pięknie podsumował ptaszek tylko go osrać można. Januzaj jeździec bez głowy, co dostanie piłkę odrazu w drybling, nieważne czy 2 czy 3 przeciwników tylko kiwka na 20 prób 3 udane. Wyjazdy poza linię końcową to już standard, dziwię się,że do tej pory R9 nie zmył mu bani, facet potrzebuje pożądnego kopa w dupę, nawet po udanych dwóch akcjach sam strzela zamiast podawać do lepiej ustawionych kolegów. Na plus lekki Herrera technika użytkowa i średnie passy w miarę nawet mnie trochę zdziwił dobrym debiutem. LVG jako taktyk słabiutki wprowadzenie trzeciego skrzydłowego Naniego i zdjęcia Hiszpana genialne! Usunięcie metronomu drużyny (Herrera) a wprowadzenie metrołomu (Fellaini) majstersztyk.
    Podsumowując Diabły dalej w Czyśćcu, Łabędzie w Niebie!

    Odpowiedz
  8. ~sportowyy

    Gra w przedsezonowych meczach układała się dla Manchesteru United jak bajka. Pewne zwycięstwa, efektowne zagrania, a jak przyszła gra w lidze to porażka z Swansea. Van Gaal ma przed sobą jeszcze wiele pracy z piłkarzami.

    Odpowiedz
    1. ~me262schwalbe

      Proponuję wziąć głęboki oddech i zgromadzić potężny zapas cierpliwości; dopiero pierwsza krowa tłusta została zeżarta przez krowę chudą zabiedzoną …

      Odpowiedz
      1. ~KrólJulian

        z tego co pamiętam to przepowiadasz przyszłość MU na doskonałym procencie 🙂 Józef już zaczyna otwierać spichlerze, a jego żona A(r)sena(l)t po 9 latach w końcu ma 2 pięknych synów :)… Coś w tym jest 🙂

        Odpowiedz
        1. ~me262schwalbe

          Wiesz, nie podejmuję się przepowiadać przyszłości MU, ani jakiejkolwiek przyszłości. Po prostu patrzę i widzę, to czego inni (zwłaszcza kibice MU nie widzą). Wnioski i możliwe rozwoje sytuacji są już kwestią wyobraźni.
          Twój wpis – powtórzę za Rogerem – pełen szacun.

          A jeszcze odnośnie meczu EVE-ARS. Przez całą drugą połowę obserwowałem kursy. Oczywiście interesowały mnie tylko kursy na „X”, „2”, ewentualnie „X2”. No i co; około 80 minuty kurs na X – 15:1; kurs na Ars 100:1, kurs na X2 – 13:1. Odpuściłem choć czułem, że mecz jeszcze nie jest rozstrzygnięty – czyli z tym przepowiadaniem nie jest prosto.

          Odpowiedz
          1. ~KrólJulian

            tak czy inaczej prze rozpoczęciem zeszłorocznego sezonu MU poza miejscem premiowanym udziałem w pucharach chyba nawet w Liverpoolu niewielu widziało…
            a co do meczu Ev-Ars to z kolei ja odpuściłem, bo nie wierzyłem, że drugi tydzień z rzędu uda im się rzutem na taśmę zmienić wynik 🙂

  9. ~Tomasz

    Osobiście jestem tez ciekawy, jak sobie poradzi QPR w tym sezonie. Teoretycznie wydaje się, ze na powtórzenie błędów przeszłości (zbyt duza liczba transferów do klubu w zbyt krótkim czasie – kocioł) nie ma szans, ale to tylko teoretycznie. Mogą natomiast pojawić się problemy natury czysto piłkarskiej, a wiemy ze w tej kampanii rywalizacja będzie stać na jeszcze wyższym poziomie niz chociazby rok temu. Rangersów prowadzi jednak Harry Redknapp, w którego umiejętności menedzerskie akurat wierzę totez po cichu liczę na zakotwiczenie Londyńczyków gdzieś pomiędzy 10, a 15 miejscem w tabeli.

    Zapraszam równiez do odwiedzenia mojego bloga, poświęconemu Premier League http://www.ligaanglia.wordpress.com

    Odpowiedz
  10. ~przecinek

    @król Julian
    Chyba wszyscy ostatnio się uczymy, że UEFA nie zna litości 😉 Bilić przeprosił co prawda Wengera i sędziego, ale przepis jest przepis.

    Pozostaje mu wygodne miejsce na trybunach i jakiś mały telefonik 😉

    Odpowiedz
    1. ~KrólJulian

      odwoływać się pewnie nie będzie 🙂 przy współczesnej technice ominięcie takiej kary to spacer po mleko 🙂

      Odpowiedz
    1. ~adipetre

      Talentu mu nie odmawiam, choc zawodnik raczej nie z mojej bajki. Symptomatyczne, ze wartosc kazdego kolejnego transferu z udzialem Mario spada. Nie przypominam sobie tez by rozpacz wsrod kibicow jego bylych klubow wywolywala informacja o jego sprzedazy.

      Odpowiedz

Skomentuj ~adipetre Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *