Soldado saudade

532 minuty bez gola, a wciąż gra, i to w pierwszym składzie – nie można powiedzieć, żeby trener nie był cierpliwy. 65 minut we wczorajszym meczu Ligi Europy z Partizanem, naznaczonych kolejnymi pudłami w naprawdę dogodnych sytuacjach (w pierwszej połowie wystarczyło przyłożyć nogę do dośrodkowania, w drugiej – przenieść piłkę ponad bramkarzem w sytuacji sam na sam po świetnym podaniu Lennona; nawet w akcji, która ostatecznie zakończyła się golem Stamboulego, Francuz musiał dobijać strzał Hiszpana, który trafił w słupek), a trybuny znów zgotowały mu owację na stojąco – nie można powiedzieć, żeby kibice nie byli cierpliwi. Tylko media są bezlitosne, ale może trudno im się dziwić: Roberto Soldado kosztował Tottenham 26 milionów funtów i w ciągu półtora roku w 47 meczach zdobył tylko 13 bramek, z czego zaledwie sześć w Premier League – i aż cztery z tych sześciu z rzutów karnych. W tym sezonie zdarzyło mu się spudłować także z karnego, zresztą w kluczowym momencie meczu z Manchesterem City (gdyby strzelił, z 2:1 zrobiłoby się 2:2, piłkarze Mauricio Pochettino po raz drugi w tym spotkaniu odrobiliby straty i kto wie, co byłoby dalej). Jeśli pobieżnie przejrzeć agencje fotograficzne, będą w nich dominowały obrazy zawodnika kryjącego twarz w dłoniach, kręcącego głową z niedowierzaniem, klęczącego i walącego pięścią w murawę po kolejnej niewykorzystanej sytuacji. Co się stało z Hiszpanem, który podczas 101 meczów w Valencii strzelił aż 59 bramek, a doliczając występy w Getafe w czterech kolejnych latach zdobywał co najmniej 20 goli na sezon? Dlaczego w Anglii wciąż mu nie idzie? Czy na jego karierze w Tottenhamie trzeba już położyć krzyżyk, a Mauricio Pochettino spróbuje w styczniu kolejnego zajazdu na Southampton, skąd wyciągnął właśnie cenionego szefa skautów Paula Mitchella, i kupi Jaya Rodrigueza?

Istnieje oczywiście odpowiedź banalna i często w takich razach powtarzana: wielu napastników w trakcie udanej skądinąd kariery wpada do podobnego dołka. Starają się, jak mogą, dochodzą do pozycji, strzelają, ale nic z tego nie wynika. Przechodzą trudne chwile w życiu prywatnym (żona Soldado niedawno poroniła), nie sprzyja im chaos w klubie (w ciągu krótkiego wszak pobytu w Londynie Hiszpan pracuje już z trzecim trenerem). W przypadku Soldado długo można było zresztą mówić, że poza pechem przed bramką gra dobrze: że znakomicie uczestniczy w rozegraniu, że widzi więcej niż np. Adebayor i jest o niebo lepszy technicznie niż Kane (ten zdecydowanie do dołka nie wpadł, przeciwnie: udaje mu się wszystko…). Że asystuje przy golach kolegów (pięć razy w w poprzednim sezonie), i to nieraz na sposób wizjonerski: wciąż mam przed oczami, jak podaje do Adebayora w pierwszym meczu pod Timem Sherwoodem, z Southamptonem. Teraz widać jednak, że presja, jaka na nim ciąży – presja, żeby wreszcie do cholery coś strzelić – wpływa także i na ten aspekt jego gry. Polując na bramki, Soldado zaczyna się spieszyć: podejmuje złe decyzje i traci partnerów z oczu – w tym sezonie zanotował tylko jedną asystę.

Ale istnieje odpowiedź bardziej skomplikowana – że mianowicie system, jaki próbuje zaprowadzić w Tottenhamie Mauricio Pochettino (i jaki stosował również Andre Villas-Boas), nie sprzyja wydobyciu z Hiszpana tego, co najlepsze. W czasach pobytu w Valencii Soldado był lisem pola karnego, w wielu przypadkach po prostu dostawiając nogę do piłki zagranej ze skrzydła, czyhając na dobitki i błąd obrońców. W Tottenhamie, gdzie odwróceni skrzydłowi zazwyczaj schodzą do środka, a boczni obrońcy – Naughton i Rose – dośrodkowują fatalnie, gra skrzydłami szwankuje (zwłaszcza na White Hart Lane, które – jak wiadomo – jest jednym z węższych boisk w Premier League). Jako jedyny napastnik Soldado jest boleśnie izolowany, często gra tyłem do bramki i trudno mu wejść w pole karne (stąd tak często próbuje strzałów z dystansu). Owszem: próbuje wybiegać na pozycję, owszem: czeka na prostopadłe podania, ale zanim np. robiący kolejne kółeczko Dembele zdecyduje się zagrać piłkę w jego kierunku, obrońcy będą już tego świadomi i zdążą go odciąć od podania.

Mówiąc jeszcze inaczej: Soldado jest kiepski, bo cały Tottenham jest kiepski. Grajcie szybciej i szerzej, dajcie mu więcej podań, a zacznie strzelać bramki.

3 komentarze do “Soldado saudade

  1. ~pajacyk

    Ech, Roberto. Zabrakło Ci trochę cierpliwości na Mestalla. Trzeba było jeszcze rok wytrzymać w biednej Valencii i teraz ją wspólnymi siłami odbudowywać z Limem? 😉
    Coś w tym, o czym napisał p. Michał, jest. Ale wszystkiego się tymi argumentami nie wyjaśni. Moim zdaniem w futbolu są rzeczy niewytłumaczalne. Tak jak niewytłumaczalne było załamanie Kaki w Realu czy Torresa w Chelsea… Taki jest 'urok’ futbolu.
    Pamiętam Soldado z Valencii. Strzelał tam bramki z jednej strony niesamowite (np. fantastyczny wolej z Atletico) a z drugiej banalne (piszczelem z metra do pustej). A na WHL (prawie) nic mu nie wpada…
    Prawdopodobnie, jak tylko zmieni klub znów zacznie strzelać…

    Odpowiedz
  2. ~pajacyk

    Hehe, jak przeglądałem wyniki w niedzielny wieczór, to od razu pomyślałem o „klątwie komentatorów” (w moim przypadku komentatora bloga ;-).
    Choć na swoją obronę napiszę, że wspomniani przez mnie w poprzednim wpisie Kaka i Torres kilka niezłych meczów w Realu i Chelsea też zagrali. Jak to mówią: „jedna jaskółka…”
    Ale mam nadzieję, że Soldado faktycznie się odblokował i że zacznie regularnie strzelać jeszcze dla Spurs a nie dopiero po transferze. Mimo tego, że opuścił Valencię w trudnym momencie, czuję do niego sympatię. A i Tottenham to klub, za którego delikatnie trzymam kciuki w PremerLeague – zawsze bardziej mnie pociągały zespoły z drugiego szeregu z aspiracjami dołączenia do tych najlepszych…

    Odpowiedz

Skomentuj ~pajacyk Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *