Wiadomości o śmierci Alexa Fergusona okazały się mocno przedwczesne. Oczywiście we wskrzeszeniu zacnego staruszka ważną rolę odegrał sędzia dzisiejszych derbów Manchesteru, Chris Foy. Nie żeby dało się powiedzieć jednoznacznie, iż jego decyzja o wyrzuceniu z boiska najlepszego obrońcy gospodarzy Vincenta Kompany’ego była skandalicznym błędem (w końcu kapitan MC atakował rywala dwiema wyprostowanymi nogami), ale wielu sędziów w podobnej sytuacji poprzestałoby na żółtej kartce albo wręcz… puściłoby grę, bo Belg czysto wygarnął piłkę.
Równocześnie jednak wiadomości o przełamaniu kryzysu MU również okazały się mocno przedwczesne. Oczywiście, wygrali na boisku najgroźniejszego rywala, ale z każdą minutą drugiej połowy coraz rozpaczliwiej bronili wyniku przed dziesięcioma rywalami, a zespół Roberto Manciniego, ryzykownie ustawiony podczas tych 45 minut w systemie 3-4-2, w końcówce był o włos od wyrównania (Lindegaard po rzucie wolnym Kolarowa wypuścił piłkę przed siebie, ale nie znalazł się nikt, kto zdołałby wepchnąć ją do siatki). Natychmiast przypomniał mi się mecz sprzed ośmiu lat, kiedy Tottenham w Pucharze Anglii prowadził do przerwy z grającym w dziesiątkę MC 3:0, żeby przegrać 3:4, ale MU to jednak nie Tottenham – aż tak źle nie było.
Wiadomości o przełamaniu kryzysu okazały się przedwczesne, bo United ani nie zaczęło, ani nie skończyło tego meczu dobrze, a błędów popełnionych przez bramkarza, obrońców i pomocników było co niemiara. Lindegaard nie wydawał się pewniejszy od de Gei (a może, hm, z emerytury wróciłby van der Sar, skoro udało się ze Scholesem?), Ferdinand dawał się ogrywać Aguero, Evra źle się ustawiał, Smalling i Jones kiksowali, Nani był bez formy, a Carrickowi i Giggsowi jak brakowało szybkości w ostatnich miesiącach, tak rzecz jasna brakowało im i dzisiaj. Fenomenalna główka i ciężka praca między dwoma polami karnymi Rooneya oraz wolej i ruchliwość Welbecka, wsparte – powtórzmy – kontrowersyjną decyzją sędziego tym razem wystarczyły, ale nie przysłoniły kłopotów sir Alexa, związanych w ogromnej mierze z kontuzją klasowego stopera oraz brakiem klasowego bramkarza i klasowego środkowego pomocnika.
W tej ostatniej kwestii na osobny akapit zasługuje powrót do składu MU Paula Scholesa. Romantyczne to było, nie powiem, a wyznanie Wayne’a Rooneya, że koledzy z drużyny o wszystkim dowiedzieli się dopiero, gdy rudzielec pojawił się w szatni na Etihad Stadium, dodało sprawie pikanterii. Jednak podjęta dziesięć minut po wejściu Scholesa na boisko decyzja o wpuszczeniu także Andersona pokazała, że plan się nie powiódł: 37-latek nie uspokoił gry w środku, nie zapewnił dodatkowej asekuracji, w większości przypadków podawał do najbliższego, a błędy, jakie popełnił, źle przyjmując piłkę i niecelnie podając, mogły się zakończyć i w jednym przypadku rzeczywiście się zakończyły golem dla gospodarzy. Tak jest, ta drużyna na gwałt potrzebuje piłkarza klasy Paula Scholesa – ale Paula Scholesa młodszego o ładnych parę lat. Jakby nie było mało plotek o Sneijderze, dziś kolejny raz pojawiły się pogłoski, że latem na Old Trafford pojawi się Modrić… No ciekaw jestem bardzo decyzji Chorwata, zwłaszcza jeśli miałby ją podjąć w momencie, gdy Tottenham zająłby drugie, a MU trzecie miejsce w tabeli.
W sumie: fantastyczne widowisko, magia pucharu, jeszcze jedne pamiętne derby itd. Szkoda, że w tak ogromnej mierze dzięki błędom. Chris Foy nie tylko mógł nie wyrzucać Kompany’ego, ale także powinien w końcówce dać City karnego za rękę Jonesa, a wcześniej karnego lub rzut wolny na linii pola karnego za faul Kolarowa na Valencii; o bramkarzu MU i Scholesie była już mowa – żeby tyle nie wybrzydzać dodajmy dla równowagi, że główka Rooneya była zaiste przepiękna, podobnie jak rzuty wolne Kolarowa; że Rooney błyszczał po słabym występie w Newcastle, że świetnie grali Milner, Aguero czy Richards…
A, i jeszcze jedno: przy wyjeździe braci Toure na Puchar Narodów Afryki i czteromeczowej dyskwalifikacji Kompany’ego (to już jego druga czerwona kartka w tym sezonie; pytanie oczywiście, czy MC nie będzie apelowało i czy apelacja się nie powiedzie?) oraz kontuzji Balotellego i Dżeko, Roberto Mancini powinien chyba ruszać na zakupy.