„Ma głowę gdzie indziej”, „jego stan psychiczny nie predestynował go do gry”, „mentalnie nie był przygotowany do występu”, „media i agenci kompletnie pomieszali mu we łbie” – te i podobne tłumaczenia słyszymy w ostatnich tygodniach i latach aż za często. Żeby nie szukać daleko – Saidi Berahino, którego trener odsunął od gry w dzisiejszym meczu WBA przeciwko Chelsea (a mało, cholera, brakowało, żeby i tym razem Tony Pulis urwał punkty Jose Mourinho…), czy David de Gea, trzymany poza składem Manchesteru United od początku sezonu. Nicolas Otamendi, proszący sztab szkoleniowy Valencii o zwolnienie z treningów przed transferem do MC. Raheem Sterling, odmawiający udziału w przedsezonowym tournée Liverpoolu. Morgan Schneiderlin, już przed rokiem próbujący wymusić od zarządu Southamptonu zgodę na odejście. Przykłady można mnożyć, mnie najmocniej w pamięć wrył się Dymitar Berbatow, absentujący się od gry w Tottenhamie przed rekordowym transferem do MU. Czytaj dalej
Archiwum kategorii: Premier League
Czy Mourinho to mutant (polemika z przyjacielem)
Myślałem, że nie wrócę już do awantury, jaką Jose Mourinho zrobił Evie Carneiro, ale przeczytałem właśnie w „Gazecie Wyborczej” felieton mojego znakomitego kolegi i osobistego przyjaciela Rafała Steca, z którego zasadniczą myślą muszę się ze smutkiem nie zgodzić.
Najpierw co do faktów, o które damy i dżentelmeni nie powinni się spierać: w tej części tekstu Rafała, która zawiera relację z samego incydentu podczas meczu ze Swansea, brakuje mi istotnej kwestii, a mianowicie tego, że Carneiro i Jon Fearn (nie Fearne, jak stoi w „Gazecie”) wbiegli na boisko zawezwani przez sędziego Michaela Olivera. Innymi słowy: nie mogli zachować się inaczej, a znajomość czy nieznajomość piłki nie ma tu nic do rzeczy. Czytaj dalej
Lipcowa Chelsea
Jak na spotkanie Chelsea z Manchesterem City było zaskakująco ciekawie. I to (żebyśmy się dobrze zrozumieli) ciekawie nie tylko dla taktycznych maniaków, i nie tylko dla wydawców okołopiłkarskich bulwarówek, co to żyją głównie z pisania o obyczajowych skandalach, bójkach między piłkarzami albo kłótniach między trenerami. To znaczy owszem: i jedni, i drudzy również mieli okazję się dziś pożywić – albo dyskutując np. o roli Ramiresa, którego obecność na boisku miała działać tonująco na Sterlinga; albo mówiąc o nieobecności Evy Carneiro i interwencjach sztabu medycznego w końcówce pierwszej połowy, o potencjale awantury między Diego Costą a nieźle radzącymi sobie z nim obrońcami gospodarzy, wreszcie: o kolorze kartki dla Fernardinho.
Było zaskakująco ciekawie, bo toczyło się w sposób zaskakująco otwarty, a w związku z tym nie przypominało na przykład ubiegłorocznych partii szachów, rozgrywanych przez Mourinho z „panem Pellegrino”. Czy fakt, że Chelsea pozwalała rywalom na aż tak wiele, był zgodny z zamysłem jej menedżera, pozwalam sobie jednak wątpić – że było wręcz przeciwnie, świadczy również zmiana dokonana już w przerwie: pierwszy raz w historii jego meczów pod Mourinho musiał zejść z boiska, ustępując miejsca Kurtowi Zoumie, kapitan drużyny John Terry. „Uznałem, że z Kurtem – najszybszym z obrońców, jakich mam do dyspozycji – będziemy mogli bronić się wyżej przeciwko próbującemu grać z kontry MC” – wyjaśniał potem menedżer Chelsea. Czytaj dalej
David Silva, wyznanie
Spokojnie, to tylko jeden mecz. W dodatku mecz, podczas którego – wbrew temu, co sugeruje wynik 0:3 dla gości – piłkarze West Bromwich wiele razy z łatwością przedostali się przez środek Manchesteru City. I podczas którego obrona MC bynajmniej nie sprawiała wrażenia solidnej (ten Mangala, źle się ustawiający i dający się przeskakiwać Lambertowi; ten kompletnie nieasekurujący jej, zbyt często przekraczający przepisy Fernardinho – żółtą kartkę dostał, łobuz, dopiero po czwartym faulu). Poprzedni sezon, o ile pamiętam, też zaczynali imponująco, od wygranych z Newcastle i Liverpoolem, a skończyli podwójnie rozczarowani – niepowodzeniem w Champions League i oddaniem mistrzostwa Chelsea. Żadne z zastrzeżeń na ich temat nie znika, ale skoro już to wszystko powiedziałem, to mogę się wreszcie pozachwycać.
O Yayi Toure – że znów wygląda, jakby był należycie przygotowany do sezonu i jakby znów mu się chciało grać dla tego klubu – napiszą pewnie inni. Podobnie jak o szybkości Raheema Sterlinga, który doprawdy zgrzeszył, nie wykorzystując fantastycznego podania z głębi pola w pierwszej połowie, pozwalającego mu znaleźć się sam na sam z bramkarzem. I o Kolarovie, którego wejść lewą stroną było tyle, co równoległych zejść do środka wspomnianego Sterlinga. O Davidzie Silvie oczywiście napiszą również, ale mam nadzieję, że przebiję ich w intensywności westchnień. Czytaj dalej
Szalenie rozczarowujący początek
Gdyby nie Tottenham, można by pomyśleć, że w Premier League zmieniło się wszystko.
No bo zważcie: Chelsea strzela przeciwnikom dwa gole, niby normalka, a przecież aż dwa traci, dwukrotnie daje sobie wydrzeć prowadzenie i kończy mecz w dziesiątkę po czerwonej kartce Courtois, Mourinho zaś, zamiast tradycyjnie krytykować sędziego, krytykuje ekipę medyczną, która wbiegając na boisko w końcówce, żeby zająć się Hazardem, de facto powoduje, że drużyna musi grać w dziewiątkę, bo Belg musi zejść za linię boczną (żeby zaś jeszcze zostać na chwilę przy tym meczu: Diego Costa jest zdrowy, a Branislav Ivanović nie jest w stanie poradzić sobie z szarżującym po jego stronie skrzydłowym – będącym skądinąd najlepszym graczem tej kolejki Jeffersonem Montero, przy którym Eden Hazard wydawał się blady jak beszamel przy putanesce). Arsenal, ten napakowany gwiazdami Arsenal, w dodatku z od lat niezawodnym Petrem Cechem w bramce, przegrywa u siebie z West Hamem po błędach tegoż Cecha – czy w czyjejkolwiek głowie, może poza głową Wojciecha Szczęsnego, mógłby się narodzić taki scenariusz? A kto by się spodziewał, że Arouna Kone strzeli gola dla Evertonu? Że Watford będzie o włos od sensacji w debiucie, choć w wyjściowej jedenastce postawi na przedstawicieli… jedenastu różnych nacji. Że Leicester, z fantastycznym Myhrezem na skrzydle i grając piękny futbol zmiażdży Sunderland, choć przecież pod Claudio Ranierim miało to wyglądać o wiele gorzej (inna sprawa, że z parą stoperów Kaboul-Coates Dick Advocaat daleko nie zajedzie)? Że sędzia (podczas meczu Norwich-Crystal Palace) będzie w stanie unieważnić gola przewrotką, bo zaniepokoi go zbyt wysoko uniesiona noga Camerona Jerome’a – no a jak inaczej, do cholery, można strzelić bramkę przewrotką, niż wysoko unosząc nogę?! Czytaj dalej
Przewodnik po Premier League, v. 15/16
Czy Chelsea obroni tytuł? Czy na tron po kilku latach chudych może wrócić najlepiej i najdrożej kupujący tego lata Manchester United? Czy ustabilizowany skład Arsenalu zdoła wreszcie wyjść z cienia rywali? Czy Manuel Pellegrini dotrwa do końca sezonu na posadzie trenera Manchesteru City? A co z Brendanem Rodgersem, kolejny raz osłabionym po spektakularnym odejściu czołowego piłkarza i kolejny raz wspartym na rynku transferowym przez chwalebnie cierpliwych właścicieli Liverpoolu? I w końcu Mauricio Pochettino: ile będzie w stanie osiągnąć z drużyną opartą na wychowankach, bez szczęśliwie oddanych do innych klubów, uprzednio przepłaconych biedanastępców Garetha Bale’a? A czyhający za ich plecami Garry Monk, Alan Pardew, Roberto Martinez, Mark Hughes, Ronald Koeman (kolejność nazwisk przypadkowa), wszyscy zasileni pieniędzmi z rekordowego w historii Premier League kontraktu telewizyjnego, co natychmiast spowodowało, że zdolna młodzież zaczęła przenosić się ze słonecznych plaż Katalonii do wietrznego Stoke? A młodsi zdolniejsi wśród menedżerów, Eddie Howe i Alex Neil – czy mają szansę poradzić sobie lepiej od zbliżających się do emerytury Claudio Ranieriego i Dicka Advocaata? Czytaj dalej
Mourinho-Wenger, do czternastu razy sztuka
Bardziej zależało oczywiście Wengerowi – dla Mourinho był to jednak jeszcze jeden sparing, w którego trakcie, zważywszy na statystykę jego trzynastu poprzednich spotkań z Arsenalem w ciągu blisko jedenastoletniej już rywalizacji, niczego udowadniać nie musiał. Siedem porażek, sześć remisów i ani jednej wygranej, „gdybym miał podobne statystyki, poważnie bym się zastanawiał nad przyczynami” – mówił jeszcze w piątek trener Chelsea, sugerując, że jego stary przeciwnik może mieć przed spotkaniem z nim rodzaj psychicznej blokady. Zaczynamy więc sezon tam, gdzie kończyliśmy poprzedni, ze świadomością, że napędzający Mourinho duch rywalizacji nie zdradza oznak słabnięcia. Podobnie zresztą, jak uraz Francuza, który również ani myślał podać na Wembley rękę Portugalczykowi.
O tym, że wynik meczu o Tarczę Wspólnoty niewiele mówi na temat zbliżającego się sezonu, dobitnie przypominają poprzednie starcia. Rok temu Arsenal popisowo ograł Manchester City, a sam sezon ligowy zaczął nienajlepiej, by zakończyć go za plecami MC w tabeli; przed dwoma laty David Moyes od zwycięstwa nad Wigan i zdobycia Tarczy Wspólnoty zaczynał swoją, pożal się Boże, pracę w Manchesterze United. „Trochę ważniejszy niż zwykły sparing, ale mniej ważny niż zwykły mecz ligowy” – skwitował Mourinho. Wenger byłby z pewnością innego zdania. Czytaj dalej
Liverpool: niejedno pożegnanie
I znaleźliśmy się w wieku, trudna rada, że się człowiek przestał dobrze zapowiadać – mógłby śpiewać Steven Gerrard, bo o jego pożegnaniu z Premier League było dziś najgłośniej. Ale za to z drugiej strony cieszy się, że się również przestał zapowiadać źle, jak nie przymierzając wojujący z władzami najważniejszego klubu jego życia Raheem Sterling. Czy bez kapitana Liverpoolu (ale też bez Franka Lamparda, Didiera Drogby, Brada Friedela, Jussi Jaskalainena, Sylvaina Distina) nasza ukochana liga stanie się pusta i szara, jak nie przymierzając nasze życie bez niej w ciągu najbliższych trzech miesięcy? Pisałem już masę razy, że w świecie kibica liczą się wyłącznie czas przeszły i przyszły: żyjemy pięknymi wspomnieniami i fantazjujemy o przyszłości; wspominamy (jeśli już trzymać się przykładu Liverpoolu), jak Gerrard przed dziesięcioma laty przewodził swojej drużynie w trakcie niezapomnianego meczu w Stambule, i czekamy jak rozwinie się talent Jordona Ibe’a – bo przecież nie Raheema Sterlinga… Czytaj dalej
Cztery piłkarskie refleksje w powyborczy poniedziałek
Żeby polska polityka wyglądała tak, jak angielska piłka
Żeby czas przed drugą turą kampanii wyborczej wyglądał tak, jak sobotni mecz na Stamford Bridge: żeby odwieczni rywale, po miesiącach, ba: latach ostrej rywalizacji, opowiadali o sobie z podobnym szacunkiem, jak Jose Mourinho o Stevenie Gerrardzie i Steven Gerrard o Jose Mourinho. „Jest najlepszym trenerem na świecie i podpisałbym z Chelsea umowę ze trzy razy, gdybym nie był fanem Liverpoolu” – mówił Gerrard, Mourinho zaś cieszył się, że kapitan rywali schodząc z boiska otrzymał owację na stojąco także od fanów gospodarzy, wcześniej zaś mówił o swoim wymarzonym trójkącie Makelele-Lampard-Gerrard w środku pomocy Chelsea. A jeszcze zanim mecz się zaczął, drużyna Liverpoolu utworzyła szpaler na cześć tegorocznych mistrzów Anglii… doprawdy, kiedy czasem słyszę z ust naszych dziennikarzy politycznych metaforykę sportową, myślę, ile jeszcze mogliby się dowiedzieć o tym świecie (albo ile mogliby się dowiedzieć nasi „gracze”), gdyby wyszli poza mówienie o klęskach i triumfach, okiwaniu i zmiażdżeniu rywala, taktyce i brutalnym faulu.
Żeby trener był trenerem
„Jestem najlepszym trenerem w Premier League” – mówił John Carver w środku ubiegłego, niewątpliwie najtrudniejszego w swojej dotychczasowej karierze tygodnia. Niewykluczone nawet, że miał rację, tylko że nie byłby w takim razie pierwszym człowiekiem (Brian Kidd jest tu świetnym przykładem), którego kompetencje trenerskie nie przekładają się na umiejętności menedżerskie. Newcastle utrzyma się chyba w ekstraklasie, bazując na zdobyczy punktowej wywalczonej w pierwszej fazie sezonu przez Alana Pardew – sam Carver w miniony weekend, remisując u siebie 1:1 z West Bromwich Albion (co samo w sobie nie jest jakimś oszałamiającym sukcesem dla żadnego menedżera pracującego w Anglii), przerwał katastrofalną serię ośmiu porażek z rzędu. Faktem jest jednak, że rzeczy, które działy się w Newcastle ostatnimi czasy, robią wrażenie nawet na ludziach przyzwyczajonych do tego, że podczas ośmioletnich rządów Mike’a Ashleya normalność była raczej luksusem. Po ubiegłotygodniowej porażce z Leicester pozujący na „żelaznego kanclerza” Carver oskarżył obrońcę Mike’a Williamsona, że unikał walki, a potem specjalnie postarał się o czerwoną kartkę – fatalny sygnał i dowód kompletnego niepanowania nad drużyną; nieprzypadkowo, sądzę, w opublikowanym jeszcze przed meczem liście otwartym-apelu o wsparcie kapitana drużyny Fabricio Collociniego do kibiców nazwisko Carvera się nie pojawia. W styczniu właściciel nie wzmocnił drużyny choćby jednym napastnikiem, potem zaś pozwolił na wielotygodniową agonię pod tymczasowym trenerem (niedawna próba zastąpienia Carvera Stevem McClarenem była absurdalnie spóźniona)… O Newcastle zawsze myślę jako o klubie za wielkim i za dobrym, żeby spaść, ale tegoroczne wyniki wyborcze polskiej lewicy pokazują, że takich zwierząt nie ma.
Żeby antysystemowość była prawdziwa
„Nie mam pojęcia, dlaczego zaczęliśmy nagle grać tak dobrze” – mówi menedżer Leicester Nigel Pearson, który, jak wszystko na to wskazuje, utrzymał swój zespół w ekstraklasie. Już w sierpniu typowani do spadku, od grudnia do kwietnia byli na ostatnim miejscu w tabeli, nikt w nich nie wierzył, w Match of the Day byli zwykle ostatni, a oni z siedmiu ostatnich spotkań wygrali sześć, niemal nie tracąc bramek, Pearson zaś został wybrany menedżerem miesiąca jako pierwszy szkoleniowiec Leicester od piętnastu lat. Jeśli ktoś chce mówić o kandydatach czy drużynach antysystemowych, niech spojrzy na prostą, pooraną zmarszczkami twarz 51-letniego Anglika, niech przypomni sobie jego występy na scenie, pardon: na boisku, niech posłucha, jak wchodzi w zwarcia z dziennikarzami „reżimowych telewizji” (przykłady tu i tu) – będzie miał narrację jak znalazł.
Żeby wrócił
A i tak Harrym Redknappem tegorocznych wyborów w Polsce okazał się Donald Tusk. Queens Park Rangers spada, ale jego przecież nikt nie może winić.
Niektóre, bo przecież nie wszystkie powody zdobycia przez Chelsea mistrzostwa Anglii (notatka)
Ciągłość
Drużyna mistrzów, której trzon został nauczony wygrywania jeszcze podczas pierwszego pobytu w klubie przez Jose Mourinho. Związany z klubem i z trenerem John Terry, ale także siedzący na ławce i niezawodni po wejściu na boisko Didier Drogba (gole z MU i Tottenhamem), Petr Cech (6 występów i 5 czystych kont!), a nawet wprowadzany na murowanie bramki w końcówkach trudnych spotkań John Obi Mikel, to tylko niektóre przykłady tego, że dobrze mieć w klubie zawodników zakorzenionych. Byle nie (patrz pod MC) za dużo.
Zmiana
Już w poprzednim sezonie brakowało niewiele – a konkretnie (jak by powiedział Dariusz Szpakowski) skuteczności. Przełomem okazało się przyjście Diego Costy i Cesca Fabregasa: grający przed rokiem jako główny napastnik Fernando Torres w 28 meczach strzelił tylko 5 goli, a Diego Costa w tym roku zdobył ich 19; o liczbie asyst i prostopadłych podań jego kolegi z reprezentacji w pierwszej fazie sezonu pisywaliśmy tu niemal co tydzień.
Rozkwit
Piłkarz roku: najczęściej faulowany, najczęściej dryblujący, najczęściej kreujący szanse kolegom, ośmiokrotnie asystujący zdobywca aż czternastu goli Eden Hazard. Trudno się dziwić plotkom o jeszcze jednym rekordzie transferowym Realu.
Tarcza
Wraz z najlepszymi w lidze obrońcami i niemal bezbłędnymi (no, Courtois zapamięta Charliego Adama na całe życie…) bramkarzami, przerywający akcje rywali w środku pola Nemanja Matić pozwolił Chelsea zakończyć aż 17 meczów z czystym kontem – to najlepszy wynik w lidze, niejedyny, jeśli idzie o tegoroczne statystyki.
Pan Ważne Gole
Branko Ivanović na prawej obronie – i pod bramką rywali, co było możliwe dzięki wsparciu na swojej flance zawsze czujnego w defensywie Williana. Nie tylko w Premier League bano się, że po główkach czy strzałach Serba piłka w końcu trafi do siatki.
Kapitan
Znakomity, może najlepszy w karierze sezon – i komplet występów w Premier League – Johna Terry’ego. Zaprawdę, poza Stamford Bridge kibice mają powody, żeby go nie lubić – bo w cichości ducha marzą o tym, żeby ich zespół również miał takiego lidera. To się nazywa świecić przykładem.
Plan A
Po prostu nic tu nie było dziełem przypadku. W momencie drugiego przyjścia na Stamford Bridge Jose Mourinho mówił, że aby sięgnąć po mistrzostwo kraju będzie potrzebował dwóch lat. W pierwszym sezonie przyglądał się, próbował i wyciągał wnioski, latem dokonał błyskawicznych transferów (także pozbywając się z klubu zawodników niechcianych i bilansując budżet), by na kolejne rozgrywki mieć już jasną koncepcję pierwszej jedenastki, z której aż sześciu piłkarzy: Costa, Hazard, Matić, Cahill, Terry i Ivanović, znalazło się w drużynie sezonu wybieranej przez kolegów ze związku zawodowego piłkarzy (nawiasem mówiąc, zmieniając nieco ustawienie można by w niej znaleźć miejsce i dla Fabregasa).
Plan B
Kurt Zouma w drugiej linii. Loic Remy wprowadzany do pierwszej linii (i przynoszący drużynie 9 goli). Ofensywny futbol, dominacja, przewaga w posiadaniu piłki albo przeciwnie: kompletne oddanie inicjatywy rywalom i skazanie ich na męczarnie do pierwszego skutecznego kontrataku. Byle nie oddać prowadzenia w tabeli.
Porażki
W drodze po tytuł błogosławione wpadki w bojach o Puchar Anglii i Ligę Mistrzów. W najważniejszym momencie sezonu – wiosną – grali już tylko cztery-pięć meczów miesięcznie, kiedy w grudniu i styczniu – aż osiem.
Medycyna
W odróżnieniu do pozostałych rywali (MC długo bez Kompany’ego, Silvy, Aguero, Nasriego, Arsenal bez Ozila czy Walcotta, Liverpool bez Sturridge’a, MU z nieustającym szpitalem), minimalna liczba kontuzji – co przy wąskiej stosunkowo kadrze (13 graczy z co najmniej 20 meczami w Premier League) musi robić wrażenie.
Rywale
Tu za dużo zmian, tam za mało, tu kiszące się zbyt długo we własnym sosie starzejące się gwiazdy MC, tam zbyt długo rozpędzające się po zmianie trenera MU, „prawie” Arsenal i Liverpool bez Suareza – mistrzostwo dla Chelsea także jako efekt słabości konkurencji. W przyszłym roku będzie trudniej.
Styl
Powiecie, że „nudna, nudna Chelsea”, bo tyle tych 1:0? To przypomnijcie sobie, jak gromili rywala za rywalem w pierwszej połowie sezonu, sprawdźcie, ile drużyn strzeliło więcej bramek (dla ułatwienia: jedna) i ile ma ich gorszą różnicę (dla ułatwienia: żadna). Owszem, w ostatnich miesiącach najważniejszy był wynik, wcześniej jednak wynik osiągano w stylu oszałamiającym. A że drużyna Arsene’a Wengera od ponad ośmiu godzin nie potrafi strzelić Chelsea bramki, z podopiecznymi Mourinho nie wygrała zaś ani razu? No faktycznie, to może być nudne.
Trener
No sami wiecie. Wyjątkowy, cholera jasna.