Najlepszym podsumowaniem tego występu Tottenhamu była sytuacja z 92. minuty, kiedy piłkarze Bayeru Leverkusen po raz nie wiem już który założyli pressing na połowie gospodarzy, po raz nie wiem już który nie pozwalając wyprowadzić składnej akcji. Pressing w 92. minucie – oczekiwalibyśmy raczej, że na coś podobnego zdobędą się dążący do wyrównania piłkarze z White Hart Lane (dziś gościnnie na niegościnnym dla nich Wembley)…
Nic z tych rzeczy. Szósty mecz w ciągu dziewiętnastu dni okazał się zbyt trudnym zadaniem. Rywal był oczywiście niezwykle wymagający i oczywiście w Tottenhamie brakowało Kane’a, Alderweirelda i Lameli, zaś w pierwszej połowie musiał zejść jeszcze Dembele, ale mimo wszystko trudno to uznać za usprawiedliwienie. Tak słabo grającej, tak unikającej odpowiedzialności, tak niezorganizowanej tej drużyny nie widziałem jeszcze za kadencji Mauricio Pochettino: bez serc, bez ducha, bez siły w nogach i bez pomysłu na grę. Jakby coś się zatarło w sprawnie funkcjonującej przez tyle miesięcy maszynce, albo jakby piłkarze przestali wierzyć w sensowność koncepcji trenera, chociaż nie: to za daleko idące hipotezy. Myślę, że wystarczy powiedzieć, że na tym etapie sezonu drużynę dopadł kryzys formy, mający wiele wspólnego, niestety, z jej przygotowaniem fizycznym. Czytaj dalej

