Archiwa tagu: Ferguson

Luka na Lukę

Wiele musiało się złożyć na ten sukces Realu. Po pierwsze, oczywiście, decyzja sędziego o wyrzuceniu z boiska Naniego. Decyzja krzywdząca: Portugalczyk wprawdzie trafił rywala wysoko uniesioną nogą, co można było zinterpretować jako niebezpieczne zagranie, ale żółta kartka byłaby w tym przypadku karą wystarczającą. Po drugie, skoro już przy tym jesteśmy, decyzja sir Alexa o wystawieniu w tak ważnym meczu niemal niegrającego ostatnimi miesiącami Naniego: chciał się chłopak pokazać, miał poczucie, że gra o swoją przyszłość, no i przeszarżował – to wejście było mimo wszystko (czyli mimo błędu sędziego) niepotrzebne.

Po trzecie, fantastyczny gol zawodnika, którego okrzyknięto już w Hiszpanii najgorszym transferem sezonu. Luka Modrić nie przebił się dotąd do pierwszego składu Realu, grał ogony, na treningach chodził ze spuszczoną głową, niektórzy już widzieli go wypożyczonego z powrotem na Wyspy… Typowa zagrywka złośliwego futbolowego demiurga: najważniejszego jak dotąd gola w sezonie dał Królewskim piłkarz, który w Tottenhamie strzelał bramki rzadko (choć zdarzały się równie efektowne) i który miał mnóstwo powodów, żeby w takim momencie szukać raczej jeszcze jednego podania. Jeśli mam poczucie, że w ostatnich dniach napisał się kolejny rozdział fascynującej biografii również spisywanego na straty Jose Mourinho, to także dlatego, że niemal natychmiast po czerwonej kartce Naniego wydelegował do gry Chorwata. Niezależnie od pięknego gola: właśnie dzięki Modriciowi akcje Realu zaczęły się zazębiać. Bóg futbolu lubi takie historie. Podobnie jak to, że kolejnym bohaterem Realu został rezerwowy bramkarz. I to, że swoich dawnych kolegów ostatecznie pognębił Cristiano Ronaldo.

Idźmy dalej. Na sukces Realu musiała się złożyć choroba Tito Vilanovy i zadyszka Barcelony pod wodzą Jordiego Roury: Kastylijczycy po sukcesie w Pucharze Króla przyjechali na Old Trafford z wiarą, że ten sezon nie jest jeszcze stracony… Nie jestem natomiast pewien, czy na sukces Realu złożyła się nieobecność w pierwszym składzie MU Wayne’a Rooneya – jedno z „tych” rozstrzygnięć sir Alexa Fergusona, po których obdarzeni co lepszą pamięcią dziennikarze wspominają, jak w wielkich meczach Szkot zaczynał sadzać na ławce Beckhama czy van Nistelrooya, by następnie bez sentymentów pozbywać się ich z drużyny. Rzecz w tym, że taktyka MU na mecz z Realem wydawała się optymalna, a jej realizacja bez Rooneya nie budziła zastrzeżeń. Że Manchester United będzie grał z kontry, było jasne – tak samo jak to, że będzie zagrażał Realowi przy stałych fragmentach gry. Że za plecami van Persiego operuje szybszy od Rooenya Welbeck – również było zrozumiałe. Podobnie jak to, że kluczem do zatrzymania Ronaldo jest wyłączenie z gry Xabiego Alonso (lekcję poglądową, jak się to robi, dał całej Europie Jürgen Klopp z Borussią Dortmund): obskakiwany właśnie przez Welbecka hiszpański rozgrywający podawał głównie do bocznych obrońców, względnie do Khediry. Rooney, jak pamiętamy, nie nadążał za akcjami Realu na Santiago Bernabeu.

Szkoda Giggsa. Na temat Walijczyka układałem przez pierwsze 45 minut całą odę, zachwycony zarówno jego zagraniami z pierwszej piłki, jak umiejętnym zwalnianiem gry. Kiedy było trzeba Giggs potrafił jak przed dwudziestoma laty minąć rywala albo – jak przed laty dziesięcioma – odebrać mu piłkę zdecydowanym wślizgiem. Jeśli dzisiejszy mecz dostarczył mi kolejnego dowodu na okrucieństwo futbolu, to ze względu na Walijczyka właśnie, który w swoim tysięcznym meczu w barwach MU nie zasługiwał na porażkę. Jego zespół kontratakował, jego zespół był nieprawdopodobnie groźny podczas rzutów rożnych, obijał słupki i zmuszał bramkarza do wykazywania się niezwykłym kunsztem; jego zespół objął prowadzenie, kontrolował grę, neutralizował najgroźniejszych zawodników Realu, słowem: zrobił wszystko, co mógł, żeby wyjść z tego dwumeczu zwycięsko. Niestety, po czerwonej kartce Naniego nie mógł zrobić jeszcze więcej: miejsce opuszczone po Portugalczyka musiał wypełnić Welbeck, Xabi Alonso odzyskał swobodę, a chwilę potem w środku pola zrobiła się luka, w której pojawił się Luka… „Wspaniali Anglicy, jaka szkoda, że nie żyją”, jak to kiedyś ujął Marek Bieńczyk.

Sir Alex był zbyt wstrząśnięty, by stanąć przed dziennikarzami, ale sir Alex dał radę. Jose Mourinho powiedział, że lepszy zespół… przegrał, co odebrano niemal jak złożenie podania o pracę na Old Trafford. Chyba jednak za wcześnie: ani Ferguson nie myśli o emeryturze, ani jego zwierzchnicy nie są zachwyceni, myśląc o zatrudnieniu tak kontrowersyjnej postaci, no i Wyjątkowy nadal ma coś do udowodnienia w Madrycie.

Liga Mistrzów na żywo: Real-MU

09.15

Dwie legendarne drużyny. Dwóch legendarnych trenerów. Napisałbym największych, gdyby nie ten trzeci, który zwykł z nimi wygrywać, odpoczywający właśnie w Nowym Jorku przed czekającymi go nowymi obowiązkami w Bawarii. Wielkie gwiazdy, z van Persiem czy Ronaldo. Napisałbym największe, gdyby nie ci trzeci, z Katalonii, którzy zwykli odbierać im ostatnio Złote Piłki. No ale nic, nie ma co narzekać – o tych trzecich (pierwszych?) także będzie okazja napisać. I tak mamy pojedynek, co się zowie. Z podtekstami.

09.25

Podtekst pierwszy: jeszcze paręnaście miesięcy temu napisalibyśmy, że oto obecny menedżer Manchesteru United mierzy się z przyszłym. Dziś już tak nie napiszemy. Po tym, co się stało w Madrycie, i przy całej aurze, którą przyniósł ze sobą do Hiszpanii z Interu, wątpię, by klub z Old Trafford zdecydował się na zatrudnienie Jose Mourinho. Za dużo kontrowersji, za dużo konfliktów i skandali, jak na wizerunek i profil największego klubu Premier League. Jasne: także sir Alex potrafi się pieklić, skrytykować sędziów i zbluzgać dziennikarzy, ale palca do oka rywala dotąd nie wkładał. Zdarza mu się toczyć wojny, ale nie przeciwko wszystkim. I nie są to wojny osobiste, raczej toczone w imię klubu: w przypadku Jose Mourinho „ja” jest zawsze ważniejsze od „my” – a na to w Manchesterze przyzwolenia nie będzie. Już prędzej Mourinho dogada się z Abramowiczem albo poszuka pracy w Paryżu.

Ciekawe, że pisząc to mam wrażenie, iż wszystkie strony w ten sposób coś stracą.

10.00

Podtekst drugi: Hiszpania kontra Anglia, Premier League kontra Primera Division. Niewątpliwie najlepszy klub na Wyspach (najlepszy nie znaczy w tym przypadku: niemający problemów) kontra klub, o którego kryzysie pisze się od miesięcy: z podzieloną szatnią, z trenerem kwestionowanym jak nigdy dotąd, z największym rywalem, którego plecy dawno zniknęły w oddali. Rzecz w tym, że wynik tej konfrontacji wcale nie jest oczywisty. Że mocne strony Manchesteru United, chwilowo wystarczające, by dzielić i rządzić w angielskiej ekstraklasie, mogą nie wystarczyć do zatrzymania „kryzysowego” Realu. Jakie to mocne strony, w przypadku obu drużyn, jeszcze sobie powiemy – na razie zauważmy, że ten dwumecz ocenia się również pod kątem dyskusji o wyższości jednej z lig.

Osobiście uważam, że angielska ekstraklasa przeżywa rok kryzysowy.

10.20

Podtekst trzeci: powrót Ronaldo. Faceta, który wyjeżdżał z Manchesteru PRZED osiągnięciem szczytu swoich możliwości. Faceta, który w Madrycie strzelił 182 gole w 179 występach, notując przy okazji 20 hat-tricków (to właściwie niewiarygodne, że cytuję te statystyki w kontekście człowieka, który przegrywa rywalizację na najlepszego piłkarza świata). Który wyrasta ponad podzieloną szatnię, nie zawraca sobie głowy stratą do Barcelony i wojnami swojego menedżera – który po prostu robi swoje. Czy zdoła go zatrzymać Rafael da Silva, zawodnik, dla którego obecny sezon jest najlepszy w karierze (patrz choćby świetny występ z Evertonem), dojrzalszy, bardziej skoncentrowany, lepiej się ustawiający i niemający już takich skoków adrenaliny jak w pamiętnym ćwierćfinale z Bayernem przed trzema laty? Czy Brazylijczyka będzie wspierał Phil Jones? A może – pyta Daniel Taylor, przypominając taktykę Borussi na mecze z Realem – kluczem będzie nie tyle powstrzywanie szarżującego Ronaldo, co uniemożliwianie jego kolegom podawania piłek w kierunku Portugalczyka?

Innymi słowy: najlepszym sposobem pozostawienia Ronaldo poza grą nie jest ścisłe pilnowanie jego samego, ale ścisłe pilnowanie np. Xabiego Alonso (co w drużynie Jurgena Kloppa robił Gotze). Sposobem drugim jest nie tyle odcięcie Ronaldo od piłek, co pozbawienie go miejsca, w którym mógłby się z piłką rozpędzić; zagęszczenie pola gry na własnej połowie. Tylko że to kompletnie wbrew instynktom, z jakimi Alex Ferguson traktuje piłkę nożną…

10.40

No chyba że Cristiano Ronaldo wyeliminuje dziś sam siebie: spali się emocjonalnie w starciu z klubem, w którym tak naprawdę narodziła się jego gwiazda. Pod okiem tamtego trenera i tamtych kolegów, z którymi przez lata dzielił szatnię i którzy znają jego słabe strony – nie tyle nawet piłkarskie, których w zasadzie nie ma, co emocjonalne – lepiej niż każdy z rywali na Półwyspie Iberyjskim.

Wspominam o tym dla porządku, ale kompletnie w to nie wierzę. Pięć lata temu Ronaldo mógł się spalić przed finałem Ligi Mistrzów w Moskwie. Dziś to kompletnie niemożliwe.

11.00

Alex Ferguson i jego mind games… Czy skoro zapowiada otwartą grę, skoro mówi, że będzie atakował i że mecz z pewnością nie skończy się 0:0, oznacza to właśnie, że zagra asekuracyjnie? Po co atakować Real Madryt, który – tak samo zresztą jak Manchester United – specjalizuje się w kontratakach i gorzej czuje się zmuszony do pedantycznego rozgrywania piłki? Rozumiem, że patrząc w kategoriach dwumeczu warto myśleć o strzeleniu bramki na wyjeździe, ale czy nie łatwiej o nią po uprzednim zagęszczeniu tyłów, nawet z Rooneyem biegającym raczej między rywalami na własnej połowie i czyhającym na szybki atak? Tak, spodziewam się raczej rozsądku niż brawury, raczej ograniczania wolnej przestrzeni na boisku niż jej stwarzania.

Poza wszystkim menedżer MU ma mniej do stracenia: nawet jeśli odpadnie z Ligi Mistrzów, ma wielkie szanse zakończyć sezon z podniesionym czołem i mistrzostwem Anglii, odebranym hałaśliwemu sąsiadowi. Presja nałożona na Jose Mourinho przez klub, przez kibiców i dziennikarzy, przez cały piłkarski świat, ale i przez samego siebie, zaczyna uwierać jak nóż przyłożony do gardła. Zawsze był kunktatorem, umiał planować taktykę nie na jedno spotkanie, ale na dwumecz (albo wręcz: na końcówkę rewanżu)… Boję się powiedzieć głośno: może i on w dzisiejszym spotkaniu postawi przede wszystkim na ostrożność i wyczekiwanie? Widowiska z tego nie będzie, ale Mourinho gra o coś więcej niż widowisko.

11.20

Czasem widowiska stwarzają się same. Także między tymi drużynami. Nie wiem, jak wiele widziałem w Lidze Mistrzów starć bardziej emocjonujących niż dwumecz Real-MU w 2003 roku. 3:1 dla Realu w Madrycie, później pościg MU, powstrzymany przez Ronaldo, tego brazylijskiego oczywiście, i niesatysfakcjonujące Czerwonych Diabłów zwycięstwo 4:3. Roberto Carlos i Michel Salgado sunący bokami, rozegrania w trójkącie Figo-Zidane-McManaman za plecami będącego wówczas w życiowej formie napastnika… Myślę, że dla wielu grających dziś w obu drużynach piłkarzy – dla takiego Modricia na przykład – oglądanie tamtego widowiska było przeżyciem formacyjnym. Czymś, co zapada w pamięć i po czym się myśli: tak, chciałbym kiedyś zagrać w takim spotkaniu.

Była 67. minuta. Zmęczony Ronaldo – człowiek, który pogrzebał nadzieje MU – opuszczał boisko przy owacji na stojąco kibiców z Manchesteru. To z kolei było przeżycie formacyjne dla mnie. Coś z kategorii słuchania „Fields of Athenry” w Gdańsku podczas meczu Hiszpanii z Irlandią. Coś przekraczającego piłkarską plemienność, pokazującego, że są w tym sporcie rzeczy ważniejsze niż wygrana swoich (inna sprawa, że później rezerwowy Beckham strzelił dwa gole, co przy samobóju Helguery dało jeszcze Manchesterowi cień nadziei na cud porównywalny z tamtym monachijskim, z 1999 roku – awansować się nie udało, ale dumę i godność ocalić na pewno).

Nie miałbym nic przeciwko sequelowi.

11.50

Aha, z mojej perspektywy jest przecież podtekst czwarty: Luka Modrić. O ile Cristiano Ronaldo okazał się wart każdego zapłaconego za niego funta, o ile spłacił się Robin van Persie, to droższy przecież od tego ostatniego Chorwat okrzyknięty ponoć został najgorszym transferem obecnego sezonu w Hiszpanii. Przestroga dla Garetha Bale’a, żal Alexa Fergusona, któremu piłkarz tej klasy pasowałby w drugiej linii jak znalazł. Sentymentalny ze mnie dureń: w styczniu, zanim przyspieszono transfer Lewisa Holtby’ego, myślałem po cichutku, że prezes Levy załatwi w swoim partnerskim klubie wypożyczenie grzejącego ławę zawodnika na White Hart Lane…

12.10

Cholera, łapię się na tym, że najbardziej fascynujący w tym wszystkim wydaje mi się on. Wyjątkowy. Człowiek, w czterech czapkach (selekcjonera, trenera, menedżera, ale też manipulatora), że przypomnę cytowanego w „Anatomii zwycięzcy” Andy’ego Roxburgha. Pamiętam radę, którą podzielił się kiedyś z Patrickiem Barclayem znajomy psychoterapeuta, a mówiącą o przeniesieniu w świat sportu pytania, które nieustannie powinien sobie zadawać każdy dziennikarz polityczny: „Dlaczego ten fałszywy sukinsyn mnie okłamuje?”. Pisałem o nim w „Tygodniku” duży tekst, ale było to jeszcze przed tym feralnym sezonem. Z pewnością napiszę kolejny, próbując dociec przyczyn tego, co się stało. Wiem, że fani Realu ze wszystkich sił zaprzeczają pogłoskom o konflikcie w szatni, ale pojedyncze wypowiedzi Casillasa czy Sergio Ramosa raczej nie zostawiają wątpliwości – bardziej zresztą one niż rewelacje dziennika „Marca” o spotkaniu kapitanów klubu z prezesem Perezem i rzekomym ultimatum „albo odejdzie on, albo my”.

Z drugiej strony: to nie jest moment, w którym napięcie między piłkarzami a trenerem będzie dawało znać o sobie. Cel jest zbyt duży. Cel wspólny. Oni też mają coś do udowodnienia. W dodatku w składzie zabraknie kontuzjowanego Casillasa – w tym przypadku może i dobrze, że zabraknie. Jeśli się uda przejść Manchester, a potem następne przeszkody, zapewne nie zmieni to przesądzonego już losu Mourinho i nie przedłuży jego pobytu w Hiszpanii – tak było z Juppem Heynckesem, którego nawet wygrana w Lidze Mistrzów nie uratowała przed zwolnieniem. Ale wszystkim stronom pozwoli otworzyć nowy rozdział. Zachowanie twarzy to nie jest tak mało.

14.30

Przerwałem, żeby popracować w „Tygodniku”. Jeszcze mi trochę zejdzie, ale powrócę tu, bez obaw 😉 W tak zwanym międzyczasie poczytajcie sobie o Ronaldo i van Persiem. Statystyki Holendra pokazują, że Portugalczyk nie powinien być jedynym, na którego temat rozmawiamy.

14.50

A jest przecież także temat Davida de Gei – chłopaka z Madrytu skądinąd, co byłoby dla tego spotkania podtekstem piątym. Chłopaka, którego najbliższe trzy miesiące przesądzą o być albo nie być w klubie. Fenomenalnego na linii, niewiarygodnie interweniującego nogami, ale wciąż niepewnie wychodzącego do górnych piłek, wciąż przepychanego przez rywali i piąstkującego prosto pod ich nogi. Fakt, że Stoke w zimowym okienku transferowym sprowadził Jacka Butlanda, odczytałem jednoznacznie: w lecie do Tony’ego Pullisa zgłosi się jakiś wielki klub, żeby odkupić Asmira Begovicia. Wielki klub, któremu przydałby się lepszy bramkarz jest na wyspach jeden, a i ten transfer wydaje się pasować do Alexa Fergusona: sprowadzając van der Sara z Fulham, również sięgał po golkipera otrzaskanego już z Premier League. Doprawdy: jeśli mówimy o presji, mówimy cały czas o piłkarzach Realu, z tym jednym wyjątkiem w drużynie przeciwnika.

16.10

Kluczowe pojedynki? Prosta piłka: Ronaldo kontra Rafael (i Jones). Ozil kontra Carrick (i obrońcy MU). Pepe i Ramos kontra van Persie i Rooney. Rooney wszakże schodzący do lewej strony – spodziewa się Michael Cox – żeby przywrócić równowagę nadwerężoną koniecznością podwójnej pieczy nad Ronaldo (a może cofający się bliżej środka, żeby naciskać Xabiego Alonso?). 4-2-3-1 Realu, z wysuniętym Benzemą, Ozilem za jego plecami i Ronaldo atakującym ze skrzydeł oraz „metronomem” Xabim Alonso jeszcze głębiej. Po drugiej stronie zapewne z wysuniętym van Persiem i cofniętym Rooneyem, próbującym zapewne wyciągnąć za sobą któregoś z obrońców. Tu również spodziewam się 4-2-3-1, z Jonesem i Carrickiem przed obrońcami.

Wrócę do tematu za jakieś półtorej godziny.

17.50

Padła prośba o uszczegółowienie, więc zaryzykuję: przed Jonesem i Carrickiem trójka Kagawa, Rooney i Young, względnie Cleverley za Kagawę lub Younga. Jest w tym ustawieniu jakaś niepełność, albo – wyrażając to nieco inaczej – reaktywność, która mnie niepokoi (to on ustawia grę swojej drużyny pod rywala, a w gruncie rzeczy pod jego najgroźniejszego piłkarza; Mourinho nie przebudowuje składu pod kątem wyeliminowania z gry, powiedzmy, Rooneya). Jest również wyraz dylematu, przed jakim stoi sir Alex: czy, jak to robił dawniej w wyjazdowych meczach Ligi Mistrzów, skupi się na ograniczaniu rywalowi pola, bezpiecznej grze na bezbramowy remis, czy spróbuje jednak śmielej zaatakować? Za drugą strategią przemawia lęk przed utratą bramki u siebie: prawdziwą zmorą United jest w tym sezonie to, że ich bramkarze rzadko kończą mecz z czystym kontem.

Inna sprawa, że największych szans na zdobycie gola przez MU upatruję w rzutach rożnych. Ile wygrałbym u bukmachera za postawienie na bramkę Vidicia?

18.40

Gdybym miał dołączyć do zabawy, którą na swoim blogu podjął również podgrzewający atmosferę Rafał Stec, i spróbować złożyć jedenastkę z dwóch grających dziś drużyn, to wyglądałaby ona następująco: De Gea – Rafael, Ramos, Vidić, Coentrao – Khedira, Alonso – Ronaldo, Ozil, Rooney – Van Persie. W gruncie rzeczy wpisałem portugalskiego lewego obrońcę, żeby nie wyszło na to, że od Rafała odpisuję, bo w gruncie rzeczy Evra mógłby się tu załapać. Z drugiej strony czy Pepe nie byłby wyborem bezpieczniejszym niż wracający powoli po kontuzji Vidić? O ile oczywiście Pepe może być wyborem „bezpiecznym” w jakimkolwiek sensie tego słowa…

19.10

Jeszcze słówko o przyszłości Mourinho. „a może Mou zaskoczy wszystkich i wybierze opcję z niebieskiej strony Manchesteru? Nie od dziś wiadomo, że Mancini się w City nie sprawdza i według mnie wcale nie jest wykluczone, że Mou tam nie powędruje” – pisze w jednym z komentarzy Cwirek, a ja myślę, że ten most też jest już spalony. Że dla szejków, którzy pokazali już parę razy, że umieją dbać o wizerunek klubu, ten kandydat jest zbyt kontrowersyjny, z tych samych powodów, co dla właścicieli i prezesów MU. Jeśli Anglia, to Londyn…

19.20

Szkoda, że nie zobaczymy kontuzjowanego Scholesa. Szczęście, że zobaczymy Ozila. Czy tylko mnie technika, wyobraźnia i kreatywność, a nawet stosunkowo niepozorna figura Niemca przypomina Rudego z najlepszych czasów? Podania, jakie zagrywa do Ronaldo – nie tylko do Ronaldo przecież – kojarzą mi się z tamtymi podaniami… Biedny Modrić, tej rywalizacji nie mógł wygrać.

19.45

Są składy, są niespodzianki. Może nie tak wielkie w przypadku Realu: młody – i bardzo dobry ostatnio – Varane zamiast powracającego powoli do gry Pepe. W MU Evans zamiast Vidicia, którego nie ma nawet na ławce (jeden mecz na trzy dni, jak widać, wystarczy; Serb nie strzeli po rogu…), a z przodu, wraz z van Persiem i Rooneyem nie tylko Kagawa, ale też Welbeck. To ostatnie nazwałbym wręcz sensacją: trzeci bardzo ofensywny gracz z przodu?

Zapewne to młody Anglik będzie atakował z prawej strony, a Rooney z lewej, zaś Kagawa operował będzie za plecami van Persiego. Ryzykowna strategia, jeśli pamiętać o tym, że trzeba także naciskać na Xabiego Alonso. Ale… strategia na wyjazdową bramkę. I na nasze emocje.

Bo przecież o tym dotąd nie powiedzieliśmy: niby to dwumecz, niby dopiero ćwierćfinał, ale trudno o pojedynek wywołujący większe emocje. Może gdyby się jeszcze wplątała tu ta trzecia, co to ją wspomnieliśmy zaczynając ten dzionek na blogu, ale i na nią przyjdzie pora.

20.00

Tak ważnego meczu w MU Shinji Kagawa jeszcze nie grał. Podobnie Phil Jones. Anglikiem w ostatnich sezonach sir Alex żonglował niemiłosiernie, była i prawa obrona, i środek, i defensywna pomoc. Dziś będzie nie tylko uganiał się za Ronaldo (z Garethem Balem mu się udało) – wraz z Carrickiem i Kagawą właśnie musi mieć oko na Ozila, Khedirę i Xabiego Alonso. Nie zazdroszczę.

Alistair Magowan właśnie ćwierknął, że ostatni mecz, w którym Rooney, van Persie, Kagawa i Welbeck wyszli w pierwszym składzie, to spotkanie z Southamptonem, ledwo przez MU wygrane i z przewagą rywala w posiadaniu piłki. Hmmm…

20.15

A teraz odejdę na chwilkę, żeby mi się makaron do meczu nie rozgotował. Fajny wieczór przed nami.

21.30

Przepiszę na szybko kilka fiszek, bez ładu i składu. Pierwsza była o różnicy w szybkości: niewiarygodnym przyspieszeniu Realu, szybciej grającym piłką (klepka Ronaldo z Ozilem jako jeden tylko z przykładów) i szybciej biegającym. Druga o de Gei: fantastycznym na linii i niepewnym przy wyjściach do górnych piłek – znów to widzieliśmy. Trzecia o Rafaelu, który kwalifikuje się nawet do zmiany (ma już żółtą kartkę) i o tym, że miał grać na Ronaldo, a Portugalczyk tymczasem nader chętnie schodzi do środka, zostawiając miejsce i Ozilowi, i Xabiemu Alonso, i di Marii, i fantastycznemu w akcjach ofensywnych Coentrao. Wszystko, co najgroźniejsze w Realu (bramka CR z podania di Marii, główka CR obroniona z podania Coentrao, strzał Ozila z podania Xabiego Alonso) narodziło się po lewej stronie – tam, gdzie jest Rafael, gdzie miał wracać Rooney i skąd Ronaldo wyciągnął Jonesa. Czwarta fiszka o defensywnych pomocnikach MU, Carricku i Jonesie, dających sobie radę. Piąta o zagubionym Kagawie. Szósta o Welbecku, który dotknął piłki bodaj trzy razy, ale raz strzelił bramkę, a raz był o włos od gola. Siódma o van Persiem, który z całego ofensywnego kwartetu pracował może najwięcej. Ósma, na osobny tekst, o Cristiano Ronaldo: ile pracuje, ile biega, jaki jest groźny. Dziewiąta, również na osobny tekst, o najgenialniejszej z wymyślonych dotąd dyscyplin sportowych: oto mamy drużynę lepszą w każdym calu, z ogromną przewagą, łatwością stwarzania sytuacji, obrywającą nagle potężny cios po rzucie rożnym i mimo osiągniętej znów przewagi zaledwie remisującą. W koszykówce byłoby to niemożliwe. Jak fajnie, że to nie koszykówka…

Ale powiedzmy i to: celność podań MU w pierwszej połowie to 65 procent. Nie jest to przeciętna zespołu, który ma rządzić w Europie.

22.40

A to była dla odmiany bardzo udana połowa MU. Zamknięty sklepik, w końcówce niemal sklonowana linia obrony, bo Valencia, Jones, Carrick i Giggs grali parę zaledwie metrów przed kolegami, i wszystko łapiący de Gea. Łapiący albo odbijający nogami: z jego interwencji nogami właśnie można by w tym sezonie ułożyć niezłą antologię. Bez dwóch zdań piłkarz meczu i bohater Czerwonych Diabłów, przede wszystkim za dwie obrony strzałów Coentrao. Drugi to Michael Carrick, nie dość, że znakomity przed własną bramką, to bliski asysty przy strzale van Persiego. Zawiedli Kagawa i – zwłaszcza – Rooney, któremu wszak nie pomogło ustawienie przy linii bocznej. Nie było odciążenia obrońców i defensywnych pomocników, nie było szybkich wyjść. Ale jest wynik.

22.50

Zabawne, że chwalimy defensywę MU – jej najbardziej nieprzekonującą formację w tym sezonie. Może więc powinniśmy ganić raczej ofensywę Realu? Benzema i Higuain nie pokazali dosłownie nic, Ronaldo był nie do zatrzymania tylko w ciągu pierwszych 45 minut, reszta mogła jedynie strzelać z dystansu. Rozczarowanie brakiem pomysłów w końcówce. Rozczarowanie tym, że rezerwowi Mourinho nie zmienili obrazu gry. Modrić, owszem, podawał celnie, ale głównie po obwodzie – tylko raz znalazł Ronaldo w polu bramkowym. Szkoda mi Chorwata albo za łatwo przywiązuję się do ludzi…

22.55

Sami Khedira miał zostać bohaterem i był blisko: pięć stworzonych sytuacji, to najwięcej w meczu. Ale też miał Niemiec, wbiegający z głębi, dużo więcej swobody niż np. jego rodak Mesut Ozil.

Bohaterem mógł też zostać van Persie, który nie wykorzystał dwóch znakomitych okazji (jedną zapamiętamy dzięki ofiarnej interwencji Xabiego Alonso na linii i świetnemu podaniu Carricka). A może zostanie w meczu na Old Trafford? Może tam sir Alex nie będzie kłopotał się Kagawą i postawi np. na Cleverleya? Wybiegam już myślą w stronę rewanżu, w którym Real nie stoi przecież na straconej pozycji (choć prasa hiszpańska pewnie nie będzie Mourinho oszczędzać). Zwłaszcza, że ma Ronaldo, o którym za chwilę.

23.05

Jeśli ktokolwiek powtórzy jeszcze zdanie, że Ronaldo zawodzi w ważnych meczach, wyciągnę rewolwer. Jego wyskok do główki, która dała Realowi wyrównanie, zawiśnięcie w powietrzu niemal wbrew prawom fizyki, później zaś nienaganne uderzenie, przypominało wielkich koszykarzy. Bramki zdobywał też w pięciu na sześć ostatnich pojedynków z Barceloną, ma siedem goli w Lidze Mistrzów. Dziś robił wszystko, by Realowi udało się wygrać: zmieniał strony, uciekał kryjącym go zawodnikom do środka i na prawo, cofał się nawet na własną połowę, robiąc miejsce kolegom i nieustannie pokazując się do gry. Jak to podsumował Alex Ferguson: kiedy chłopak ma piłkę, możesz się jedynie modlić.

23.15

Jose Mourinho mówi o równych szansach przed rewanżem, i skłonny jestem przyznać mu rację. Gol wyjazdowy golem wyjazdowym, ale wciąż mam w pamięci imponujący początek Realu i nie mam wątpliwości, że może go powtórzyć na Old Trafford. Ciąg dalszy nastąpi.

23.20

Że jestem sentymentalny, pokazało się już przy Modriciu. Nie będzie więc niespodzianką, kiedy wyznam, że moim ulubionym momentem meczu była owacja fanów Realu dla wchodzącego na boisko Ryana Giggsa. Nawet mój iPad próbował zamienić słówko „Giggs” na „gigant”…