Książę Danii

Teraz, kiedy zostaliśmy sami, możemy porozmawiać, umiłowany współbracie w cierpieniu, które wiąże się z kibicowaniem Tottenhamowi. Porozmawiać o tym, że czas się powoli żegnać z Eriksenem.

Za jakieś pół roku, niedługo po tym, kiedy kilka kolejek przed końcem sezonu okaże się, że awans do Champions League i tym razem jest nieosiągalny, prezes Levy zapewne zdoła odeprzeć transferowe zakusy któregoś z europejskich gigantów, ale za półtora roku rozstaniemy się z całą pewnością. Pieniądze, jakie za niego zapłaciliśmy Ajaxowi (marne 11 milionów funtów) oczywiście się zwrócą wówczas z nawiązką, kto wie, może prezes wydusi za młodziutkiego wciąż Duńczyka nawet powyżej 50 milionów, ale sumy transferowe nie będą w stanie osłodzić gorzkiego smaku pożegnania z kolejnym po Bale’u piłkarzem, który potrafił w pojedynkę wygrać mecz, albo kolejnym po Modriciu, który poruszał się po boisku z taką swobodą i klasą, często schodząc z lewej strony do środka, kreując dla kolegów kolejne okazje (jest w czołówce najlepszych w Premier League, jeśli idzie o podania kluczowe), i potrafiąc równocześnie pracować w pressingu, walczyć o odbiór i biegać – prawie najwięcej lub najwięcej na boisku (w 16 na 22 spotkania Premier League), i to aż do samego końca. To już czwarty mecz, po spotkaniach z Hull, Swansea i Sunderlandzie, o którym rozstrzyga bramka zdobyta przez niego w końcówce.

Dziś Christian Eriksen strzelił dla Tottenhamu swojego dziewiątego i dziesiątego gola w sezonie (ha, Modrić nigdy nie miał takich statystyk…), dając drużynie awans do finału Pucharu Ligi w meczu, który – gdyby nie ten jego drugi gol właśnie – byłby dla naszej drużyny, umiłowany współbracie w cierpieniu, niemal archetypiczny. Czegoś bardzo podobnego byliśmy przecież świadkami również w sobotę, kiedy drużyna odpadała z Pucharu Anglii z Leicester: wyjścia na prowadzenie i kontrolowania gry, a potem nieoczekiwanej kapitulacji. Tutaj, na Bramall Lane, w mieście, o którym z lekką tylko przesadą można powiedzieć, że narodziła się w nim piłka nożna, w starciu z drużyną prowadzoną przez syna jednego z najsłynniejszych trenerów w historii futbolu, starciu toczonym dodatkowo w śnieżycy i przy fenomenalnym dopingu kibiców obu drużyn, Tottenham panował nad sytuacją przez całą pierwszą połowę i jeszcze kawałek drugiej, a wspomniany Eriksen po raz kolejny podczas swojego pobytu w północnym Londynie zdobył bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego. Tym razem nie uderzał z lewej strony boiska lub ze środka, jak zazwyczaj, tylko z prawej – prawą nogą i w taki sposób, że piłka długo wydawała się odchodzić w stronę trybun, by nieoczekiwanie skręcić w stronę dalszego słupka, odbić się od niego i wylądować w siatce. Nie wiem, umiłowany współbracie, czy jest w futbolu piękniejszy widok, niż gol zdobyty po uderzeniu w słupek (no, czysty wślizg Masona z pierwszej połowy, przerywający jedną z kontr Sheffield, też był niczego sobie…).

Tottenham więc zdawał się panować nad sytuacją, grał szybciej i bardziej agresywnie niż w pierwszym meczu, a my w normalnych warunkach nie moglibyśmy się nachwalić postawy poszczególnych piłkarzy: ciężko pracującego z przodu Kane’a, Masona i Stamboulego asekurujących defensywę, a także nieoczekiwanie dynamicznego jak za czasów Fulham Dembele (widać, że okienko transferowe jeszcze otwarte…); nie moglibyśmy się nachwalić, gdyby to nie był Tottenham. Nawet po golu Eriksena na 2:2 gospodarze mieli kolejne okazje – po jednej zadrżały nam serca, czy aby zastępujący w bramce Llorisa i niepewny Vorm będzie w stanie dokończyć mecz, sfaulowany przez rywala (Pochettino dokonał już wówczas trzech zmian). Wcześniej strzelenie dwóch bramek zajęło rezerwowemu Che Adamsowi, nastolatkowi sprowadzonemu z maleńkiego Ilkeston Town, zaledwie dwie minuty. Nigelowi Cloughowi wypada zresztą w tym momencie oddać, że zmiany zrobił dużo lepsze niż Mauricio Pochettino: do 75. minuty skrzydła United nie funkcjonowały należycie, a teraz dzięki rozegraniom z prawej i wykończeniom z lewej padały gole dla Sheffield. Cały Tottenham, cały on, nagle pogubiony w defensywie, bo chwilę po golu na 2:1 inny młodziak z Sheffield, Louis Reed, miał szansę na kolejnego gola.

Ale my przecież nie o tym. 1 marca, jeśli (odpukać) nie złapie wcześniej jakiejś kontuzji, Christian Eriksen wyjdzie w koszulce Tottenhamu na murawę Wembley, by zagrać tam w finale pucharu. Życzę ci, drogi współbracie w cierpieniu, żebyś umiał cieszyć się tamtą chwilą, tak jak cieszyłeś się dziś w 88. minucie, kiedy Duńczyk po świetnym – przyznajmy to – podaniu Harry’ego Kane’a pokonał bramkarza Sheffield po raz drugi, strzałem tyleż precyzyjnym, co tak lekkim, że wyglądało to niemal na nonszalancję. Ale żeby umieć się nią cieszyć, nie powinieneś łowić chmur we śnie: książę Danii nie pozostanie z nami zbyt długo.

To, co pozostanie, nie będzie przedmiotem tragedii.

9 komentarzy do “Książę Danii

  1. Jaskier

    Zapowiada się świetny finał. Do boju, Koguty!

    Fajne nawiązanie do Herberta. Rozumiem melancholijny żal, ale spokojnie – przyjdzie albo rozwinie się nowy grajek, by jak Fortynbras powiedzieć: „Reszta nie jest milczeniem ale należy do mnie”

    Odpowiedz
  2. Michał Małysa

    Zabrakło mi jeszcze we wstępie chyba najbardziej wymownego fragmentu („jak mężczyzna z mężczyzną”), ale rozumiem, że cała ironia tego stwierdzenia kompletnie nie pasuje do notki. Świetnej jak zawsze 🙂

    Odpowiedz
  3. ramzes

    No poleciał Pan na optymizmie „wemblejowym”, myślę że jeszcze trochę mu do Modrica i Bale’a brakuje i te 50 mln to z całym szacunkiem nie ten czas. Zawodnik bardzo ciekawy i wyjęty za małe pieniądze ale brakuje mu sezonu na najwyższym poziomie. Myślę że bardziej pasowałby do Barcelony niż Rakitic. Zapowiada się bardzo emocjonujący finał, szkoda tylko że żadna nasza tv nie transmituje finału.

    Odpowiedz
    1. me262schwalbe

      Do odważnych świat należy. Ok, spróbuję przewidzieć najbliższą przyszłość:
      MU – bank
      Ars -bank
      potem
      Hull, Eve, Stoke, Black Cats, Che, pozostałe X
      zakład 2 banki + 5 z 8. Za 3 euro do wygrania 897.19 euro.
      Kto następny?

      Odpowiedz
      1. KrólJulian

        wyjątkowo trudna kolejka, za tydzień będzie łatwiej:
        hull, MU, Ars, Stoke, liver – nie obstawiam dziś i jutro
        Bolton-Wolves X
        Ipswich-Wigan 1
        Birma-Kanary X
        Reading-SheWed X2
        WBA-Spurs x
        CP-Everton x
        Sunderland X
        Ja teraz nastawiłem się na zakłady live-zagapić lubią się zwłaszcza w totolotku-polecam zwłaszcza obstawianie dokładnego wyniku kwadrans przed końcem, w przypadku, gdy mecz de facto jest rozstrzygnięty i obie ekipy człapią, a kurs na aktualny wynik to 2,80 🙂
        Chelsea X

        Odpowiedz

Skomentuj rafo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *