Archiwa tagu: Chelsea

Menedżerowie z filozofią

1. Jako jeden z rzeszy tych, którzy zechcieli przed sezonem obstawić, że Chelsea obroni mistrzostwo Anglii, obejrzałem z należytą uwagą jej mecz z Evertonem, a z jeszcze większą: przeczytałem wszystko, co na temat kolejnej porażki piłkarzy Jose Mourinho napisano w niedzielnych gazetach. Obejrzałem, przeczytałem i… dalej nic nie rozumiem. Otóż tak właśnie: obejrzałem, przeczytałem i nie rozumiem, dlaczego maszyna działająca zwykle tak wspaniale, nagle się zacięła. Ivanović, parę miesięcy temu najlepszy obrońca Premier League, ogrywany niemiłosiernie przez kolejnych rywali – tym razem przez Naismitha? Nieskuteczny Diego Costa? Niewidoczny Hazard? Fabregas bez wpływu na grę? Najskuteczniejsza defensywa Anglii, w pięciu meczach dająca sobie strzelić aż dwanaście bramek? Przyznaję: nie mam pojęcia, co się stało tego lata na Stamford Bridge i w Cobham. Teoria o trzecim sezonie Mourinho wciąż wydaje mi się bałamutna: dlaczego niby ktoś, kto przez pierwsze dwa lata radził sobie znakomicie, nagle przestaje dawać radę? Kiedy za pierwszym razem zwalniano go z Chelsea, Mourinho nie miał aż tak słabych wyników jak teraz, podobnie w Realu: tam raczej jego konflikt z całym światem stał się w końcu nie do wytrzymania. Późniejszy start przygotowań do sezonu, którym tłumaczył się kilkanaście dni temu i o którym wspominałem tu poprzednio? No przecież w połowie września, po zamknięciu okienka i pierwszej przerwie na kadrę, drużyna powinna już być rozhulana, a nie notować najgorszy start od czasu sezonu 1986/87. Brak wsparcia na rynku transferowym? A dodanie Pedro i Falcao do mistrzowskiego składu to niby pikuś? Czytaj dalej

Premier League po miesiącu

A skoro mamy pierwszą w tym sezonie przerwę na mecze reprezentacji i skoro przez najbliższe dni na polu piłki klubowej nic się nie wydarzy (jeśli nie liczyć, oczywiście, chaotycznego i nerwowego jak zwykle zamykania okienka transferowego, na którego temat wyraziłem się jasno przed tygodniem), to spróbujmy zdobyć się na pierwsze podsumowanie. Jasne: to dopiero miesiąc, raptem cztery kolejki, a takiego Jose Mourinho poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy itd., ale i tak wydarzyły się w Premier League rzeczy, o których jeszcze miesiąc wcześniej nam się nie śniło. Przyznajcie zresztą sami: któż z was spodziewał się tego, że West Ham wygra na wyjeździe z Arsenalem i Liverpoolem? A tego, że West Ham… przegra u siebie z Bournemouth i Leicester? Doprawdy: trudno o lepszy przykład złożoności tej ligi (albo trudności w jej regularnym opisywaniu), niż te cztery wyniki drużyny Slavena Bilicia.

Czego zatem dowiedzieliśmy się w trakcie pierwszego miesiąca biegania po angielskich boiskach, poza tym oczywiście, że gdybyśmy obstawiali wyniki w jakimś piłkarskim totku, marnie byśmy na tym wyszli?

1. Najbardziej przerwy na kadrę nie chcą w Manchesterze City. Cztery mecze i cztery zwycięstwa, w dodatku bez straty gola, zapierający dech w piersiach, szampański futbol ofensywny, David Silva, co nad poziomy wylatuje (dziewięć asyst w 2015 roku – nikt w tej lidze nie utrzymuje takiej passy, choć wypada zauważyć, że cała drużyna miała świetną końcówkę poprzedniego sezonu, bo przed tymi czterema wygranymi było sześć z rzędu późną wiosną), i zmotywowany na nowo Yaya Toure… Jak wyglądało lato w Manchesterze, jaką kurację odmładzającą zaaplikował Manuel Pellegrini nie tylko sobie, ale przede wszystkim swoim podopiecznym? No tak, niby wiemy: cudowna pigułka Sterling, która miała dobroczynny skutek np. na grę Kolarova, ale skąd aż tak dobre występy Sagni czy Fernandinho? Przy transferach, jakich dokonał i dokonuje klub tego lata (Sterling, Otamendi, Delph, a teraz jeszcze najdroższy z nich wszystkich de Bruyne), przy debiucie Kelechiego Iheanacho, naprawdę nie ma powodów, by passa MC nie trwała jeszcze dłużej. Czytaj dalej

Czy Mourinho to mutant (polemika z przyjacielem)

Myślałem, że nie wrócę już do awantury, jaką Jose Mourinho zrobił Evie Carneiro, ale przeczytałem właśnie w „Gazecie Wyborczej” felieton mojego znakomitego kolegi i osobistego przyjaciela Rafała Steca, z którego zasadniczą myślą muszę się ze smutkiem nie zgodzić.

Najpierw co do faktów, o które damy i dżentelmeni nie powinni się spierać: w tej części tekstu Rafała, która zawiera relację z samego incydentu podczas meczu ze Swansea, brakuje mi istotnej kwestii, a mianowicie tego, że Carneiro i Jon Fearn (nie Fearne, jak stoi w „Gazecie”) wbiegli na boisko zawezwani przez sędziego Michaela Olivera. Innymi słowy: nie mogli zachować się inaczej, a znajomość czy nieznajomość piłki nie ma tu nic do rzeczy. Czytaj dalej

Lipcowa Chelsea

Jak na spotkanie Chelsea z Manchesterem City było zaskakująco ciekawie. I to (żebyśmy się dobrze zrozumieli) ciekawie nie tylko dla taktycznych maniaków, i nie tylko dla wydawców okołopiłkarskich bulwarówek, co to żyją głównie z pisania o obyczajowych skandalach, bójkach między piłkarzami albo kłótniach między trenerami. To znaczy owszem: i jedni, i drudzy również mieli okazję się dziś pożywić – albo dyskutując np. o roli Ramiresa, którego obecność na boisku miała działać tonująco na Sterlinga; albo mówiąc o nieobecności Evy Carneiro i interwencjach sztabu medycznego w końcówce pierwszej połowy, o potencjale awantury między Diego Costą a nieźle radzącymi sobie z nim obrońcami gospodarzy, wreszcie: o kolorze kartki dla Fernardinho.

Było zaskakująco ciekawie, bo toczyło się w sposób zaskakująco otwarty, a w związku z tym nie przypominało na przykład ubiegłorocznych partii szachów, rozgrywanych przez Mourinho z „panem Pellegrino”. Czy fakt, że Chelsea pozwalała rywalom na aż tak wiele, był zgodny z zamysłem jej menedżera, pozwalam sobie jednak wątpić – że było wręcz przeciwnie, świadczy również zmiana dokonana już w przerwie: pierwszy raz w historii jego meczów pod Mourinho musiał zejść z boiska, ustępując miejsca Kurtowi Zoumie, kapitan drużyny John Terry. „Uznałem, że z Kurtem – najszybszym z obrońców, jakich mam do dyspozycji – będziemy mogli bronić się wyżej przeciwko próbującemu grać z kontry MC” – wyjaśniał potem menedżer Chelsea. Czytaj dalej

Przewodnik po Premier League, v. 15/16

Czy Chelsea obroni tytuł? Czy na tron po kilku latach chudych może wrócić najlepiej i najdrożej kupujący tego lata Manchester United? Czy ustabilizowany skład Arsenalu zdoła wreszcie wyjść z cienia rywali? Czy Manuel Pellegrini dotrwa do końca sezonu na posadzie trenera Manchesteru City? A co z Brendanem Rodgersem, kolejny raz osłabionym po spektakularnym odejściu czołowego piłkarza i kolejny raz wspartym na rynku transferowym przez chwalebnie cierpliwych właścicieli Liverpoolu? I w końcu Mauricio Pochettino: ile będzie w stanie osiągnąć z drużyną opartą na wychowankach, bez szczęśliwie oddanych do innych klubów, uprzednio przepłaconych biedanastępców Garetha Bale’a? A czyhający za ich plecami Garry Monk, Alan Pardew, Roberto Martinez, Mark Hughes, Ronald Koeman (kolejność nazwisk przypadkowa), wszyscy zasileni pieniędzmi z rekordowego w historii Premier League kontraktu telewizyjnego, co natychmiast spowodowało, że zdolna młodzież zaczęła przenosić się ze słonecznych plaż Katalonii do wietrznego Stoke? A młodsi zdolniejsi wśród menedżerów, Eddie Howe i Alex Neil – czy mają szansę poradzić sobie lepiej od zbliżających się do emerytury Claudio Ranieriego i Dicka Advocaata? Czytaj dalej

Mourinho-Wenger, do czternastu razy sztuka

Bardziej zależało oczywiście Wengerowi – dla Mourinho był to jednak jeszcze jeden sparing, w którego trakcie, zważywszy na statystykę jego trzynastu poprzednich spotkań z Arsenalem w ciągu blisko jedenastoletniej już rywalizacji, niczego udowadniać nie musiał. Siedem porażek, sześć remisów i ani jednej wygranej, „gdybym miał podobne statystyki, poważnie bym się zastanawiał nad przyczynami” – mówił jeszcze w piątek trener Chelsea, sugerując, że jego stary przeciwnik może mieć przed spotkaniem z nim rodzaj psychicznej blokady. Zaczynamy więc sezon tam, gdzie kończyliśmy poprzedni, ze świadomością, że napędzający Mourinho duch rywalizacji nie zdradza oznak słabnięcia. Podobnie zresztą, jak uraz Francuza, który również ani myślał podać na Wembley rękę Portugalczykowi.

O tym, że wynik meczu o Tarczę Wspólnoty niewiele mówi na temat zbliżającego się sezonu, dobitnie przypominają poprzednie starcia. Rok temu Arsenal popisowo ograł Manchester City, a sam sezon ligowy zaczął nienajlepiej, by zakończyć go za plecami MC w tabeli; przed dwoma laty David Moyes od zwycięstwa nad Wigan i zdobycia Tarczy Wspólnoty zaczynał swoją, pożal się Boże, pracę w Manchesterze United. „Trochę ważniejszy niż zwykły sparing, ale mniej ważny niż zwykły mecz ligowy” – skwitował Mourinho. Wenger byłby z pewnością innego zdania. Czytaj dalej

Niektóre, bo przecież nie wszystkie powody zdobycia przez Chelsea mistrzostwa Anglii (notatka)

Ciągłość

Drużyna mistrzów, której trzon został nauczony wygrywania jeszcze podczas pierwszego pobytu w klubie przez Jose Mourinho. Związany z klubem i z trenerem John Terry, ale także siedzący na ławce i niezawodni po wejściu na boisko Didier Drogba (gole z MU i Tottenhamem), Petr Cech (6 występów i 5 czystych kont!), a nawet wprowadzany na murowanie bramki w końcówkach trudnych spotkań John Obi Mikel, to tylko niektóre przykłady tego, że dobrze mieć w klubie zawodników zakorzenionych. Byle nie (patrz pod MC) za dużo.

Zmiana

Już w poprzednim sezonie brakowało niewiele – a konkretnie (jak by powiedział Dariusz Szpakowski) skuteczności. Przełomem okazało się przyjście Diego Costy i Cesca Fabregasa: grający przed rokiem jako główny napastnik Fernando Torres w 28 meczach strzelił tylko 5 goli, a Diego Costa w tym roku zdobył ich 19; o liczbie asyst i prostopadłych podań jego kolegi z reprezentacji w pierwszej fazie sezonu pisywaliśmy tu niemal co tydzień.

Rozkwit

Piłkarz roku: najczęściej faulowany, najczęściej dryblujący, najczęściej kreujący szanse kolegom, ośmiokrotnie asystujący zdobywca aż czternastu goli Eden Hazard. Trudno się dziwić plotkom o jeszcze jednym rekordzie transferowym Realu.

Tarcza

Wraz z najlepszymi w lidze obrońcami i niemal bezbłędnymi (no, Courtois zapamięta Charliego Adama na całe życie…) bramkarzami, przerywający akcje rywali w środku pola Nemanja Matić pozwolił Chelsea zakończyć aż 17 meczów z czystym kontemto najlepszy wynik w lidze, niejedyny, jeśli idzie o tegoroczne statystyki.

Pan Ważne Gole

Branko Ivanović na prawej obronie – i pod bramką rywali, co było możliwe dzięki wsparciu na swojej flance zawsze czujnego w defensywie Williana. Nie tylko w Premier League bano się, że po główkach czy strzałach Serba piłka w końcu trafi do siatki.

Kapitan

Znakomity, może najlepszy w karierze sezon – i komplet występów w Premier League – Johna Terry’ego. Zaprawdę, poza Stamford Bridge kibice mają powody, żeby go nie lubić – bo w cichości ducha marzą o tym, żeby ich zespół również miał takiego lidera. To się nazywa świecić przykładem.

Plan A

Po prostu nic tu nie było dziełem przypadku. W momencie drugiego przyjścia na Stamford Bridge Jose Mourinho mówił, że aby sięgnąć po mistrzostwo kraju będzie potrzebował dwóch lat. W pierwszym sezonie przyglądał się, próbował i wyciągał wnioski, latem dokonał błyskawicznych transferów (także pozbywając się z klubu zawodników niechcianych i bilansując budżet), by na kolejne rozgrywki mieć już jasną koncepcję pierwszej jedenastki, z której aż sześciu piłkarzy: Costa, Hazard, Matić, Cahill, Terry i Ivanović, znalazło się w drużynie sezonu wybieranej przez kolegów ze związku zawodowego piłkarzy (nawiasem mówiąc, zmieniając nieco ustawienie można by w niej znaleźć miejsce i dla Fabregasa).

Plan B

Kurt Zouma w drugiej linii. Loic Remy wprowadzany do pierwszej linii (i przynoszący drużynie 9 goli). Ofensywny futbol, dominacja, przewaga w posiadaniu piłki albo przeciwnie: kompletne oddanie inicjatywy rywalom i skazanie ich na męczarnie do pierwszego skutecznego kontrataku. Byle nie oddać prowadzenia w tabeli.

Porażki

W drodze po tytuł błogosławione wpadki w bojach o Puchar Anglii i Ligę Mistrzów. W najważniejszym momencie sezonu – wiosną – grali już tylko cztery-pięć meczów miesięcznie, kiedy w grudniu i styczniu – osiem.

Medycyna

W odróżnieniu do pozostałych rywali (MC długo bez Kompany’ego, Silvy, Aguero, Nasriego, Arsenal bez Ozila czy Walcotta, Liverpool bez Sturridge’a, MU z nieustającym szpitalem), minimalna liczba kontuzji – co przy wąskiej stosunkowo kadrze (13 graczy z co najmniej 20 meczami w Premier League) musi robić wrażenie.

Rywale

Tu za dużo zmian, tam za mało, tu kiszące się zbyt długo we własnym sosie starzejące się gwiazdy MC, tam zbyt długo rozpędzające się po zmianie trenera MU, „prawie” Arsenal i Liverpool bez Suareza – mistrzostwo dla Chelsea także jako efekt słabości konkurencji. W przyszłym roku będzie trudniej.

Styl

Powiecie, że „nudna, nudna Chelsea”, bo tyle tych 1:0? To przypomnijcie sobie, jak gromili rywala za rywalem w pierwszej połowie sezonu, sprawdźcie, ile drużyn strzeliło więcej bramek (dla ułatwienia: jedna) i ile ma ich gorszą różnicę (dla ułatwienia: żadna). Owszem, w ostatnich miesiącach najważniejszy był wynik, wcześniej jednak wynik osiągano w stylu oszałamiającym. A że drużyna Arsene’a Wengera od ponad ośmiu godzin nie potrafi strzelić Chelsea bramki, z podopiecznymi Mourinho nie wygrała zaś ani razu? No faktycznie, to może być nudne.

Trener

No sami wiecie. Wyjątkowy, cholera jasna.

Hazard, czyli piękny wśród bestii

„W piłce nożnej nie chodzi o »jeżeli« i »prawie« – w piłce nożnej chodzi o matematykę”, powiedział po meczu z Manchesterem United Jose Mourinho, nawiązując do pytania, czy wygrana z zespołem Louisa van Gaala oznacza, że jego podopieczni mogą się już czuć mistrzami Anglii. Słuchając go pomyślałem jednak, że gdyby w piłce nożnej chodziło wyłącznie o matematykę (czytaj: o wynik i punkty), Chelsea po prostu zremisowałaby z Manchesterem United bezbramkowo. Jose Mourinho przyjąłby taką mniej więcej taktykę, jak przyjął: przed ustaloną na cały sezon i niemal w ogóle nierotowaną czwórką obrońców Ivanović, Cahill, Terry, Azplicueta, wzmocniłby tarczę, którą zazwyczaj stanowi Matić, u boku Serba stawiając Zoumę (ktoś w końcu musi pamiętać o wzroście Fellainiego…), z przodu, pod nieobecność Costy, wystawiłby silnego fizycznie i przydatnego w pojedynkach powietrznych Drogbę, a nauczony doświadczeniem ostatnich meczów Manchesteru United pilnowałby zwłaszcza tego, co dzieje się na lewej flance rywala, ze szczególnym uwzględnieniem aktywności Ashleya Younga. Inicjatywa przez cały mecz należałaby do gości, którzy osiągnęliby gigantyczną przewagę w posiadaniu piłki (71 procent! na boisku najlepszej drużyny Anglii!), swoje akcje rozbijając wszakże o mur ustawiony mniej więcej na trzydziestym metrze przed bramką Courtois. Chelsea w tym czasie blokowałaby wszystkie próby dośrodkowań ze skrzydeł, nie dopuszczałaby do rzutów wolnych w niebezpiecznej strefie, nie pozwalałaby grającemu tym razem w drugiej linii Rooneyowi na wejścia w pole karne, a nade wszystko wyłączyłaby z gry tego, który w ostatnich tygodniach nadał nowy impet bezpośredniej grze Czerwonych Diabłów: Marouane’a Fellainiego. „Mieliśmy w kieszeni wszystkich najważniejszych graczy MU” – podkreślał po meczu Mourinho, i trudno się z nim nie zgodzić: jeśli pominąć jedną jedyną akcję z początku meczu, kiedy po pięknym rozegraniu lewą stroną Davidowi de Gei wydawało się, że Rooney strzelił bramkę i zaczął w związku z tym przedwcześnie się cieszyć, goście – mimo gargantuicznego wysiłku włożonego w to spotkanie – pozostawali niegroźni. Czytaj dalej

Zwyczajny finał Wyjątkowego

Z punktu widzenia dziennikarza piszącego na szybki dedlajn był to mecz wymarzony: w zasadzie po godzinie gry mógł mieć gotowe sprawozdanie – w dodatku sprawozdanie, które dałoby się sklecić z pokaźnej liczby relacji z wcześniejszych spotkań drużyn prowadzonych przez Jose Mourinho. Właściwie o jedno tylko można się spierać: o to, kto był autorem drugiej bramki dla Chelsea – czy zaliczyć ją Diego Coście, jak zapisano w protokole meczowym, czy uznać, że był to samobój Kyle’a Walkera, jak być może orzeknie w ciągu najbliższych dni panel rozstrzygający w Anglii takie kwestie. O ile zdążyłem zauważyć, piłka po uderzeniu Hiszpana nie szła w bramkę, być może Costa myślał raczej o dośrodkowaniu, słowem: gdyby nie udział obrońcy Tottenhamu, gola by nie było.

Być może zresztą nie byłoby także pierwszego gola, gdyby nie uraz tego samego Walkera odniesiony kilka minut wcześniej. Do momentu kontuzji, po której Anglik przez kilka minut ewidentnie utykał i wydawało się, że nie dotrwa do przerwy, niemal nic nie zakłócało spokoju graczy Tottenhamu (niemal, bo również przed lekkomyślnym faulem Chadliego, po którym padł gol Terry’ego, można było odnieść wrażenie, że faulują zbyt często i zbyt blisko bramki Llorisa), a kiedy prawy obrońca był opatrywany, w szeregi zespołu Mauricio Pochettino wyraźnie wkradł się lęk. Na tym chciałbym jednak zakończyć frazy zaczynające się od „być może” (być może gdyby Eriksen trafił z wolnego nie w poprzeczkę, a kilka centymetrów niżej…, być może gdyby do przerwy było 0:0…, być może gdyby zamiast Chadliego grał Lamela…, być może gdyby nie czwartkowe spotkanie we Florencji…): tak naprawdę zwycięstwo Chelsea było niekwestionowane, a nawet to, że w pierwszej połowie więcej z gry miał Tottenham, wynikało raczej ze strategii, jaką tradycyjnie w meczach o podobną stawkę przyjmuje Jose Mourinho – najpierw zabezpieczenia tyłów, potem czyhania na kontrę lub na stały fragment. Wbrew spektakularnym gestom radości, których nie szczędził nam ani w trakcie, ani po meczu, był to dla Wyjątkowego zwyczajny finał – zakończony zwycięstwem. Czytaj dalej

Tematy do odstąpienia: rasizm

A gdybym nie brał teraz dzieci, swoich i nieswoich zresztą, na parę dni w góry, gdybym nie odcinał się od internetu, telewizora, a nawet, szczerze mówiąc, od ojczystego języka, pisałbym nie tylko o najbliższej kolejce Premier League i kolejnych meczach Ligi Mistrzów. Pisałbym pewnie o wczorajszym wyroku angielskiego sądu najwyższego, zezwalającym Tottenhamowi na wywłaszczenie ostatniej fabryczki działającej od dziesięcioleci w bezpośrednim sąsiedztwie White Hart Lane; fabryczki, której właściciele nie zgadzali się na przeprowadzkę i blokowali tym samym rozbudowę stadionu (mocno nieoczywista sprawa, w której znalazłyby się i niedotrzymane obietnice ze strony klubu, i tajemnicze podpalenie spornego obiektu). Z pewnością pisałbym także o niewpuszczeniu przez ludzi podających się za kibiców Chelsea czarnoskórego pasażera do wagonu paryskiego metra – i o wszystkich tych rzeczach, które przy okazji uruchomiła ta ponura w sumie historia. Czytaj dalej